„Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)” - recenzja DVD

Autor: Bartłomiej Bolczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 08-06-2020 21:51 ()


Harley Quinn zadebiutowała na srebrnym ekranie w legendarnej już kreskówce „Batman: The Animated Series”. Początkowo stanowiła jedynie dodatek do Jokera, który miał za zadanie wprowadzić do serialu nieco humoru i jednocześnie sprawić, że błazeński Książę Zbrodni stanie się nieco lżejszą postacią dostosowaną do potrzeb serialu, którego głównym odbiorcą, pomimo bardzo mrocznego klimatu, miały być jednak dzieci. Z czasem jednak jej popularność zaczęła niemal dorównywać Jokerowi, powstały komiksy traktujące wyłącznie o Harley, zaczęła pojawiać się w dojrzałych produkcjach o Batmanie (takich jak gry Rockstara czy Telltale’a), a w końcu zadebiutowała w kinach jako jedna z głównych bohaterek przeciętnego „Legionu samobójców”. Wcieliła się w nią Margot Robbie i w powszechnej opinii był to strzał w dziesiątkę - choć sam „Legion” przyjęty został raczej chłodno, to australijska aktorka zebrała pozytywne recenzje, zarówno wśród krytyków, jak i fanów. Nic więc dziwnego, że wytwórnia Warner Bros. zdecydowała się na solowy film opowiadający o przygodach byłej pracownicy szpitala psychiatrycznego Arkham.

Na początku filmu Harley to postać w rozsypce. Jest bowiem świeżo po rozstaniu ze swoim „Pączusiem” i nie bardzo wie, co ze sobą począć, brakuje jej po prostu pomysłu na siebie. Swoje smutki próbuje utopić w alkoholu i zapomnieć o nich dzięki dobrej zabawie oraz dokonując radosnych i spektakularnych aktów zniszczenia. Siejąc chaos w Gotham, naraża się jednak Czarnej Masce, bogatemu przedsiębiorcy-gangsterowi, jednemu z największych wrogów Batmana. Wkrótce wplątuje się w niesamowitą kabałę, podczas której musi łączyć siły z coraz dziwniejszymi sojusznikami, do których należy między innymi policjantka.

Brzmi ciekawie? Według mnie tak. Początek filmu jest obiecujący, doskonale miesza ze sobą humor, rozwałkę i mrok Gotham. A później... Później następuje wszechobecny, niczym nieograniczony chaos również w narracji opowieści, którą prowadzi sama Harley. Wszystko płynie, nic nie trzyma się kupy, wydarzenia prezentowane są często w niewłaściwej kolejności, a następnie uzupełniane o potrzebne informacje, masa wątków to totalne pomieszanie z poplątaniem, do tego sceny są przerysowane, pozbawione sensu i przeczące prawom fizyki i logiki, a wszystko jest podlane solidną dawką przemocy i brutalności, co gryzie się z kreskówkową estetyką ogromnej części filmu.

Jednym słowem: chaos. Ale jakże wspaniały! Ten film był dokładnie tym, czego od niego oczekiwałem jako fan Harley Quinn i w ogóle komiksów DC. Historia opowiadana przez samą Harley nie mogła być opowiedziana zwyczajnie i właśnie dlatego całkowicie kupuję konwencję tego filmu. Od początku do końca czułem się tak, jak gdybym zajrzał do głowy doktor Quinzel i oglądał świat jej oczami. Co z tego, że czasem było chaotycznie i bez sensu? Przecież tak powinno być! W filmie z narracją pierwszoosobową, prowadzoną przez osobę zupełnie niestabilną i nieprzewidywalną, uporządkowana i logiczna konstrukcja byłaby wadą, czymś nienaturalnym i zwyczajnie niemądrym. Owszem, akcja toczy się w mieście Batmana, ale Mroczny Rycerz nie jest tu ważny, dlatego nie ma co oczekiwać charakterystycznych dla niego systematyczności i ładu.

Nie oznacza to, że nie da się do niczego przyczepić. Według mnie trochę zbyt uproszczono tu kwestię feminizmu, który w tym wydaniu sprowadza się do bicia złych facetów. Można to jednak usprawiedliwić, bo po pierwsze faceci otaczający Harley i pozostałe bohaterki są naprawdę odrażający, a po drugie panna Quinn raczej nie należy do grona dam wojujących słowem i stosuje najprostsze środki - które w tym wypadku sprowadzają się często do mordobicia. Ogólnie rzecz ujmując, film niesie pozytywne przesłanie o sile kobiet, na co bez wątpienia wpłynęło żeńskie grono twórców: za kamerą stała Cathy Yan, autorką scenariusza była Christina Hodson, a producentką: sama Margot Robbie.

Nieco większym minusem wynikającym trochę z poprzedniego akapitu, są role męskie. To, że faceci są tu źli i obrzydliwi nie stanowi samo w sobie zarzutu, ale znaczenie ma to, w jaki sposób zostało ich zepsucie pokazane. Czarna Maska grany przez Ewana McGregora nie ma wiele wspólnego z komiksowym pierwowzorem. Nic nie pozostało z wyrachowanego biznesmena, a filmowy Roman Sionis to rozkapryszony bachor, który musi zawsze postawić na swoim i jest pełen kompleksów. Do tego jego prezencja, sposób mówienia, a nawet mimika przywodzą na myśl bardziej Człowieka-Zagadkę z elementami Jokera i Maski (tego zielonego szaleńca, którego grał Jim Carrey). Postać McGregora ratuje trochę przywdzianie charakterystycznej maski Sionisa, w której nie tylko świetnie wygląda, ale i zachowaniem nieco bardziej przypomina komiksowego Czarną Maskę.

O ile jednak postać Sionisa da się obronić, bo można w niej znaleźć (choć czasem trzeba szukać naprawdę głęboko) elementy pierwowzoru, o tyle postać Victora Zsasza jest już kompletną porażką i najsłabszym punktem filmu. Szczerze mówiąc, nie rozumiem po co upchnięto ją w filmie. Chris Messina mógł grać kogokolwiek. Trzeba było nazwać go Phil i nie zmieniać niczego poza tym - w roli Phila, pomocnika Czarnej Maski, Messina wypadłby dobrze. Jednak Zsasz ma swój pierwowzór w komiksach o Batmanie i nie miał on nic, ale to zupełnie nic wspólnego z tym, co zaprezentowano w filmie. Czasem aż kłuło to w oczy, że ten mafijny safanduła, ta, za przeproszeniem, pierdoła na posyłki Czarnej Maski nazywa się Victor Zsasz. To jednak szczegół, który dostrzeże jedynie fan komiksów DC. Koneserom polecam kreację tej postaci w serialu „Gotham”. W Zsasza wciela się tam Anthony Carrigan i pokazuje twórcom „Ptaków Nocy”, jak to powinno wyglądać.

Ostatni minus, o którym warto powiedzieć: tytułowe Ptaki Nocy, czyli kobiecy gang z Gotham, stanowi tu jedynie tło dla Harley. Tytuł sugeruje, że owszem, była dziewczyna Jokera znajduje się na pierwszym planie, ale pozostałe ptaszyny są prawie tak samo ważne. Niestety, nie są. Uwielbiam postać Łowczyni i podobała mi się jej interpretacja w wykonaniu Mary Elizabeth Winstead, ale dostała za mało czasu ekranowego. Trochę więcej widzieliśmy Jurnee Smollett-Bell w roli Czarnego Kanarka, ale też odczuwałem pewien niedosyt, zwłaszcza że geneza postaci była nieco inna niż ta najpopularniejsza i nawiązywała raczej do pierwszych komiksów z jej udziałem, co było całkiem interesujące. Rosie Perez nie popisała się z kolei jako detektyw Montoya, a szkoda, bo oprócz Harley była chyba najczęściej pokazywanym na ekranie Ptakiem Nocy. Przynajmniej spośród dorosłych, bo do tego grona zaliczyć trzeba jeszcze Cassandrę Cain graną przez Ellę Jay Basco. 13-letnia aktorka była przyzwoita, choć od partnerującej jej na ekranie Robbie musi się jeszcze dużo nauczyć. Inna sprawa, że jej rola nie była aż tak wymagająca.

Jak na film, który zdążyłem określić mianem „wspaniałego”, wymieniłem całkiem sporo minusów, ale żaden z nich nie wpływa znacząco na mój jednoznacznie pozytywny odbiór „Ptaków Nocy”. Uważam, że jest to krok w przód względem „Legionu samobójców”, że przyćmiewa „Ligę Sprawiedliwości” (czekam na Snyder cut!) i „Aquamana”, a także, że nie ustępuje szeroko chwalonej „Wonder Woman” (choć ma całkowicie odmienny klimat). Niewykluczone, że to mój ulubiony film z DC Extended Universe, choć musiałbym go pewnie obejrzeć ponownie, żeby stwierdzić to z całą pewnością.

A jeżeli nie czujecie się jeszcze przekonani i potrzebujecie ostatecznego argumentu za obejrzeniem tego filmu, to powiem tylko, że zawiera on jedne z najpiękniejszych i najbardziej dramatycznych scen miłosnych w historii kina. Mało kto potrafi wyrazić miłość tak, jak robi to Harley Quinn. Zwłaszcza że adresatem jej słów i czynów jest... kanapka z jajkiem.

Ocena: 8/10

Tytuł: Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)

Reżyseria: Cathy Yan

Scenariusz: Christina Hodson

Obsada:

  • Margot Robbie
  • Ewan McGregor
  • Rosie Perez
  • Mary Elizabeth Winstead
  • Jurnee Smollett-Bell
  • Ella Jay Basco
  • Chris Messina
  • Ali Wong

Muzyka: Daniel Pemberton

Zdjęcia: Matthew Libatique

Montaż: Jay Cassidy, Evan Schiff

Scenografia: K.K. Barrett

Kostiumy: Erin Benach, Helen Huang

Czas trwania: 109 minut

 

Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus