„Wonder Woman” - recenzja
Dodane: 31-05-2017 09:27 ()
Być albo nie być – przyszłość filmowego uniwersum DC Comics została powierzona w ręce kobiet, które miały zatrzeć niesmak po dwóch nieudanych produkcjach. Niełatwe zadanie stanęło przed Patty Jenkins i Gal Gadot – nadać blasku postaci, która w komiksie nie raz i nie dwa potrzebowała mocnej rewitalizacji. Mały przedsmak możliwości aktorki jako wojowniczej Amazonki otrzymaliśmy w Batman v Superman, jak więc prezentują się solowe perypetie Wonder Woman?
Fabuła filmu skrojona jest według przygodowego przepisu z domieszką kina wojennego. Na Themyscirę spada – dosłownie – brytyjski szpieg, który wszedł w posiadanie ważnych informacji, mogących zadecydować o dalszych losach Wielkiej Wojny. Pojawienie się mężczyzny na wyspie Amazonek wprowadza konsternację, ale też zwiastuje kłopoty. Trenowana od najmłodszych lat księżniczka Diana postanawia opuścić bezpieczny azyl i udać się do świata ludzi, by powstrzymać wojenną machinę, a także odpowiedzialnego za ogrom śmierci Aresa, boga wojny.
Początek obrazu to swoisty origin pokazujący dorastanie Diany i jej szkolenie. Połączenie mitów i kina sandałowego z dynamiczną akcją. Rajska wyspa szybko ustępuje miejsca szaroburej rzeczywistości, gdzie niewinni cywile, matki z dziećmi są ofiarami przerażającej wojny. Zanim jednak wyruszymy na front, Diana zmierzy się z najgroźniejszym przeciwnikiem – damską garderobą początku ubiegłego stulecia. Należy przy tym zauważyć, ze sceny zmierzające do podkreślania odmienności heroiny są przemyślane, okraszone lekkim humorem, co pozwala udanie przeplatać wątki sensacyjne z komediowymi. Gadot doskonale odnajduje się w jednym i drugim rodzaju scen, a jej fizyczne predyspozycje bez wątpienia są znacznym atutem.
Steve Trevor jako przewodnik po brutalnej rzeczywistości sprawdza się znakomicie, a sceny ilustrujące zderzenie Diany ze zmaskulinizowanym światem są trafne, dowcipne, nakręcone ze swadą. Jednakże już Steve Trevor i jego kompania jako współtowarzysze walki wypadają przeciętnie, bo co mogą zrobić w obliczu obcowania z boską istotą, która ich pomocy nie potrzebuje? Nawet jeśli wciąż stanowią źródło humoru, to już niestety tego wtórnego. Najlepiej sytuację tę ilustruje wątek niezawodnego snajpera, który w najważniejszym momencie okazuje się bezsilny. Przyczyna niemocy wydaje się jasna, wojenny żywot naznaczony jest licznymi traumami, ale w obrazie nie jest to w żaden sposób przekonująco wytłumaczone. Akcja na froncie wydaje się też nieco rozwleczona, można było swobodnie wyciąć parę minut.
Kiedy ma się na ekranie Gal Gadot – połączenie siły, gracji i delikatności, która z łatwością wskoczyła w buty Wonder Woman, jak niegdyś Christopher Reeve przywdział pelerynę Supermana, nie trzeba się o nic martwić. Wondie w jej interpretacji jest uroczo niewinna, ale mocno stąpa po ziemi, będąc cały czas wierna swym ideałom, a przy tym potrafi zaskoczyć rozbrajającą miną. Między Gadot a Chrisem Pinem nawiązuje się chemia już od początku i tak jest przez większą część filmu. Równie dobrze ich relacje mogłyby być bardziej intensywne – bez całego tabunu postaci drugoplanowych, a film jeszcze by tylko zyskał. Dialogi między wspomnianą parą skrzą humorem, niekiedy są dwuznaczne, a niekiedy po prostu żywiołowe.
Patty Jenkins wykazała się niemałym drygiem do scen batalistycznych, choreografia walk – powietrzny balet na Themyscirze, zarówno podczas ćwiczeń, jak i starcia na plaży - robi wrażenie. Obłędnie wypada scena wyjścia Wonder Woman z okopów, chyba najbardziej zapadająca w pamięć z całego obrazu. Diana kontra oszołomieni niemieccy żołnierze to kwintesencja akcji, nieprzekombinowanej i nieprzeszarżowanej. Wypada lepiej niż finałowa, mocno odrealniona konfrontacja. Twórcy, chcąc podkreślić starcie tytanów, a także zdynamizować ruchy Wonder Woman z chęcią wykorzystują dobrodziejstwo CGI, co niekiedy wypada ładnie wizualnie, ale są też sceny, które w połączeniu ze slow motion rażą sztucznością. Szkoda, ponieważ ten element można było bardziej dopracować. Patrząc na ilość ujęć pokazujących tor lotu wystrzelonego pocisku, Jenkins wydaje się wielką fanką Wanted.
Mówi się do trzech razy sztuka i widać, że DC odrobiło lekcję po poprzednich nieudanych produkcjach i przynajmniej w części postawiło na bardziej zwartą fabułę, która umożliwiła nakręcenie poprawnego filmu. Nie jest to nadal poziom porównywalny do rywala zza miedzy, ale porządne kino, które ogląda się z zainteresowaniem. Jest światełko w tunelu, oby nic go już nie zmąciło.
Ocena: 6/10
Tytuł: „Wonder Woman"
Reżyseria: Patty Jenkins
Scenariusz: Allan Heinberg
Obsada:
- Gal Gadot
- Chris Pine
- Robin Wright
- David Thewlis
- Connie Nielsen
- Elena Anaya
- Lucy Davis
- Ewen Bremner
- Doutzen Kroes
- Danny Huston
Zdjęcia: Matthew Jensen
Muzyka: Rupert Gregson-Williams
Montaż: Martin Walsh
Scenografia: Anna Lynch-Robinson
Kostiumy: Lindy Hemming
Czas trwania: 139 minut
Dziękujemy Warner Bros. Entertainment Polska za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus