„Smerfy” tom 28: „Mama Smerfetka” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 24-09-2021 22:50 ()


Parytety uwarunkowane tożsamością płciową to zagadnienie z gatunku nadzwyczaj chętnie w tzw. debacie publicznej podejmowane. Nie wynikając w zasadność tej okoliczności, równocześnie nie sposób przegapić refleksu tego stanu rzeczy w ramach kultury popularnej. Do tego niekiedy w swojej przerysowanej, groteskowej wręcz odmianie. Fortunnie, kontynuatorzy długowiecznej marki zapoczątkowanej przez Yvana Delporte i Peyo, decydując się na wpisanie się w ów trend, uniknęli pułapki ideologizacji.

Stąd zaproponowana przez Alaina Josta i Thierry’ego Culliforda (tj. współczesnych opiekunów serii o przygodach Smerfów) wolna jest od nachalnej propagandy, czego nie uniknęła niestety Chelsea Cain („Mockingbird) czy w swoim czasie wzięta reżyserka Nancy Meyers (m.in. „Czego pragną kobiety”). Niemniej po kolei.

Chociaż Papa Smerf ma to do siebie, że na ogół składnia się ku osobistemu doglądaniu pomyślności przedsięwzięcia pt. „Wioska Smerfów”, to jednak z racji całkiem rozległych kontaktów, określmy to umownie, quasi-akademickich niekiedy zmuszony jest swoich podopiecznych tymczasowo opuszczać. Tak się sprawy miały m.in. w trakcie bez sentymentu wspominanych rządów Smerfa naczelnika. Dlatego nic dziwnego, że wioseczkowy lider takich sytuacji unika, a gdy już faktycznie sytuacja wymaga jego chwilowej absencji jako zastępcę zwykł wyznaczać szczególnie ku temu predestynowaną osobowość. I co więcej, nie chodzi o Ważniaka (choć gwoli ścisłości taka sytuacja przytrafiła się w albumie „Smerfy i księga odpowiedzi”). A to z tego względu, że tym razem wybór szykującego się do kolejnej podróży Papy Smerfa (zgodnie zresztą z tytułem tego epizodu) pada na Smerfetkę.

Jak to często w przypadku decyzji Papy Smerfa bywa, także przy tej okazji kryje się w niej głębsza myśl. Tym bowiem sposobem zainicjował on swoisty eksperyment społeczny w toku którego wioseczkowa wspólnota zmuszona będzie odnaleźć się w zupełnie dla niej niecodziennej rzeczywistości. Wszak jakkolwiek zwykła być Smerfetka ceniona (a niekiedy wręcz wielbiona) to jednak w roli decydentki (nawet jeśli tylko tymczasowej) stanowi ona całkowite novum! Toteż niebieskie skrzaty raz jeszcze „ciśnięte” zostają na tzw. głęboką wodę. Dodajmy do tego wiecznie problematycznego Gargamela, a otrzymamy gotowy „pakiet” zjawisk generujących mnóstwo napięcia i stosownych dla tej nastrojowości zwrotów akcji. Przy czym nawet jeśli niniejsza odsłona przygód Smerfów ustępuje najbardziej cenionym historiom z ich udziałem, to jednak panowie Jost i Culliford nie tylko „wygrali” podjęte przez nich zagadnienie (nie popadając przy tym w typową dla niektórych „pro-kobiecych” organizacji histerię „na gęsto” uzupełnioną fanatyzmem), ale też zdołali zaproponować „ucząc bawiącą” rozrywkę. Nie dość na tym równocześnie otrzymaliśmy wgląd w efekty czarnoksięskiej praktyki Gargamela, co samo w sobie dopełnia humorystycznego aspektu tej inicjatywy.

Nie mniej sugestywnie wypadł w swojej roli Pascal Garay, raz jeszcze z powodzeniem imitujący pogodną manierę nieprzecenianego Peyo. Toteż w przypadku tej odsłony serii bez której nie sposób wyobrazić sobie historii komiksu dziecięcego (choć zarazem nie tylko do dziecięcego czytelnika skierowanego) można z pełnym przekonaniem mówić o kolejnym artystycznym zwycięstwie.

 

„Smerfy” tom 28: „Mama Smerfetka”

  • Tytuł oryginału: „La Grande Schtroumpfette”
  • Scenariusz: Alain Jost, Thierry Culliford
  • Rysunki: Pascal Garay
  • Kolory: Nine Culliford
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Maria Mosiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dupuis
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 1 kwietnia 2010
  • Data publikacji wersji polskiej: 14 lipca 2021
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21,5 x 28,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 24,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus