Dawno, dawno temu, gdzieś przeczytałam, że ,,każdy chciałby być wybitny, ale ciężko się żyje wśród ludzi przekonanych o własnej wybitności". Te słowa świetnie sprawdziłyby się jako motto najnowszego obrazu Disneya. Przy czym po obejrzeniu Naszego magicznego Encanto do tej trafnej myśli dodałabym jeszcze jedną: ludziom przekonanym o własnej wybitności, też nie jest łatwo z nią żyć na co dzień. Tym razem magicy Disneya zabierają nas do Kolumbii, gdzie w ukrytym przed światem miasteczku, w magicznym domu pieszczotliwie zwanym Casitą, mieszka obdarzona różnymi mocami familia Madrigal. Każdy z jej członków posiada magiczny dar. No, prawie każdy. Jedyną, która jest go pozbawiona, jest Mirabel, próbująca na każdym kroku udowodnić całemu światu, a nade wszystko swojej babci Almie, że brak mocy nie dyskwalifikuje jej jako wartościowego członka rodziny. Co ciekawe, to właśnie ona może okazać się jedyną nadzieją, w obliczu nadchodzącego niebezpieczeństwa, które zagraża Encanto i magii Madrigalów. Czy Mirabel uda się uratować swoją rodzinę, zanim będzie za późno? I co z tym wszystkim wspólnego ma tajemniczy wuj dziewczyny – Bruno?
„To nam się Disney spixaryzował” - to pierwsza myśl, która mi przyszła po seansie najnowszej produkcji ze studia Myszki Mickey. Nie da się ukryć, że po aferze Lassetergate i związanych z nią zmianach na kluczowych stanowiskach, było pewne, że zmieni się też trochę kierunek, w jakim do tej pory podążało studio. Jego ostatnie produkcje tylko to potwierdzają. Są zdecydowanie poważniejsze, odważniejsze, poruszające niełatwe tematy i znać w nich szczyptę tego, co przez lata pokazywał nam dawny Pixar. Choć nie zabrakło w nich disnejowskiego lukru.
Taka sama jest 60. animacja spod znaku Disneya, której fabuła kręci się wokół relacji rodzinnych. Tematu, który już wcześniej podejmował w swoich produkcjach m.in. wspomniany przeze mnie Pixar (czy to we W głowie się nie mieści, Coco czy Iniemamocnych). Jednak twórcy Naszego magicznego Encanto skupili się na zupełnie innych aspektach niż dotychczasowe pixarowe dzieła. Tym razem rozłożono na czynniki pierwsze, wewnętrzną dynamikę rodziny z całym jej bagażem powiązań (nie rzadko toksycznych), pozorów, tajemnic i niewygodnych sekretów w niej występujących. Moce Madrigalów stają się w animacji alegorią talentów, jakie każdy z nas otrzymał na starcie. Zdolności, które czasem potrafią zaszufladkować w rodzinnej hierarchii. To zaś, z czasem niezauważenie, może nas od środka wyniszczyć i unieszczęśliwić, szczególnie gdy stajemy w obliczu wygórowanych oczekiwań ze strony najbliższych i związanej z tym presji. W końcu nie ma nikogo, kto nie chciałby zobaczyć uznania w oczach swoich bliskich. Nawet jeśli cena za to byłaby wysoka.
Przy okazji opowieści o Madrigalach, dostajemy na boku rozprawę o odpowiedzialności. Z wielką mocą, wiąże się wielka odpowiedzialność. Wiedział to Peter Parker, wie to Abuela Mirabel. Tylko że jej przykład pokazuje, że czasem łącząc ze sobą dwie istotne funkcje: głowy rodu i lidera społeczności lokalnej, można czasem zaburzyć kolejność życiowych priorytetów, jakimi powinno się kierować w pierwszej kolejności, prowadząc do stworzenia sobie fałszywego obrazu świata. W końcu, jak mawia stare dobre przysłowie: dobrymi chęciami, piekło jest wybrukowane. Przykład Almy jasno pokazuje, że nawet przy dobrych intencjach, czasem zdarza nam się pogubić, zapomnieć, że nasza wizja świata nie musi być taka sama jak innych. Nawet mając dobre zamiary, nie mamy prawa kontrolować innych, podporządkowywać ich swej woli czy traktować z wyższością lub ignorować tylko i wyłącznie dlatego, że nie spełniają narzuconych norm zachowania. Nie mamy prawa wymagać od nich poświęcenia się w imię większego dobra lub dobrego PR. Nie można zapominać, że altruizm łatwo wypaczyć w stronę apodyktyzmu i manipulacji, a miłość przerodzić w strach, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. A jeśli dzieje się to na łonie rodziny, to w większości przypadków prowadzi w najgorszym przypadku do rozpadu więzi rodzinnych, a najlepszym do poważnych błędów wychowawczych, często powielanych przez kolejne generacje, wpadające przez to w cykl błędnego koła, z którego trudno się wyrwać. Choć nie jest to niemożliwie, co pokazuje postać Mirabel. Jej osoba jasno i dobitnie wskazuje, że tylko odwaga bycia sobą, otwarte mówienie o swoich uczuciach, szczerość, zrozumienie i umiejętność wybaczania są jedyną siłą, która jest w stanie uleczyć toksyczne relacje w rodzinie. Poprzez jej postać, twórcy pokazują również, jak czasem potrafimy być samotni w rodzinach, kiedy jesteśmy inni od reszty jej członków. Jak mocno potrzebujemy atencji ze strony najbliższych i jak to wpływa na nas samych i naszą samoocenę. Wracając jednak jeszcze do seniorki rodu Madrigal: Abuela to również idealny przykład jak nie przepracowana strata i trauma (w tym przypadku wojenna) potrafi rzutować i wpływać na kolejne pokolenia. Jak destrukcyjny dla jednostki i jej najbliższych może być taki stan. I do czego może ostatecznie doprowadzić.
Ważne jest, że najnowszy obraz Jareda Busha (Zwierzogród, Vaiana. Skarb oceanu) i Byrona Howarda (Zwierzogród, Zaplątani) w każdym aspekcie, czy to scenariuszowym, wizualnym czy muzycznym czerpie mocno z kultury latynoamerykańskiej. Widać i słychać to podczas seansu. Od czasu produkcji Pocahontas czy Mulan minęło sporo lat i Disney nareszcie nauczył się w końcu pokazywać kultury danych regionów świata z szacunkiem do nich. Tym samym możemy niejako uznać, że po tylu latach odrobił ważną lekcję: jak pokazywać z szacunkiem tradycję i kulturę narodu, który postanawia zobrazować w swoich kolejnych produkcjach. Nasze magiczne Encanto jest tego najlepszym przykładem. O ile Coco było miłosnym listem do kultury meksykańskiej i jej tradycji, tak najnowsze dzieło twórców Zwierzogrodu to miłosna epistoła do kultury latynoskiej, a szczególnie kolumbijskiej. Ze wszystkimi jej niuansami, jak np. wplecenie w nią nawet ważnego wydarzenia historycznego, jak np. kolumbijskiej wojny domowej – Wojny Tysiąca Dni, czyniąc z niego istotny element fabuły. Nie zabrakło inspiracji realizmem magicznym i twórczością kolumbijskiego pisarza Gabriela García Márqueza, autora Stu lat samotności (motyw żółtych motyli jako symbolu nadziei). Oprócz tego Nasze magiczne Encanto zawiera też sporo innych inspiracji; zarówno w warstwie scenariuszowej, jak i muzycznej. Zaczynając od Coco, Pięknej i Bestii, po Zaplątanych czy Vaianę. Skarb oceanu. Nie zabrakło też tak typowych dla studia Myszki Mickey easter eggów.
Od strony typowo technicznej to Disney całą gębą, w najlepszym wydaniu. Scenarzyści w swojej pracy zawarli istotę opowieści, jaką chcieli nam przekazać, aczkolwiek kilka rzeczy można było lepiej rozpisać i dopowiedzieć. Niemniej jednak trzeba im oddać, że biorąc się za bary z dość trudnym tematem, jakim jest toksyczna rodzina, wybrnęli z tego dość zgrabnie, co zostało im wynagrodzone w ostateczności Oscarem. Co do innych elementów filmu to muszę przyznać, że jakość animacji dorównuje najlepszym dziełom Pixara. Szczególnie zachwyca animacja Casity, czyli domu rodziny Madrigal. Nie można też zapomnieć o świetnym montażu (widać to zwłaszcza w sekwencjach tanecznych, do których zatrudniono latynoskich choreografów. Nasze magiczne Encanto to chyba najbardziej roztańczona animacja Disneya ze wszystkich, jakie wyszły spod ręki tego studia) i muzyce. Nie ukrywam, że największym magnesem tego obrazu jest właśnie ona, a szczególnie piosenki Lin Manuela Mirandy, które swego czasu podbiły TicToka i listy przebojów na całym świecie, w tym najsłynniejszą z nich – amerykański Billboard, spychając z niego przeboje takich uznanych gwiazd jak np. Adele, The Weekend. Nie mówimy o Brunie zrzuciło z piedestału najpopularniejsze piosenki studia Myszki Mickey, w tym kultowy kawałek napisany przez małżeństwo Lopez, czyli Mam tę moc z Krainy Lodu. Bądźmy szczerzy: Od czasu słynnych, legendarnych braci Sherman, nic nie mogło lepszego spotkać Disneya niż właśnie Lin Manuel Miranda. Studio od dawna nie miało tak utalentowanego twórcy piosenek na swoim pokładzie. Co nie stworzy, okazuje się hitem. Czy to hip-hopowy musical Hamilton, piosenki z Vaiany. Skarbu oceanu czy z Naszego magicznego Encanto. Jeśli chodzi o te ostatnie, to one są sercem tej produkcji i nieodłącznym elementem intrygi rozgrywającej się na naszych oczach. W znakomity sposób przekazują emocje bohaterów (Licząc na cud, Pancerz – presja, Chcieć znaczy móc) czy odkrywają przed nami istotne informacje, które okażą się kluczowe w dalszym ciągu fabuły (Nie mówimy o Brunie, Dos Oruguitas). Przy tym każda z nich zaaranżowana została w zupełnie odmiennym stylu muzycznym: Licząc na cud płynie w takt hiszpańskiego walca 3/4, Chcieć znaczy móc stylizowane jest na kawałek w nurcie „rock en espanol” z lat 90. XX w., Pancerz utrzymany jest w rytmach cumbi, Nie mówimy o Brunie to muzyczny miks z elementami polifonii, gdzie nie zabrakło m.in. cha-cha-chy, son montuno i guajira oraz kolumbijskich dźwięków champeta, a najbardziej wzruszające z tego całego zestawu utworów hiszpańskojęzyczne Dos Oruguitas inspirowane jest kolumbijską pieśnią ludową. Różnorodność stylów muzycznych wykorzystanych do stworzenia, zarówno piosenek, jak i ścieżki dźwiękowej, robi wrażenie. Nie zabrakło też w tym wszystkim miejsca do zaprezentowania się kolumbijskich artystów m.in. Carlosa Vivesa, Maluma czy Sebastiána Yatry. Chociaż piosenki Lina Manuela Mirandy zdominowały score Germaine Franco (Dora i miasto ze złota), to jej praca również się broni. Podobnie jak w piosenkach, mamy tu celebrację bogatej i różnorodnej kultury kolumbijskiej np. w Antonio's Voice słychać inspiracje muzyką afrokolumbijską. Jednak moim ulubionym utworem pozostaje The Dysfunctional Tango. W szybszych momentach niektórych utworów można znaleźć elementy joropo. Warstwa muzyczna stworzona przez Franco pełna jest dźwięków instrumentów typowych dla tamtego regionu świata, począwszy od marimby, harfy arpa llanera, akordeonu po tiples, bandolas czy cuatros (należących do grupy instrumentów smyczkowych). Nie zabrakło też stawiających „kropkę nad i”, bębnów, marakasów i shakerów. Ogółem muzyka jest adekwatnym bohaterem tej produkcji.
Jeśli zaś chodzi o płytę DVD, to naprawdę doceniam, że mimo wejścia Disney+ do Polski, produkcje Studia Walt Disney nadal można dostać w wydaniu fizycznym, a nie tylko cyfrowym. Po ostatnich posunięciach CEO Warner Bros., tym bardziej cieszy mnie ten fakt. Tym razem oprócz animacji dostępnej zarówno z polskim dubbingiem, jak i z polskimi napisami, dostajemy cudowną krótkometrażówkę Daleko od drzewa (zrealizowaną w tradycyjnej animacji, opowieść o rodzince szopów praczy), która w kinach była pokazywana przed seansem
Naszego magicznego Encanto. Stanowi ona idealne preludium do tematu, wokół którego rozgrywa się akcja głównego filmu. Cieszy mnie, że pojawiła się jako dodatek w ramach wydania płytowego najnowszej produkcji Disneya, bo to naprawdę fantastyczny short, chwytający za serce. Warto też wspomnieć, że z tyłu opakowania DVD oprócz opisu fabuły zamieszczono ostrzeżenie o scenach z migoczącym światłem. Ta informacja z pewnością okaże się ważna dla osób borykających się z epilepsją. Co do samego dubbingu: mogę polecić zarówno oryginalną obsadę głosową ze Stephanie Beatriz (Rosa z
Brooklyn Nine – Nine) jako Mirabel, jak i nasz rodzimy dubbing, gdzie rolę Tio Bruno gra Cezary Pazura. Miło posłuchać go w nowej roli dubbingowej.
Nasze magiczne Encanto jest jak sesja terapeutyczna u psychoanalityka. Pokazuje, jak bardzo rodzina przypomina układ naczyń połączonych, kiedy jeden z jej elementów szwankuje, odczuwa to cała reszta. Dzieło tandemu Bush & Howard przypomina, jak ważna jest rodzina dla każdego człowieka, jak istotnym by była w niej bezwarunkowa miłość i akceptacja ze strony najbliższych. Pokazuje nam, co się dzieje, gdy tego zabraknie. Co ważne, uświadamia, jak trudno wychowywać dzieci, kiedy sami mamy nie zaleczone rany i nie do końca rozliczyliśmy się z własnymi problemami i urazami z przeszłości. Nie da się ukryć, że tematyką i przesłaniem bliżej tej animacji do Pixara niż starego, dobrego Disneya. Czy to dobrze, czy źle wróży temu ostatniemu? Czas pokaże.
Ocena: 8/10
Tytuł: Nasze magiczne Encanto
Reżyseria: Jared Bush, Byron Howard
Scenariusz: Charise Castro Smith, Jared Bush
Obsada:
- Stephanie Beatriz
- María Cecilia Botero
- John Leguizamo
- Mauro Castillo
- Jessica Darrow
- Angie Cepeda
- Carolina Gaitan
- Diane Guerrero
- Wilmer Valderrama
- Rhenzy Feliz
- Ravi Cabot-Conyers
Muzyka: Germaine Franco
Zdjęcia: Alessandro Jacomini, Daniel Rice, Nathan Warner
Montaż: Jeremy Milton
Scenografia: Camille Andre, Mehrdad Isvandi, Bill Schwab
Kostiumy: Neysa Bove
Czas trwania: 102 minuty
Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.