„Duchy zmarłych” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 28-02-2021 23:36 ()


Na początku grudnia zeszłego roku w wieku 80 lat odszedł do krainy Neverwhere Richard Corben, jeden z największych indywidualistów sztuki komiksowej, człowiek nieśmiały i skromny - i jak to bywa w przypadku ludzi życiowo niepozornych - w sztuce, którą uprawiał, pozostający gigantem. Nie jest to bynajmniej stwierdzenie podyktowane potrzebą chwili, świadomością smutnych okoliczności, bo o ile można stwierdzić, że co drugi twórca komiksów jakiś styl posiada, jedynie o nielicznych da się powiedzieć, że mieli/mają STYL. Richard Corben był kimś takim. Do dzisiaj pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie prezentacja próbki talentu artysty, gdy Komiks Fantastyka na początku lat 90. ubiegłego wieku zamieścił wyimek ze Świata mutantów Corbena. Na tle postapokaliptycznego krajobrazu umięśnieni atleci o groteskowo szpetnych fizis okładali się po łbach pod okiem heroiny o wybujałych kształtach. Cały ten kapitalnie narysowany zestaw wrażeń o dziwacznej kolorystyce trafiał na podatny grunt, rozpalając hormonalną, nastoletnią wyobraźnię i zapadając w pamięci na zawsze. Nie było mnie wtedy stać na jakąś pogłębioną refleksję, ale z perspektywy czasu stało się jasne, że sztuka Richarda Corbena to próba oddania w komiksie archetypicznych fantazji dorastających chłopców karmionych książkami takich autorów, jak Howard, Burroughs czy Lovecraft, seansami filmów grozy i konspiracyjną lekturą pism dla dorosłych. W postaci Richarda Corbena dorastający młodzieniec, materiał na przyszłego popkulturowego nerda znajdywał rozumnego towarzysza, bo amerykańskiego artystę definiowały podobne doświadczenia, lektury i emocje. Latami szkoląc warsztat i zdobywając renomę, Corben pozostał wierny wspomnieniu tych dziecięcych zadziwień i podniet, starając się je intensywnie odtwarzać w kolejnych realizacjach.

O wpływie Richarda Corbena na innych twórców można pisać długo tak samo, jak o kolejnych etapach kariery, wspominając pierwsze kroki, jakie stawiał w undergroundowych zinach w latach 60. ubiegłego wieku, komiksy realizowane dla wydawnictwa Warren (magazyny Creepy i Eerie), powrót zza oceanu, gdzie doceniony przez frankofońskich miłośników komiksu dzięki rysowanym przez siebie perypetiom osiłka Dena, zaistniał w końcu na łamach kultowego magazynu Heavy Metal. Warto pamiętać o wysiłkach Corbena zmierzających do zachowania statusu artysty niezależnego, w czym miało pomóc mu założenie wydawnictwa Fantagor i końcu tej przygody, gdy wiek dojrzały zmusił artystę do przejścia pod skrzydła wielkich wydawców, co zaowocowało szczęśliwymi kolaboracjami z twórcami pokroju Gartha Ennisa (Punisher), Briana Azzarello (Hellblazer, Cage) i przede wszystkim Mike’a Mignoli (Hellboy).

Na tym tle zupełnie fascynującą kwestią są Corbenowskie spotkania z twórczością Edgara Allana Poego, artystyczny romans, który trwał przez całą karierę rysownika, zwieńczony, jak się okazało w świetle informacji o odejściu artysty, dziełem ostatnim - zbiorem adaptacji poezji i prozy Poego zatytułowanej „Duchy zmarłych”. Czternaście nowel składających się na ten tytuł pierwotnie ukazywało się w serii Dark Horse Presents na przestrzeni lat 2012-14. Adaptacja piętnasta, specjalnie przygotowana przez Corbena na potrzeby albumowego wydania - „Człowiek tłumu” została dołączona do wydania „Duchów zmarłych” w roku 2019. Teraz, polską wersją zbioru możemy się cieszyć dzięki wydawniczej inicjatywie Muchy Comics.

W licznych wywiadach artysta wskazywał, że klimatyczne, pełne grozy teksty autora „Kruka”, nie do końca poczytalni bohaterowie toczący boje z demonami duszy (co artystycznie jest do wygrania dla twórcy potrafiącego „grać” w rysunku mimiką postaci, a w tym aspekcie Richard Corben był mistrzem), obsesja Poego na punkcie grozy ostatecznej były źródłem niewyczerpanej inspiracji. Bawiąc się wdzięcznymi analogiami, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że Richard Corben był na spotkanie z Poe skazany, gdyż nawet swój artystyczny życiorys prowadził po śladach słynnego rodaka, wpierw znajdując uznanie jak Edgar we Francji. Ba, bezkompromisowość (do czasu) rysownika i jego walka o niezależność także rezonuje z postawą artystyczną Poego, nieprzejednanego krytyka rzeczy miałkich i bodajże pierwszego pisarza Ameryki starającego się utrzymać z twórczości własnej.

Warto też wziąć poprawkę na fakt, że okres artystycznego dojrzewania Corbena  przypadł na końcówkę lat 60. ubiegłego wieku, czas kontrkulturowych ruchów młodzieżowych, które postać Edgara Allana Poego uczyniły jedną z ikon społecznej kontestacji. Życiorys autora „Upadku domu Usherów” pełen sprzeciwu wobec kształtu Ameryki nabierającej pod koniec XIX wieku przemysłowego rozpędu i ćwiczącej się w kulcie przedsiębiorczości, wywyższony autorytetem apologety Poego Charlesa Baudelaire’a, idola francuskich egzystencjalistów, na których znowuż snobowała się młodzież amerykańska, pasował jako opowieść uwiarygadniająca walkę o redefinicję paradygmatów społecznych oraz zapewniał ciągłość tradycji, wzmacniając poczucie wspólnotowości. Zresztą, francuski wkład we wzmacnianie artystycznego poczucia wartości twórców amerykańskich, w tym twórców komiksów wywodzących się z undergroundu lat 60. XX wieku, był zrozumiały, bo na gruncie krajowym estetyka i tematyka najbardziej bezkompromisowych komiksów była silnie transgresyjna, łamała obyczajowe i wszelkie inne tabu na wielu poziomach. Skorzystał na tym Richard Corben, ale też na przykład Robert Crumb, chyba najbardziej atakowany przez opinię publiczną artysta, ostatecznie podejmujący decyzję o osiedleniu się we Francji na stałe.

Richard Corben po raz pierwszy zmierzył się z dziełem Poego w 1974 roku, gdy udało mu się w końcu nawiązać współpracę z wydawnictwem Warren. Na łamach Creepy zaprezentował swoją wersję „Kruka”, „Portretu owalnego” i „Cienia”. Corben powróci do tych tekstów, dając ich nowe warianty w „Duchach zmarłych”, a wcześniej, jak ponownie w przypadku „Kruka”, ale też „Uśpionej” i „Zdobywcy czerwia”, zanim zmierzy się z nimi w ramach serii Dark Horse Presents, da wariacje wymienionych historii w serii Marvela „Haunt of Horror”.

Corben nie uważał, że jest możliwa do zrealizowania wierna adaptacja twórczości Poego, chociaż swego czasu nosił się z zamiarem zilustrowania całości klasycznego zbioru nowel „Tales of Mystery and Imagination”. Rozczarowany adaptacjami w wykonaniu innych, w tym filmowymi próbami Rogera Cormana, zmienił optykę i zaczął traktować teksty autora „Cienia” jako impuls do budowania opowieści niekoniecznie wiernych literze oryginału, ale zawsze, jak powtarzał, eksponujących „głębokie współczucie dla samotnych, czasem obsesyjnych i udręczonych postaci Poego”.

„Duchy zmarłych” to zbiór, z którego Richard Corben był wyjątkowo zadowolony, uważając go za jedno ze swoich największych osiągnięć artystycznych. Można wskazać wiele elementów tłumaczących tę niezwykle pochlebną opinię artysty o własnym dziele. Twórca lovecraftowskiego z ducha „Ragemoora” zawsze czuł się najlepiej w krótkich formach, bardzo sobie cenił formułę antologii, a zbiór adaptacji Poego spełnia ten postulat w pełni. Inną ważną przesłanką wydaje się sama budowa tekstów Poego. Autor „Berenice” pisał zwięźle, precyzyjnie i obrazowo, a co ważniejsze – większość jego tekstów prozatorskich kończy się efektownie wybrzmiewającą puentą – dzięki czemu artysta biegły w konstruowaniu dramaturgii opowieści, ma duże pole do popisu. Owa formalna dyscyplina tekstów Poego odpowiadała też etapowi formalnych poszukiwań rysownika, z biegiem lat dążącego do redukcji środków wyrazu, szukania wizualnego ekwiwalentu będącego w stanie oddać atmosferę grozy i dziwny stan nierzeczywistości wkradający się w logiczną, naukowo obudowaną argumentację książkowych bohaterów Poego. To rzeczywiście udaje się w „Duchach zmarłych” Corbenowi osiągnąć, bo jego rysunki dążące do prostoty działają już prawie na zasadzie autorskich znaków graficznych,  komunikujących wrażliwość artysty, jego wizję świata i określone sensy. Czy Richard Corben to artysta opowiadający obrazami? Jeszcze jak. Wystarczy przeprowadzić mały eksperyment, próbując opowiedzieć sobie dowolną historię z tego zbioru, nie uciekając się do czytania tekstów. Każdy kadr, a jest ich tutaj dokładnie tyle, ile trzeba, każdy gest, grymas, spojrzenie postaci opowiada nam historię bez problemu mogącą obejść się bez słów. To jest poziom biegłości warsztatowej zarezerwowany dla wybitnych artystów medium komiksowego, więc zupełnie nic nie sugerując, dorzucę, że Corben, dzieląc się swoimi refleksjami na temat trudności związanych z adaptowaniem literatury, miał zwyczaj powoływać się na doświadczenie Alberto Brecii. 

„Duchy zmarłych” warto studiować z równoległą lekturą tekstów Poego, dzięki czemu będziemy mieć możliwość wglądu w sposób lektury Corbena, odnaleźć motywy i fragmenty, które pobudziły go do interpretacyjnych poszukiwań, rozwijania fabularnych wariacji tekstów źródłowych. W słowie wstępnym do zbioru M. Thomas Inge wskazuje, że Corben budował swoje interpretacje, mocno inspirując się estetyką czytanych w młodości komiksów grozy wydawnictwa EC (Entertaining Comics). Stąd na przykład pojawiła się w „Duchach zmarłych” spajająca wszystkie nowelki postać narratora, przewodnika, niedookreślonej płciowo wiedźmy Mag, często zabawnie lub sarkastycznie puentującej losy bohaterów. Wprowadzenie w treść  utworów Poego postaci z zewnątrz tego uniwersum wyzwala kanoniczne teksty z gorsetu nienaruszalnej klasyki, sugerując, że jest to co prawda nadal Poe, ale jednak nie do końca. Żeby zbytnio się nie rozpisywać i nie psuć zabawy, napiszę tylko, że w „Mieście z morza” Corben nadaje poetyckiej wizji mistycznego miasta na rubieżach świata rangi trybunału sumienia. W „Człowieku tłumu”, gdzie akcent z osoby obserwowanej przez narratora Corben przenosi na tegoż, odmalowuje sugestywnie, czym jest piekło domysłów. W „Berenice” zdobywa się na lżejszy ton, który popycha makabryczny wydźwięk oryginału w stronę czarnej, niewyszukanej komedii, a w „Zagładzie domu Usherów” zgrabnie łączy w jedną fabularną całość treść słynnego opowiadania z treścią „Portretu owalnego”. Ciekawie prezentuje się również  „Morella”, z której kart Corben puszcza do czytelnika oko kontrkulturowego weterana, powlekając główną bohaterkę w szaty nawiedzonej szamanki Ery Wodnika. Dodatkowo autor nie byłoby sobą, gdyby nie nasycił wszystkich opowieści atmosferą erotycznego napięcia sugerującego jakieś seksualne perwersje („Kruk”, „Przedwczesny pogrzeb”).

Na tym nie koniec, bo koniecznie trzeba wspomnieć o mistrzowskim operowaniu przez Corbena (tutaj w duecie z córką Beth) kolorem. Co prawda nie ma w „Duchach zmarłych” słynnych, psychodelicznych barw, które przyniosły artyście sławę, ale twórca udowadnia, że aby straszyć i budować gęstą atmosferę niekoniecznie trzeba plansze nurzać programowo w czerni, bo „Duchy zmarłych” to komiks niepokojący, szalony i nastrojowy, ale jednocześnie nad wyraz kolorowy („Zdobywca czerw”, „Maska czerwonego moru”). Zresztą, arsenał formalnych rozwiązań wypracowanych przez Corbena latami eksperymentów i szlifowania warsztatu jest tak duży, że efekt niesamowitości artysta jest w stanie generować na wiele sposobów: czy to uciekając się do kapitalnego oświetlania kadrów, fenomenalnego operowania dynamiką w obrębie zazwyczaj wąskich kadrów – w końcu – wspomnianych gestów, mimiki i rysunków postaci, nieodmiennie groteskowo brzydkich i niepokojących. Sekwencja trzech następujących po sobie kadrów z „Berenice”, na których tytułowa bohaterka wchodzi w krąg światła, przedstawiając się mężowi, a przy okazji eksponując imponujące uzębienie to kwintesencja tego, czym potrafi być lęk przed nieznanym. Wyobrażam sobie, że Edgar Allan Poe, przeprowadzając w „Berenice” wiwisekcję fiksacji prowadzących ludzi do zguby, byłby tą sekwencją zachwycony.

„Duchy zmarłych” to dzieło dojrzałego, świadomego artysty, zwieńczenie intymnej estetycznej i intelektualnej przygody. Trudno o lepszą prezentację talentu Richarda Corbena, bo w tym albumie jest wszystko, co stanowi o oryginalności artysty. „Duchy zmarłych” są zbiorem nowel, w których Corben sączy lęk powoli, seriami precyzyjnych rysunków, wikłając bohaterów i nas w dziwną przygodę rozgrywającą się na przecięciu snu i jawy, szaleństwa i trudno identyfikowalnego fatum, równie niezrozumiałego, jak transpłciowe postaci zaludniające karty tego zbioru.

Obcując z „Duchami zmarłych”, nie opuszczała mnie świadomość, że to ostatnia mistrzowska  rozmowa Corbena z Poe, a konteksty, jakie rodzi tytuł komiksu, są na tyle przejmujące i boleśnie aktualne, że nie waham się określić „Duchów zmarłych” mianem jednego z najważniejszych wydawnictw, jakie ukazały się na polski rynku komiksowym w ciągu ostatnich lat.

 

Tytuł: Duchy zmarłych

  • Adaptacja i rysunki: Richard Corben
  • Kolory: Richard Corben i Beth Corben Reed
  • Tłumaczenie: Marek Starosta
  • Wydawnictwo: Mucha Comics
  • Data publikacji: 23 lutego 2021 r. 
  • Liczba stron: 224
  • Format: 180x275 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • ISBN 978-83-66589-29-2
  • Wydanie pierwsze
  • Cena okładkowa: 99 zł

  Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus