„Legion samobójców" - recenzja druga

Autor: Marcin Waincetel Redaktor: Motyl

Dodane: 07-08-2016 14:59 ()


Z całą pewnością nie było idealnie. Pojawiały się momenty trudne. Czasami też można było zaobserwować dosyć niespodziewane i nie do końca zrozumiałe decyzje – tak ze strony twórców, jak i wykonawców. Niemniej! Misja „Legionu samobójców” może być uznana za co najmniej udaną. Szkoda tylko, że nie do końca wykorzystano potencjał tytułowej drużyny.

Film w reżyserii Davida Ayera zaczyna się jak teledysk. Widowiskowe przedstawienie antyherosów odbywa się – zależnie od postaci – w rytm klasyków rocka, elektryzujących brzmień elektronicznych czy amerykańskiego rapu. I jako króciutkie origin story Deadshota, Harley Quinn czy Kapitana Boomeranga sprawdza się to świetnie. Bo na wyrazistych charakterach zbudowane jest całe widowisko.

Sama historia prezentuje się jednak nieszczególnie interesująco. Ot, istnieje ryzyko, że meta-ludzie zaczną poważniej zagrażać cywilizacji, co po wydarzeniach z „Batman v Superman” nie jest wcale takie nieprawdopodobne, stąd też pomysł, aby stworzyć jednostkę specjalną, dzięki której rząd USA będzie dysponować zabezpieczeniem przed ewentualną apokalipsą. Na polecenie Amandy Waller sformowano zatem „Task Force X”, oddział superzłoczyńców – potężnych i nieobliczalnych. Chrzest bojowy rzeczonych nastąpił zaś niedługo po ich (nie)oficjalnym zaprzysiężeniu.

Jaka jest zatem główna intryga filmu? W najlepszym razie pretekstowa, choć zawiązana w prosty i klarowny sposób. W Midway City zaczynają dziać się rzeczy nienaturalne, gdy uśpione i przedwieczne zło rzuciło wyzwanie ludzkości. Para stereotypowych antagonistów stanowi jednak wyłącznie tło dla występów Suicide Squad. Co tutaj dużo mówić – w przeważającej mierze popisowych epizodów!

Przede wszystkim – Harley Quinn. Psychopatyczna dziewczyna Jokera w interpretacji Margot Robbie to prawdziwy diamencik. Można było żywić obawy, że ta kreacja będzie nieco zbyt wulgarna, piękna, ale pusta w środku, jednak australijska aktorka sprawiła, iż Harley jest jak tykająca bomba, która co i rusz wybucha – dowcipem, seksapilem, wrażliwością i sprytem. A także uczuciem do Jokera. Jared Leto, choć miał niewiele ekranowego czasu, to udanie zaakcentował swój występ. Książę Zbrodni funkcjonuje na razie jako szalony gangster, ewidentnie skrywający tajemnicę i przewrotną przeszłość. Tylko czekać, aż skonfrontuje się z Mrocznym Rycerzem, który także pojawił się w „Suicide Squad”. Podobnie jak jeszcze jeden z członków „Ligi Sprawiedliwości”.

Galeria osobistości nie kończy się jednak na szalonych romantykach i trykociarzach. Bo jest i fenomenalny Deadshot, który dzięki charyzmie Willa Smitha zyskał odrobinę tragiczny rys, ale też pewność oraz zdecydowanie – cechy niezbędne w fachu zabójcy. Aktorstwo jest zatem bardzo dobre lub co najmniej niezłe, jednak z kilkoma wyjątkami. Zawodzi przede wszystkim Rick Flag (Joel Kinnaman) oraz June Moon/Enchantress (Cara Delevingne) – bohaterowie ledwie naszkicowani, bez magnetyzującej siły.

Wiele miejsca można poświęcić działaniom antyherosów. I nie bez przyczyny. To oni stanowią największy walor filmu. Wyczuwalna jest między nimi świetna chemia, zwłaszcza pomiędzy momentami dramatycznymi, które przeplatają się z dziką akcją oraz elementami komediowymi. Wyszło pozytywnie. Przynajmniej do połowy filmu. Niestety.

W pewnym momencie, gdy domyślamy się, że prawdopodobnie wyciągnięto już wszystkie asy (i Jokera!) z talii pomysłów, „Legion samobójców” zaczyna nieco tracić na jakości. Przede wszystkim akcja staje się jeszcze bardziej przewidywalna niż można byłoby zakładać na początku, przez co wizerunki antyherosów – do których bez dwóch zdań można poczuć nić sympatii – tracą nieco na atrakcyjności. Deadshot, El Diablo, Killer Croc... nawet Harley Quinn  gubią się w tym chaosie. Finałowa walka jest tego najlepszym, obrazowym przykładem.

„Legion samobójców” to film ze świetnymi antybohaterami (z nielicznym wyjątkami) i niezbyt zajmującą historią (bardzo prostą, co nie znaczy, że pozbawioną sensu). Nie wierzcie w falę negatywnych opinii. Drużyna skazańców potrafi zapewnić całkiem miłą rozrywkę. W zwichrowany, bezkompromisowy, być może nieco efekciarski sposób. Ale cóż – it’s good to be bad!

Tytuł: „Legion samobójców"

Reżyseria: David Ayer

Scenariusz: David Ayer

Obsada:

  • Will Smith    
  • Margot Robbie
  • Joel Kinnaman
  • Cara Delevingne
  • Jai Courtney
  • Adewale Akinnuoye-Agbaje
  • Jay Hernandez
  • Karen Fukuhara
  • Adam Beach
  • Jared Leto
  • Viola Davis

Muzyka: Steven Price

Zdjęcia: Roman Vasyanov   

Montaż: John Gilroy

Scenografia: Oliver Scholl

Kostiumy: Kate Hawley

Czas trwania: 123 minuty

 

Dziękujemy Multikinu za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus