„Miasto Grzechu” tom 6: „Girlsy, gorzała i giwery” - recenzja
Dodane: 30-11-2020 21:43 ()
Tym, co łączy opublikowane do tej pory opowieści z kultowej serii Franka Millera Sin City, jest forma. Nieodmiennie każda z nich jest obszerną historią rozpisaną na wiele odcinków i wypełniona galerią bohaterów. Pytaniem, do którego zmierzam, jest – Jak Miasto Grzechu wyglądałoby, gdybyśmy ujrzeć mogli je jedynie w przebłyskach? W swoistych migawkach z życia bohaterów?
Odpowiedź na to pytanie kryć może się w świeżo opublikowanym zbiorze Girlsy, gorzała i giwery. Album ten to jedenaście historii zawartych na niecałych stu pięćdziesięciu stronach. Niektóre z nich są nieco dłuższe, inne zamykają się w zaledwie kilku stronach czy wręcz w kilkunastu kadrach. Każda z nich to zamknięta całość. Można więc powiedzieć, że dostałem to, co chciałem, czy w zasadzie to, czego byłem ciekaw – migawki i przebłyski tej specyficznej metropolii neonoir. I muszę przyznać, że jestem nieco rozczarowany efektem. Dlaczego? Seria Sin City prezentuje specyficzny styl i charakterystyczne typy bohaterów. To kipiące od obszernej, niekiedy wręcz zahaczającej o grafomanię narracji i wewnętrznych monologów bohaterów historie przesycone motywami z czarnych kryminałów, pulpowych powieści akcji i tanich romansideł. Tylko że gdy Miller ma dość miejsca, by się rozpędzić z łączeniem tego galimatiasu w całość, to wszystko zaczyna ze sobą współgrać, a klisze z jednego gatunku rozmywają się w innej zespolonej konwencji. Podobnie rzecz ma się z bohaterami – gdy mają nieco więcej czasu ekranowego, to ich wyolbrzymione gatunkowe cechy przestają drażnić aż tak bardzo. Ich machismo, seksualność, charakter znajdują pewne fabularne podbudowanie. A co dzieje się, gdy autor ma zaledwie kilkanaście stron? Cała ułuda fikcyjnego Miasta Grzechu wali się jak domek z kart. Historie nagle wydają się zdecydowanie mniej ciekawe i angażujące, a zachowania bohaterów mocno przejaskrawione. Postawa macho-twardziela nagle zaczyna sprawiać wrażenie wręcz karykaturalnej. No może nie do końca. Dla kogoś, kto zna inne komiksy z cyklu, może się to nie rzucać w oczy aż tak bardzo – czytelnik taki wie, kim są dani bohaterowie i wie, czego można się po nich spodziewać. Zna specyfikę tytułowego Miasta Grzechu oraz jego klimat. Doceni ukryte w treści drobne smaczki i przy lekturze będzie prawdopodobnie bawił się całkiem nieźle, bo rzeczony tom sprawdza się jako uzupełnienie mitologii tego komiksowego świata. I tylko jako uzupełnienie. Ktoś nieznający stylowego i fabularnego kontekstu kto sięgnąłby po recenzowany tom w ramach pierwszego kontaktu z dziełem Millera, może się od tej intrygującej serii odbić, uznając ją za mało ciekawą pod względem fabuły (większość zawartego w tomie materiału to wszak historie wyjątkowo krótkie, niosące ze sobą mało treści), nader kiczowatą i pełną bohaterów w najlepszym wypadku dziwnych, a w najgorszym – karykaturalnych lub antypatycznych.
A jak ma się kwestia oprawy? Cóż, swoich czytelników Sin City przyzwyczaiło do wyjątkowo charakterystycznej oprawy bazującej na negatywnej przestrzeni kadru i silnych kontrastach między relatywnie prostymi formami z czerni i bieli połatanymi do kupy delikatną, ażurową wręcz, ale także wyjątkowo chaotyczną konturówką tworzącą niekiedy turpistyczne szkice. Recenzowana publikacja serwuje nam właśnie to, można by powiedzieć „więcej tego samego”. Są więc wielcy jak szafa i pięknie wyrzeźbieni mężczyźni, są powabne kobiety powykręcane w kuszących pozach przeczących anatomii i stawiających pod znakiem zapytania posiadanie przez rzeczone niewiasty kręgosłupów, są obrzydliwi niemilce, są potężne wozy, jest brutalność i przemoc. A wszystko to wyolbrzymione w typowy dla Sin City sposób. Ktoś, kto zna twórczość Millera bez problemu odnajdzie się wśród Girlsów, gorzały i giwer. Zawarte w tomie historie pochodzą z różnych okresów, więc mogą też stanowić ciekawy przykład tego, jak styl Miasta Grzechu ewoluował.
Czy warto sięgnąć po Girlsy, gorzałę i giwery? Tylko jeśli znacie już Miasto Grzechu, lubicie jego mroczne zaułki i czujecie jego klimat. Wtedy w tomie tym odnajdziecie się bez problemu i nawet będziecie się pewnie dobrze bawić. A co jeśli z tą specyficzną serią nie mieliście do tej pory do czynienia? Sięgnijcie po inną z pozycji tego cyklu. Sprawdźcie, czy będzie wam odpowiadał jej charakter i sposób, w jaki Miller snuje swoje opowieści, czy będziecie umieć zaakceptować dysfunkcyjnych bohaterów jego twórczości. Bo niestety, ale recenzowana publikacja nie da wam dobrych podstaw do odpowiedzi na te pytania. Jeśli jednak odpowiecie na nie twierdząco, to wróćcie, weźcie girlsy na kolana, sięgnijcie po kielonek gorzały i ostrożnie obchodźcie się z giwerą.
Tytuł: Miasto Grzechu tom 6: Girlsy, gorzała i giwery
- Scenariusz: Frank Miller
- Rysunki: Frank Miller
- Tłumaczenie: Tomasz Kreczmar
- Wydawca: Egmont Polska
- Data publikacji: 12.11.2020 r.
- Wydanie: III
- Okładka: twarda
- Format: 17,5 x 26,5 cm
- Papier: kredowy
- Druk: czarno-biało-żółty
- Stron: 152
- Cena: 50 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus