„Antares” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 06-06-2021 21:56 ()


Na wysokości trzeciego cyklu komiksowej serii „Światy Aldebarana” – „Antares”, mogę z czystym sumieniem przyznać, że ta kosmiczna epopeja to moje guilty pleasure. Czytam zbiorczy, składający się z sześciu tomów cykl wydany przez Egmont i jak w przypadku dwóch poprzednich krzywię się nad niedoskonałościami formalnymi warsztatu Leo (budząca grozę mimika bohaterów, ryzykowna kolorystyka, topornie kładzione cienie), śmieszy mnie prostota formułowanych w dialogach sądów, z tomu na tom kopiowany schemat intrygi, gdzie kluczowym zadaniem stojącym przed bohaterami jest dotarcie z punktu a do punktu b, po raz kolejny nie zaskakuje przewidywalny ciąg nagłych śmierci pośrednich postaci, a jednak czytając „Antares” dobrze się bawię, znajdując w naiwnych intrygach Leo swoisty urok. Nie wiem, czy to podziw wobec konsekwencji, z jaką autor próbuje uwierzytelnić kreowane światy (ach, te „naukowe” wyklejki i schematy napędów rakietowych), czy proste, życiowe wartości, które forsuje Leo pod przykrywką awanturniczego science fiction, trzymają mnie przy tej serii, ale faktem jest, że wraz z „Antaresem” zataczamy koło i lądujemy w towarzystwie bohaterów, z którymi zawarliśmy znajomość w początkowym cyklu serii - „Aldebaranie”.

Przede wszystkim przypomina nam się Kim Keller, dziewczyna wyrwana splotem nieprawdopodobnych wydarzeń z sielskiej egzystencji w nadmorskiej aldebariańskiej wiosce Arena Blanca. Keller w „Antaresie” to bohaterka,  która po drodze zdążyła przeistoczyć się w międzyplanetarnej sławy biolożkę, a na planecie Betelgeza nawiązać kontakt, a nawet romans, z przedstawicielem pozaziemskiej cywilizacji Svenem. To jej dalsze losy będą napędzać fabułę „Antaresa”, ale też dowiemy się, co słychać u starych przyjaciół Keller: pierdołowatego, nieustannie tracącego i odzyskującego status kochanka Kim - Marca Sorensena, śmieszka - hedonisty Pada, opiekuńczej Mai Lan i mężnej Alexy Komarowej. Zanim jednak towarzystwo ponownie się spotka, warto przypomnieć, że plan kolonizacji planety Betelgeza (drugi cykl serii „Światów Aldebarana” – „Betelgeza”) spalił na panewce. Okazało się, że porytą zielonymi kanionami planetę zamieszkują inteligentne istoty, więc wedle ziemskich, trzeba przyznać, szlachetnych reguł kolonizacja nie może mieć miejsca. Co gorsza, w wyniku dramatycznych wydarzeń na Betelgezie Komarowa, Marc i Pad zostają przestępcami, a Kim cudem, a raczej dzięki regeneracyjnym kapsułkom tajemniczych istot mantriss, ratuje własne życie - przy okazji zachodząc z kosmitą Svenem w ciążę.

Tym razem spotykamy Kim Keller na Ziemi. Niebieska Planeta chyli się ku upadkowi. Wymierają znane od wieków gatunki zwierząt, powietrze jest pełne toksyn, a wskutek wojen religijnych cierpią zabytki. Podczas jednego ze spacerów biolożki po Paryżu w tle widać gruzy katedry Notre Dame. Nie dziwi więc determinacja Ziemian, by w geście rozpaczy raz jeszcze podjąć próbę cywilizacyjnego resetu i przenieść wszystko, co najlepsze na Antaresa. Sęk w tym, że i tam nie dzieje się za dobrze. Trzyosobowa grupka rozpoznawcza zarejestrowała na planecie dziwną anomalię dematerializującą organizmy żywe. Powiadomiona baza, czyli zarządzający korporacją Forward Enterpreises, głównego fundatora ekspedycji, fakt ten utrzymują w sekrecie, zdając sobie sprawę, że może to być koniec marzeń o kolonizacji. Nie wie o tym jednak Kim Keller, usilnie nakłaniana przez szefostwo korporacji do wyprawy perspektywą zdjęcia z jej przyjaciół odium przestępców. Rzecz jasna, dzielna i piękna kobieta (to ważny i nieustannie eksponowany walor biolożki), mimo zgoła odmiennych planów na przyszłość, w poczuciu lojalności dołącza do wyprawy. Na dobry początek będzie musiała zmierzyć się z faktem, że Forward Enterpreises jest w zasadzie fundamentalistyczną sektą religijną zarządzaną przez szalonego lidera, Jedediaha Thorntona.

Trzeba oddać brazylijskiemu twórcy, że jest mistrzem zawiązywania fabularnej intrygi. Rzecz jasna, Leo bezczelnie eksploatuje fabularne schematy w stylu „ktoś zaginął, coś niewytłumaczalnego się wydarzyło – trzeba to sprawdzić, odnaleźć zaginionych”, ale robi to sprawnie, obudowując ten schemat niesamowitymi didaskaliami, co  zachęca do lektury i zanim po raz kolejny złapiemy się na tym, że mamy do czynienia z powtórką z rozrywki, już przedzieramy się przez niebezpieczne, dziewicze tereny Antaresu, podziwiając lokalną faunę i florę.

Luiz Eduardo De Oliveira udanie odtwarza w ostatniej części serii „Świat Aldebarana” klimat klasycznej science fiction, bawiąc się motywem tajemnicy wymykającej się naukowemu poznaniu. Zupełnie nieprzypadkowa wydaje się scena, w której Kim Keller ogląda z przyjaciółką w swoim ziemskim lokum „Odyseję kosmiczną” Kubricka, co wystarczająco czytelnie lokuje nas i bohaterów komiksu w latach 60. ubiegłego wieku, czasie pionierskich prób podboju kosmosu. I mimo tego, że akcja wszystkich części serii dzieje się w przyszłości, to właśnie tam, w ubiegłym stuleciu należy szukać klucza do wyobraźni brazylijskiego twórcy. Pisałem już o tym przy okazji omawiania poprzednich cykli „Świata Aldebarana”, ale warto napisać to raz jeszcze – komiksy o przygodach Kim Keller to również próba rekonstrukcji młodości artysty, na którą rzuciła cień historia, gdy władze w Brazylii przejęła dyktatura wojskowa w 1964 roku. Fakt ten wymusił na Leo decyzję o emigracji, a ta uformowała jego tematyczną i estetyczną wrażliwość. Dlatego nie dziwi zapalczywość, z jaką Leo tępi w swoich komiksach wszelkiej maści kosmiczne dyktatury wojskowe i religijnych fanatyków, hamulcowych swobód obyczajowych (w których okazywaniu przoduje Kim Keller), praw kobiet, ludzi odpowiedzialnych za dewastację przyrody i odpornych na sztukę, zwłaszcza jazz. Owa intensywność emocjonalna najlepsze efekty przynosi wtedy, gdy Leo pieczołowicie odmalowuje walory tropikalnej, wybujałej natury. Zadziwia inwencja w kreowaniu wymyślnej fauny i flory, w pełni wynagradzając fabularne przestoje i prostolinijność (czytaj: niedojrzałość) bohaterów. Z drugiej strony wspomniana zapalczywość jest bardzo ryzykowna, bo w wymiarze fabularnym prowadzi do prostych kategoryzacji i traktowania poszczególnych wątków po łebkach. A szkoda,  bo są w „Antaresie” motywy proszące się o pogłębienie, jak konflikt światopoglądowy między członkami ekspedycji zamkniętymi w ciasnych przestrzeniach zmierzającego w kierunku Antaresa wahadłowca. Podział załogi na sekciarzy i ich oponentów mógłby być wręcz tematem odrębnego tomu, a tak jest tylko epizodem w jasno przejrzystym pod względem wartości dziele Brazylijczyka.

Leo zgodnie ze swoim artystycznym i światopoglądowym założeniem w kontrze do stuprocentowo męskich bohaterów komiksów uczynił z Kim Keller stuprocentowo kobiecą protagonistkę na wzór Ellen Ripley z „Obcego”, ale której bliżej do Harry’ego Pottera, osobnika nieznośnie antypatycznego przez fakt, że jest aż niezbywalnym elementem fabularnej układanki. Wszystko w „Antaresie” tak samo, jak w poprzednich częściach serii „Świata Aldebarana” skupione jest wokół niej. Wszyscy poświęcają się dla Kim Keller, wszyscy kochają się w Kim Keller i nawet rasa obcych nie potrafi wyobrazić sobie kosmicznego ładu bez gwarancji danych przez Kim Keller. Na szczęście dzięki regeneracyjnej substancji mantriss jest szansa, że Kim Keller będzie żyć wiecznie albo przynajmniej bardzo, bardzo długo.

 

Tytuł: „Antares” 

  • Scenariusz i rysunki: Leo 
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Wydanie: II
  • Data publikacji: 19.05.2021 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 216x285mm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 320
  • ISBN: 978-83-281-5865-8
  • Cena: 139,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus