„Luca” - recenzja
Dodane: 28-11-2021 23:28 ()
Mimo pogody za oknami Pixar nie daje nam zapomnieć o lecie! A to za sprawą płytowej premiery swojej najnowszej animacji Luca, która jak wiele animacji w ostatnim czasie, zaliczyła premierę hybrydową (w USA na Disney+, a tak gdzie była możliwość - w kinach). Teraz zaś wreszcie ci, którzy nie mają dostępu do Disney+, mogą w domowym zaciszu zobaczyć, jak sobie poradził Enrico Casarosa (short La Luna) w swoim fabularnym debiucie.
Tym razem Pixar zawitał na włoską Riwierę przełomu lat 50. oraz 60. i zaserwował nam iście nostalgiczną opowieść, której głównym bohaterem jest trochę nieśmiały, a trochę ciekawy otaczającego go świata, Luca. Pewnego słonecznego dnia poznaje on Alberto, dzięki któremu dosłownie wyjrzy na powierzchnię i pozna, jak smakuje życie, w którym jest czas zarówno na pierwsze przyjaźnie, jak i pierwsze ważne życiowe decyzje. Jednak zarówno Luca, jak i Alberto mają wspólną tajemnicę, która może zniweczyć ich najbliższe plany na przyszłość.
Chociaż początkowe 20 minut ciągnie się jak włoskie spaghetti, to później akcja nabiera tempa jak w kolejnych etapach Giro d'Italia i w pięknym stylu finiszuje. Nasi bohaterowie (do których dołącza z czasem Giulia Marcovaldo - dziewczynka z Portorosso) to całkiem zgrane trio, którego perypetie i rozwijającą się relację, ogląda się z przyjemnością od początku do końca. Warto też dodać całkiem ciekawe postacie drugoplanowe (z ojcem Giulii i rodziną Luki na czele), które w znaczący sposób uzupełniają toczącą się na ekranie opowieść.
Jednak niech was nie zmyli pogodność i prostota, jaka przebija z tej animacji! Luca to bardzo życiowa, słodko-gorzka opowieść o przyjaźni (jeśli ktoś widzi w tej animacji coś innego, szczególnie fani Call Me By Your Name to niestety, można to zakwalifikować jako nadinterpretację i basta!). Dostajemy jak na talerzu cały kalejdoskop wszystkich odcieni i twarzy przyjaźni i całkiem niezłe ukazanie tego, czym powinna być. Jednocześnie Luca opowiada również o odmienności i samotności, o życiu z nią i jednoczesnym szukaniu swojego miejsca na ziemi i chyba najważniejszym: o akceptacji siebie (bo jeśli sami zaakceptujemy to kim jesteśmy, to również znajdą się tacy, którzy zaakceptują nas, mimo przeciwności i rzucanych nam kłód pod nogi) i odwadze spełniania swoich najskrytszych marzeń. I to wszystko podane dość lekkiej formie, za co spore uznanie dla twórców. Przy okazji, nie zabrakło też nawiązań do innych produkcji m.in. od dzieł studia Ghibli skończywszy na serialu H2O: Wystarczy kropla. Naprawdę sporo tego.
Ci, którzy widzieli nagrodzony Oscarem pixarowski short La Luna, będą wiedzieli czego się spodziewać, ponieważ w Luce ta stylistyka jest kontynuowana, rozwijana i dopieszczona do granic możliwości współczesnych narzędzi graficznych. Ci, zaś, którzy po raz pierwszy mają styczność z taką grafiką, mogą być bardzo zaskoczeni kierunkiem, w jakim poszło to nowe dziecię Disney/Pixar, ponieważ raczej taki styl jest daleki od klasycznych dzieł Pixara, choć nie powiem, to może być całkiem odświeżające doświadczenie. Czy będzie więcej takich eksperymentów od tego studia? Czas pokaże, mam nadzieję, że tak. To, co pozostało niezmienne niezależnie od wizualizacji, to pieczołowite oddanie klimatu i epoki, w jakiej rozgrywa się opowieść. Nasze filmowe Porotrosso (nazwa to ukłon dla mistrza Hayao, tak na marginesie) wygląda jak wyjęte z jednej z klatek, któregoś z filmów Federico Felliniego, tylko przerobione na animację. Można to samo odczuć troszeczkę w muzyce.
W przypadku warstwy muzycznej od Dana Romera (kompozytora Wendy, Bestii z Południowych Krain, Good Doctor, Atypowy, który co ciekawe, zajął się Luką po niespodziewanej śmierci Ennio Morricone, który pierwotnie miał napisać muzykę do tego projektu) mamy tu kompromis między klasycznymi samplami typowymi dla studia Pixar, jak taką typową włoską muzyką z lat 50. i 60. Nie ukrywam, że kiedy soundtrack odbija bardziej w tę drugą stronę, bardziej mi się on podoba. Szczególnie gdy atmosferę budują włoskie szlagiery z lat 50. i 60. ubiegłego wieku. Wtedy jest najlepsza zabawa!
Jeżeli chodzi o wydanie DVD, to na płycie nie ma żadnych dodatkowych materiałów, tylko sam film. Szkoda, bo jednak chciałoby się zobaczyć kulisy powstawania tej produkcji. W menu mamy szybki start filmu, jak i wybór scen. Oprócz tego mamy do wyboru między napisami a polskim dubbingiem. Ten ostatni jest całkiem przyjemny, dobrze, że zachowano część italizmów co tylko podbija atmosferę animacji (jako ciekawostkę wspomnę, że w roli księdza będzie można usłyszeć Stefano Terrazzino).
Podsumowując, Luca jest jak dobrze schłodzone tiramisu, bo choć dominuje tu słodycz beztroski, jaką dać mogą tylko lato i wakacje, to Enrico Casarosa przemycił tu kilka gorzkich jak kawa, ale ważnych mądrości życiowych. Dlatego, warto choć raz zanurzyć się w tę przepełnioną słońcem i ciepłem opowieść.
Ocena: 7/10
Tytuł: Luca
Reżyseria: Enrico Casarosa
Scenariusz: Jesse Andrews, Mike Jones
Obsada:
- Jacob Tremblay
- Jack Dylan Grazer
- Emma Berman
- Saverio Raimondo
- Maya Rudolph
- Marco Barricelli
- Jim Gaffigan
- Peter Sohn
- Lorenzo Crisci
Muzyka: Dan Romer
Zdjęcia: David Juan Bianchi
Montaż: Catherine Apple
Scenografia: Daniela Strijleva
Czas trwania: 95 minut
Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus