„To nie wypanda” - recenzja wydania DVD
Dodane: 19-09-2022 21:05 ()
Pixar ostatnio celuje w produkcje kameralne, osadzone w stylistyce realizmu magicznego. Do ich grona dołączyło niedawno To nie wypanda, które, jak wiele dzieł filmowych w czasie pandemii, załapało się na premierę hybrydową i od razu zaskarbiło sobie grono oddanych fanów. W czym tkwi fenomen tej opowieści o dorastaniu? Przy okazji premiery DVD postanowiłam sama to sprawdzić.
Główną bohaterką historii rozgrywającej się w Toronto końcówki lat 90 XX w. i początku XXI wieku jest Meilin Lee, córka potomków chińskich emigrantów. Na co dzień typowa, zwyczajna nastolatka, której życie kręci się wokół szkoły, rodziny, zgranej paczki przyjaciółek oraz wzdychania do ukochanego boysbandu. Jednak wszystko się komplikuje, gdy pewnego poranka budzi się jako wielka, puchata czerwona panda. Okazuje się, że przemiana w to sympatyczne skądinąd zwierzątko to spadek po przodkach od strony jej matki, który aktywuje się pod wpływem silnych emocji. A to nie jedyna niespodzianka, jaka czeka w najbliższym czasie dorastającą Meilin. Jak sobie z tym wszystkim poradzi? I czy bycie czerwoną pandą okaże się dla niej darem, czy przekleństwem?
Nie ukrywam, że koncepcja Meilin i jej pandowatości trochę przypomina netflixowe anime Dinołaczka czy Hulka Marvela. W każdym z tych przypadków bohater pod wpływem silnych emocji przemienia się w zwierzę (Naoko w dinozaura, Banner w zielonego potwora, Mei w czerwoną pandę). Jednak na tym podobieństwa się kończą, bo każda z tych produkcji ostatecznie podąża w zupełnie innych kierunkach.
W przypadku pełnometrażowego debiutu Domiee Shie (oscarowe Bao) dostaliśmy całkiem ciekawe, chwilami zabawne, chwilami wzruszające, kobiece studium o dorastaniu i dojrzewaniu z perspektywy niełatwych relacji matka-córka. Więzi niełatwych, bo choć często przepełnionych miłością, to niejednokrotnie obciążonych błędami, które bezrefleksyjnie powielane były przez poprzednie pokolenia i w spadku przekazywane dalej następnym. Animacja Shie uzmysławia nam, jak ważna dla dorastającej dziewczyny jest akceptacja ze strony matki, przy jednoczesnym pozwoleniu jej na bycie sobą i szukaniu własnej drogi oraz kreśli, jakie są następstwa, gdy tego zabraknie. Ponadto twórcy przypominają, jak mocno nasze muzyczne pasje wpływają na nas samych. Jak nas kształtują i odgrywają tak samo silną rolę w budowaniu nas samych co rodzina i przyjaciele. Ich przyjaźń pozwala nam na spojrzenie na samych siebie z zupełnie innej perspektywy niż ta, do której przyzwyczaili nas nasi bliscy i odkrycia czegoś, co im umyka. Szczególnie to cenne, gdy stawia się pierwsze kroki na drodze ku dorosłości.
Jednocześnie To nie wypanda porusza bardzo aktualny i uniwersalny problem dotykający każde młode pokolenie dzieci imigrantów: bycie na rozdrożu między stylem życia kraju ich dorastania a kulturą i tradycją kraju, z którego pochodzą ich rodzice. Po seansie dociera do nas, jak niełatwo nastolatkom z takich rodzin łączyć z sobą oba te światy, balansować między nimi i jakich problemów to im nastręcza w codziennym życiu. Oprócz tego To nie wypanda stanowi mocno nostalgiczny list miłosny do epoki boysbandów, tamagotchi, przegrywanych płyt CD i starych Nokii. Sięga po wszystko to, co było kwintesencją końcówki lat 90 XX w. z całym wachlarzem zjawisk, które występowały na przełomie XX i XXI wieku. Animatorom w pełni udało się oddać ducha tamtej epoki zarówno od strony fabularnej, jak i wizualnej (stroje, gadżety itd.).
Jeżeli chodzi o pozostałe aspekty produkcji od strony technicznej, mamy tu Pixara całą gębą (scena przygotowywania kolacji przez ojca Meilin naprawdę hipnotyzuje), chociaż da się tu odczuć autorski styl reżyserki Bao. Podobna sytuacja miała miejsce przy okazji Luki i wygląda na to, że Pixar nie ustaje w eksperymentowaniu przy swoich animacjach. Przynajmniej pod kątem wizualnym. Jednak tym razem, nie tyle serca widzów skrada kunszt samej animacji, ile muzyka. To właśnie ona jest sercem tej produkcji. Stanowi bardzo ważnym element fabuły (fascynacja Meilin i jej kumpel 4*Town stanowi kluczową siłę napędową toczących się na naszych ekranach wydarzeń), odzwierciedla zarówno koloryt muzyczny czasów, w których osadzono akcję (popowe boysbandy końcówki lat 90 XX w. i początku XXI w.), osobowość głównej bohaterki oraz jej korzenie (typowe linie melodyczne nawiązujące do tradycyjnej chińskiej muzyki). I tu idealnie swoje zadanie spełniły zarówno piosenki od Billy Eilish i Finneasa O’Connela (gdyby nie fantastyczne songi Mirandy z Naszego magicznego Encanto, jak nic kawałki z To nie wypanda podbijałyby listy przebojów, chociaż np. „Nobody Like U” załapało się na listę Hot 100, stając się pierwszą piosenką Pixara, która trafiła na listę przebojów) utrzymane w stylu à la Backstreet Boys, jak i score Ludwiga Göranssona (Czarna Pantera). Zarówno piosenki fikcyjnego zespołu 4*Town (trzeba przyznać, że twórcom animacji udało się stworzyć ekipę popularniejszą niż Gorillaz, a to sztuka sama w sobie), jak i soundtrack, świetnie się uzupełniają i nadają klimat animacji.
W przypadku tego ostatniego muszę przyznać, że od czasu Coco nie dostaliśmy tak dobrej muzyki w dziele Pixara, której tak dobrze słuchałoby się podczas seansu, jak i poza nim. Göransson stanął przed trudnym zadaniem, któremu w pełni podołał. A miał poprzeczkę wysoko postawioną. Kompozytor zaserwował nam niezwykłą, ze wszech miar eklektyczną mieszankę muzyczną, łączącą w sobie elementy, które na pierwszy rzut oka kompletnie do siebie nie pasują. Czego tu nie ma: syntezatorów, chóru, tradycyjnej muzyki chińskiej, kreskówkowych sampli czy sweet popu przełomu XX i XXI w. Jednak dzięki wirtuozerii Göranssona, te wszystkie elementy idealnie ze sobą współgrają i fantastycznie ukazują wnętrze głównej bohaterki, żyjącej równocześnie w dwóch światach: zachodnim i wschodnim, których klimat oddają m.in. użyte instrumenty. W muzycznej oprawie przygód Mei nie zabrakło typowych dla tradycyjnej chińskiej muzyki instrumentów takich jak m.in. dizi, guzheng, erhu, bianzhong, pipa, chińska perkusja operowa, niejako uosabiających rodzinę Meilin i jej pochodzenie. Typowe instrumentarium zachodnie jak np. flet poprzeczny czy orkiestra zostały doskonale wplecione w całość, będąc muzyczną metaforą świata, w jakim żyje obecnie dziewczyna. Kiedy oba światy spotykają się ze sobą (tak jak w scenie, gdy linia melodyczna ,,Nobody Like U” z chińską pieśnią wykonywana przez ciotki Mei), nie ma zgrzytu, ale słyszymy dość specyficzną harmonię, która odkrywa przed nami masę emocji skrywanych w duszy naszej głównej bohaterki. Choć uwielbiam całą pracę Göranssona, to jeśli o mnie chodzi, to moim ulubionym utworem jest zdecydowanie temat ciotek.
Wśród tych peanów nie zabraknie jednak szczypty krytyki: wylewający się z każdej strony nadmierny girl power potrafi być momentami nużący. Tak samo jest z żartami (serio motyw z czerwonym kwieciem jest zabawny, ale jeśli jest wałkowany przez dłuższy czas, staje się męczący). Co za dużo, to niezdrowo. Ogólnie, nie jest jednak tego tyle, by wpłynęło na mój mocno pozytywny odbiór całości.
Jeśli chodzi o techniczne aspekty wydania DVD, to dostajemy czysty film, bez dodatków. Szkoda, po całkiem ciekawym wydaniu Naszego magicznego Encanto liczyłam, że może i tu coś ciekawego dostaniemy. Niestety tak się nie stało. Jedyne udogodnienie to możliwość bezpośredniego startu filmu bez wchodzenia w menu. Wracając do zawartości krążka: mamy wybór między napisami a polskim dubbingiem. W przypadku tego ostatniego bardziej przypadł mi on do gustu niż oryginalny. Jakoś Katarzyna Mogielnicka jako Mei bardziej przemówiła do mnie niż Rosalie Chiang, którą można usłyszeć w oryginale.
To nie wypanda to mądra opowieść o dorastaniu, mierzeniu z wewnętrznymi demonami, wybieraniu własnego przeznaczenia oraz tym jak trudno być dobrą córką i dobrą matką i co powinno, tak naprawdę je definiować. Dzieło Shie podejmuje na raz kilka tematów, w których nie gubi się, ostatecznie serwując obraz, będący międzypokoleniowym łącznikiem, bo w końcu każdy był lub będzie nastolatkiem: u starszych animacja z pewnością obudzi nostalgię za tym, jak się miało naście lat, u młodszych da poczucie ulgi, że nie są jedynymi, którzy nie wiedzą, jak poradzić sobie z burzą hormonów, która ich dotknęła. Jednocześnie obraz ten to kontynuacja zabawy Pixara z nowym typem animacji i pierwszy film Pixara, którego ciąg dalszy obejrzałabym z przyjemnością, czy to formie pełnego metrażu, czy serialu.
Ocena: 8/10
Tytuł: To nie wypanda
Reżyseria: Domee Shi
Scenariusz: Domee Shi, Julia Cho
Obsada:
- Rosalie Chiang
- Sandra Oh
- Ava Morse
- Hyein Park
- Maitreyi Ramakrishnan
- Orion Lee
- Tristan Allerick Chen
- Lori Tan Chinn
Muzyka: Ludwig Göransson
Zdjęcia: Mahyar Abousaeedi, Jonathan Pytko
Montaż: Steve Bloo, Nicholas C. Smith
Scenograf: Rona Liu
Czas trwania: 100 minut
Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus