„Green Lantern” tom 2: „Dzień, w którym spadły gwiazdy” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 28-10-2020 20:48 ()


W pierwszej odsłonie interpretacji perypetii Hala Jordana według scenariusza Granta Morrisona okazało się, że ów weteran komiksowej branży nadal jest władny do tworzenia nie tylko „piętrowo” konstruowanych eposów (vide Multiwersum”), ale też klarownych, stricte rozrywkowych fabuł. Najwyraźniej raz jeszcze zdołał on okiełznać swój niekiedy aż nazbyt eksplozywny temperament twórczy, jako że także tym razem zaproponował opowieść, w której obyło się bez niekiedy nie w pełni zrozumiałych koncepcji obejmujących swym zasięgiem całokształt stworzenia.

Rzecz jasna rzeczony nie byłby sobą, gdyby zaproponował historię banalną i „utkaną” z mało subtelnego „budulca”. Stąd także tym razem, jako tło dla poczynań najbardziej cenionego z ziemskich „Latarników” posłużyły oryginalnie pomyślane przestrzenie (by wspomnieć choćby opowieść „otwarcia” tj. „Szmaragdowe piaski”). Zresztą ową oryginalność przejawia się także w sięganiu po sprawdzone przez poprzedników Granta Morrisona wzorce, a tym bez wątpienia jest motyw przyjaźni (a co za tym idzie także współpracy) między Halem a Oliverem Queenem. Tak jak miało to miejsce już po wielokroć (w tym zwłaszcza w pamiętnej „Włóczędze Bohaterów” – zob. „Wielka Kolekcja Komiksów DC Comics” t. 58), także tutaj obaj panowie zmuszeni będą wspólnie stawić czoła kolejnemu wyzwaniu. Do tego nie bez udziwnień (choć tak jak wyżej zasygnalizowano w pełni kontrolowanych) w stylu scenarzysty tego przedsięwzięcia oraz nawiązania do zasobów mitologii Szmaragdowego Łucznika. Ponadto daje o sobie znać Abin Sur rodem z Ziemi-20 (o czym więcej w przywoływanym już „Multiwersum”), osobowość ewidentnie ze znacznym potencjałem, oraz kosmiczne potęgi gnieżdżące się w równoległych wymiarach.

Niby wszystko to już było, a jednak w wykonaniu biegłych w swoim fachu autorów nabiera nowego blasku i kolorytu. Także z tego względu, że nie omieszkano rozwinąć kluczowego dla tej serii wątku, tj. dążeń ze strony jednego z przedstawicieli rasy Kontrolerów (o czym więcej m.in. w zapomnianej serii „Darkstars”) w osobie Mu. I to właśnie owe fragmenty tej opowieści sprawiają wrażenie najbardziej emocjonujących, a do tego dobrze rokujących w kontekście miniserii „Green Lantern: Black Stars” oraz tzw. drugiego sezonu niniejszej serii. Choćby z tego względu, że obok typowych dla twórczości „Szalonego Szkota” somnambulicznych sekwencji, w których niekiedy trudno rozpoznać znamiona realnie zaistniałych wydarzeń, zaproponował on również zgrabnie ujętą opowieść science fiction o randze oddziaływania na skalę całego Kosmosu. I co najważniejsze zależności między poszczególnymi fragmentami tego zbioru paradoksalnie są klarowne, a zarazem niebanalne.

Liam Sharp nieprzypadkowo cieszy się opinią plastyka w równym stopniu utalentowanego co dysponującego warsztatową biegłością. Wykazał to m.in. na stronicach „odrodzonej” serii „Wonder Woman”, cyzelując poszczególne sekwencje zawartych w niej opowieści z pełną precyzją i wrażliwością. Podobnie rzecz się zresztą miała także w przypadku „Galaktycznego stróża prawa” i stąd całkowicie zasadnie spodziewać się było można powtórki tej sytuacji również w niniejszy tomie. Ogólnie wysoka jakość jego prac faktycznie została zachowana, acz znać, że na etapie nanoszenia tuszu na szkic rzeczony autor nie poświęcił tej fazie tworzenia tyle czasu i uwagi co przy okazji pierwszej odsłony „Green Lanterna”. Mimo tego nie zabrakło jednak licznych fantazyjnych form, przekonujących projektów postaci i lokacji oraz pozaziemskich technologii. Na zasadzie urozmaicenia i swoistej wartości dodanej zaistniała ponadto okazja, by zapoznać się z odmienną manierą plastyczną w wykonaniu Giuseppe Camuncoliego i Trevora Scotta. Znacznie więcej w niej szkicowej umowności, choć przyznać trzeba, że warstwę plastyczną tej nieco chaotycznie prowadzonej opowieści charakteryzuje swoista, quasi-mangowa (w tym zwłaszcza przy okazji sposobu ujmowania fizjonomii postaci) urokliwość.

„Dzień, w którym spadły gwiazdy” co prawda ustępuje „Galaktycznemu stróżowi prawa” choć nieznacznie. Okoliczność tę można złożyć na karb „przejściowego” charakteru tej opowieści między jej początkiem i zawiązaniem całości wątków a jej pełnym rozwinięciem we wzmiankowanym sezonie drugim. Opinie o dotychczasowym jego przebiegu na ogół są przychylne. Stąd już teraz, nie przedobrzając z nadmiarem optymizmu, można pokusić się o przypuszczenie, że przed nami moc ekscytującej lektury. Do tego na kosmiczną skalę.

 

Tytuł: „Green Lantern” tom 2: „Dzień, w którym spadły gwiazdy”

  • Tytuł oryginału: „The Green Lantern Vol.2: The Day The Stars Fell”
  • Scenariusz: Grant Morrison
  • Szkic i tusz: Liam Sharp, Giuseppe Camuncoli, Trevor Scott
  • Kolory: Steve Oliff, Liam Sharp
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Marek Starosta
  • Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 7 lipca 2020 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 14 października 2020 r.
  • Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
  • Format: 16,7 x 25,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 204
  • Cena: 59,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „The Green Lantern” nr 7-12 (lipiec-grudzień 2019) oraz „The Green Lantern Annual” nr 1 (wrzesień 2019).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus