„Stan przyszłości: Superman” - recenzja
Dodane: 11-01-2023 23:00 ()
Kolejne przesilenie na skalę całokształtu stworzenia – tj. machinacje przeistoczonego w kwantową nadistotę Batmana Który się Śmieje – omal nie doprowadziło do anihilacji konglomeratu równoległych wszechświatów (o czym więcej na kartach opowieści „Batman Death Metal”). Zdesperowanym herosom udało się jednak powstrzymać złowrogiego przybysza z mrocznego multiwersum, dzięki czemu realia przez nich zamieszkiwane zyskały możliwość dalszego rozwoju.
Jego pochodną ujęto w grupie tytułów pod wspólnym szyldem „Stan przyszłości”, spośród których polski czytelnik uzyskał wgląd do przyszłych losów Obrońcy Gotham, Ligi Sprawiedliwości oraz Człowieka ze Stali. W przypadku tegoż ostatniego można zresztą śmiało mówić nie tyle o nim samym, ile o całej wręcz społeczności, która wyrosła na jego legendzie. Stąd przy okazji poświęconego mu zbioru w ramach wspomnianej, na swój sposób futurologicznej inicjatywy, mamy do czynienia z faktyczną antologią z udziałem m.in. jego syna Jonathana, jak zawsze zapamiętałego w podejmowanych przezeń inicjatywach Lexa Luthora oraz całego grona mniej lub bardziej odległych potomków Kal-Ela.
Jak ów koncept ogólnie się sprawdził? Jak to na ogół w przypadku tego typu zbiorczych przedsięwzięć bywa raz lepiej, raz nieco gorzej. W ogólnym jednak rozrachunku tę odsłonę „Stanu przyszłości” uznać można za realizacje nadspodziewanie udaną. Wydawnictwo DC Comics zdążyło bowiem w ostatnim czasie przyzwyczaić odbiorców swoich produkcji, że nie zawsze sprawnie rozpisany scenariusz i satysfakcjonująca rozrywka stanowią priorytet w realizowanych pod jego szyldem przedsięwzięciach. Niebawem zresztą polscy czytelnicy będą mieli sposobność zapoznać się z na swój sposób „misjonarskim” zacięciem mocy sprawczych wspomnianego wydawcy, rozpoznając serię „Superman: Syn Kal-Ela”, efemeryczną co prawda (bo liczącą ledwie osiemnaście epizodów), aczkolwiek niczym w soczewce ujmującą kumulację patologii naszych czasów. Dość już jednak o zjawiskach, które dopiero przed nami; zwłaszcza że tak jak wyżej zasygnalizowano, niniejszy zbiór okazuje się nadspodziewanie wciągającą lekturą. Tym bardziej że bez udziału w jego realizacji tzw. szumnych nazwisk. Mając w pamięci niezbyt chlubne „wyczyny” w tym kontekście najwyraźniej do cna już wypalonego Briana Michaela Bendisa, („Superman. Action Comics: Nadejście Lewiatana”) oraz Johna Romity Młodszego może lepiej, że tak się sprawy ułożyły.
Toteż pomimo absencji tzw. vipów na pokładzie tego przedsięwzięcia przytrafiają się w nim momenty potencjalnie czytelnika uwodzące. Co prawda niekoniecznie na samym „starcie”, przy okazji którego uwaga ewentualnego czytelnika koncentrowana jest na osobie wzmiankowanego Jonathana Kenta Młodszego. Niemniej podróż do skądinąd znanego Świata Wojny (po więcej szczegółów wypada odesłać do „Supermana” nr 6/1991 oraz zbioru „Uniwersum DC według Mike’a Mignoli”) okazuje się zachęcającym preludium do zasadniczego „dania” tej propozycji wydawniczej, tj. konfrontacji pomiędzy tytułowym „Harcerzykiem”, a jego emblematycznym adwersarzem w osobie (cóż za zaskoczenie!) nieodrodnego potomka Alexandra Jospeha Luthora. Co więcej, niekoniecznie z racji jej samej, bo pod tym względem scenarzysta tej opowieści (w tej roli Mark Russell) zarówno Granta Morrisona („All-Star Superman”) jak i Marka Millara („Superman: Czerwony Syn”) „przebić” nie zdołał. Cieszy natomiast trafne przezeń uchwycenie mechanizmów ekspandowania struktur drapujących się na federacyjne. Tak bowiem sprawy się mają na linii relacji pomiędzy zarządzaną przez Luthora planetą Luxor a kierowaną przez gremium tzw. starszych i mądrzejszych Organizacją Planet Zjednoczonych. Dość wspomnieć, że w trakcie przyswajania sobie tej opowieści z miejsca przypomina się słynna wymiana zdań pomiędzy dowódcą eskadry okrętów kierowanego przez Ateńczyków tzw. pierwszego związku morskiego a mieszkańcami wyspy Melos, delikatnie rzecz ujmując, nieszczególnie zainteresowanymi partycypowaniem we wspomnianej chwilę strukturze sojuszniczej. Trudno orzec, czy szanowny pan scenarzysta faktycznie takowy efekt zamierzał osiągnąć; niemniej być może nieco na przekór sobie samemu trafił w sedno zjawiska drapieżnego, acz równocześnie szermującego wyniosłą i umoralniającą retoryką imperializmu.
Na tym zresztą nie koniec walorów tej odsłony „Stanu przyszłości”. Plastycy zaangażowani w ten projekt zadbali bowiem o wizualny rozmach, a niekiedy wręcz przepych. Znać to zwłaszcza po konceptualnie wyszukanych projektach zaawansowanych technologii oraz pełni swobody w ujmowaniu uczestników zebranych tu opowieści. Toteż nawet gdy mamy do czynienia z sekwencjami z założenia statycznymi to także w nich znać dynamikę sytuacyjną, a przy okazji profesjonalne przygotowanie wspomnianych twórców do podjętego przez nich zawodu.
Podsumowując, wyszło lepiej, niż można się było po współczesnym DC Comics spodziewać.
Tytuł: „Stan przyszłości: Superman”
- Tytuł oryginału: „Future State: Superman”
- Scenariusz: Sean Lewis, Phillip Kennedy Johnson, Jeremy Adams, Mark Russell
- Szkic i tusz: John Timms, Mikel Janin, Siya Oum, Steve Pugh, Scott Godlewski
- Kolory: Gabe Eltaeb, Jordie Bellaire, HI-FI, Romulo Fajardo Młodszy
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Story House Egmont
- Data publikacji wersji oryginalnej: 29 czerwca 2021 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 26 października 2022 r.
- Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
- Format: 16,7 x 25,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 252
- Cena: 89,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie „Future State: Superman of Metropolis” nr 1-2 (marzec-kwiecień 2021), „Future State: Superman. Worlds of War” nr 1-2 (marzec-kwiecień 2021), „Future State: Superman vs. Imperious Lex” nr 1-3 (marzec-maj 2021) oraz „Future State: Superman. House of El” nr 1 (kwiecień 2021).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksów do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus