"Wanted" - recenzja
Dodane: 28-06-2008 13:31 ()
„Wanted” to historia Wesleya Gibsona, typowego przeciętniaka, którego życie przypomina jeden wielki chaos. Nie osiąga satysfakcji w pracy, gdzie jego szefowa cały czas wchodzi mu na głowę, a w kontaktach z ludźmi jej pokroju nie zna słowa asertywność. Dziewczyna zdradza go z jego najlepszym kumplem. Dodajmy do tego brak wiary w siebie, różne fobie i zażywanie tysiąca tabletek uspokajających i mamy pełny obraz tego zakompleksionego bohatera. Jednakże emocje tłumione wewnątrz Wesleya mają całkowicie inne źródło…
Pewnego dnia na jego drodze pojawia się tajemnicza Fox. Wesley dowiaduje się, że istnieje Bractwo skupiające najlepszych przestępców, a jego ojciec był jednym z nich. Co w takim wypadku może pomyśleć przeciętny człowiek? Ano, że spotkał kogoś bardziej szalonego od siebie, kto próbuje mu wmówić jakieś niedorzeczności. Z czasem Wesley odkrywa, że posiada podobny talent. Decyduje się przejść morderczy trening pod okiem nowych przyjaciół - Fox i Sloana, którzy mają wobec niego osobiste plany. Pragną przygotować Wesleya do konfrontacji z Crossem, renegatem, który postanowił podążyć własną ścieżką. Cross od pewnego czasu zabija kolejnych członków Bractwa, a na liście swoich ofiar ma również ojca Wesleya…
Po seansie „Wanted” mam mieszane uczucia, bowiem, spodziewałem się trochę innego filmu. Znając komiksowy pierwowzór, wiedziałem, że nie wszystkie wątki uda się przenieść na ekran. Czemu? Z prostej przyczyny. Dla przeciętnego zjadacza chleba, nieznającego twórczości Marka Millara, obraz w całości oddający komiksową opowieść byłby niezrozumiałym dziełem, pełnym indywidualnych, ale jakże ciekawych charakterów. To właśnie jest siłą tego albumu, świetnie wykreowany przestępczy świat, posiadający silne osobowości, których w filmie brakuje.
Bekmambetov skupił się tak naprawdę tylko na osobie Gibsona. Przez sporą część filmu pokazuje przemianę bohatera (motyw pojawiający się w wielu produkcjach) ze strachliwego chłopaczka w bezwzględnego killera. Twórcy zastosowali taką samą narrację jak w komiksie, czyli o swoim życiu opowiada sam Wesley. Czyni to w doskonałym stylu, pełnym ironii i sarkazmu (kilka scen zostało idealnie przeniesionych z komiksu). W tej części dzieła otrzymujemy żywe dialogi oraz kilka fajnych one-linerów. Jednakże w moim przekonaniu ten etap trwa zdecydowanie za długo. Film akcji, a do takiego miana pretenduje dzieło Rosjanina, nie może sobie pozwolić na dłużyzny.
Sam James McAvoy to zdecydowanie mało, ale trzeba aktorowi przyznać, że udało mu się ponieść ciężar filmu, ukazując wiarygodną metamorfozę z loosera do mistrza zbrodni. Angelina Jolie poza scenami walki oraz kilkoma minami nie pokazuje praktycznie nic, oprócz nagiego ciała. W przeciwieństwie do komiksowej Fox ma niewiele do powiedzenia. Wydaje się, iż lepiej wypada nazwisko aktorki na plakatach, które promują produkcję, niż jej gra. Natomiast Morgan Freeman jako lider Bractwa, a po części kreowany przez twórców na mentora bohatera, dobrze się prezentuje… i to chyba tyle z jego zalet.
W „Wanted” nie ma co szukać drugiego dna, ponieważ twórcy za bardzo się nie przejęli możliwościami, jakie dawała ekranizacja komiksu i postawili wyłącznie na widowiskową akcję, mknącą z szybkością wystrzelonego pocisku, a także efekty wizualne. Od tej strony obraz prezentuje się wyśmienicie, oczywiście, jeżeli potraficie na niecałe dwie godziny wyłączyć radar logiki, a także uznać, iż prawa fizyki nie obowiązują. Z tymże i w tym elemencie można mieć do twórców małe pretensje. Większość scen jest odrealniona do granic możliwości, nie ma prawa się zdarzyć w codziennym życiu. Można przymknąć oko na ukazaną zdolność zaginania lotu kuli, niespotykany refleks, czy różne umiejętności walki. Wymienione elementy wypadają efektownie. Jednakże totalne przegięcia trafiają się podczas pościgów, czy też scenie z pociągiem, która pokazana została w bardzo sztuczny sposób. Z fabuły filmu nie wynika, że jest to alternatywna rzeczywistość, jedynie niektórzy bohaterowie rozwinęli niespotykane zdolności. Tymczasem reżyser serwuje nam widowisko ala Matrix.
Na plus produkcji należy zapisać muzykę Danny’ego Elfmana, która dobrze komponuje się ze scenami akcji oraz zapada w pamięć. Natomiast z efektów wizualnych bardzo przypadł mi do gustu długi lot pocisku, pokazany jako w pewnym sensie krótka retrospekcja. Za ten pomysł należą się brawa.
Podsumowując, obraz na pewno przypadnie do gustu fanom czystej akcji i efektów specjalnych, lecz dla mnie osobiście jest małym rozczarowaniem. Jedna świetna rola McAvoya i interesujący pomysł Millara to trochę mało jak na hollywoodzką produkcję. „Wanted” polecam jako kino rozrywkowe, ale nie na każdy gust, bowiem brutalność scen również może niejednego zniesmaczyć.
6/10
Tytuł: "Wanted"
Reżyseria: Timur Bekmambetov
Scenariusz: Chris Morgan, Michael Brandt, Derek Haas
Na podstawie komiksu "Wanted" autorstwa Marka Millara i J.G. Jonesa
Obsada:
- James McAvoy
- Morgan Freeman
- Angelina Jolie
- Terence Stamp
- Thomas Kretschmann
- Common
- Marc Warren
Zdjęcia: Mitchell Amundsen
Muzyka: Danny Elfman Montaż: David Brenner, Dallas Puett
Kostiumy: Varvara Avdyushko
Czas trwania: 110 minut
Po komiks Marka Millara sięgnąłem z czystej ciekawości. Wcześniej poznałem inne jego tytuły, jak „Ultimates”, „Ultimate X-Men”, „Spider-Man” (imprint Marvel Knight), czy „Authority”. W Polsce z komiksów tego autora ukazała się jeszcze „Vampirella”, ale może ten epizod twórczości warto przemilczeć. Millar dał się poznać jako solidny scenarzysta, a jego kolejne tytuły stawały się hitami, oczywiście za oceanem. Na wieść o możliwej ekranizacji komiksu „Wanted” postanowiłem przekonać się, co dokładnie kryje się za tym tytułem.
„Wanted” posiada dość oryginalnie nakreślony świat, w którym nie ma bohaterów. Wyginęli śmiercią naturalną, a będąc dokładnym, zostali wyrżnięci w pień przez super złoczyńców podczas trzymiesięcznej walki. Oczywiście o tych detalach czytelnik dowiaduje się w ramach krótkich retrospekcji.
Główna oś fabuły skupia się na Wesleyu Gibsonie, który już na samym początku ma przechlapane. Tłamszony w pracy, zdradzany przez dziewczynę, jednym słowem pechowiec. Kiedy ginie jego ojciec, przed młodzieńcem otwierają się nowe perspektywy. Musi zająć miejsce największego złoczyńcy w historii. Początkowo przerażony, rozpoczyna trening, który ma doprowadzić go na sam szczyt przestępczej drabinki. W jego poczynaniach pomaga mu wydatnie Fox, łudząco podobna do aktorki Halle Berry oraz profesor Solomon Seltzer. Antagonistą Wesleya jest Mister Rictus (w filmie pojawia się dokładnie przez chwilkę), a oprócz niego... No właśnie. Autor skonstruował fabułę w taki sposób, aby historia trzymała w napięciu do ostatniej strony.
Millarowi udało się przedstawić nieszablonową wizję świata, pozbawionego pozytywnych postaci. Nawet głównego protagonistę, poprzez jego działanie, nie można zaliczyć do „tych dobrych”. Czyżby fascynacja złem? Raczej nie, bardziej autor skupia się na relacjach panujących wewnątrz przestępczej organizacji, gdzie dochodzi do rozłamów, a część złoczyńców ma już dość ukrywania się. Do tego stworzył dzieło wielowątkowe, którego poszczególne fragmenty zgrabnie się zamykają. Poznajemy kolejne barwne postacie tego uniwersum. Wszystko odbywa się podczas treningu Wesleya, który kończy się bardzo mocnym akcentem. Millar nie boi się korzystać z zaskakujący rozwiązań, co stanowi siłę napędową opowieści.
W albumie nie brakuje nawiązań do postaci Marvela i DC, a data pokonania superbohaterów jest bardzo wymowna. Rok 1986 wiąże się bowiem z takimi dziełami, jak klasyczna powieść graficzna „Strażnicy” Alana Moore’a oraz z „Powrotem Mrocznego Rycerza” Franka Millera. Gdyby tak dokładniej przyjrzeć się „Wanted”, można powiedzieć, że jest to komiks pokroju dzieła Moore’a, tylko tym razem pokazujący tę drugą stronę medalu. Dualistyczny podział na dobro i zło w tym wypadku nie istnieje. Dobra nie ma. Nawet, jeżeli Wesley eliminuje bezwzględnych morderców, to sam staje się jednym z nich, potworem bez zasad moralnych. Pieniądze, przemoc, władza i seks to chleb powszedni uniwersum stworzonego przez Marka Millara. Z jednej strony to świat w założeniu fantastyczny, ale z drugiej rządzący się prawami znanymi w naszych realiach.
Graficznie „Wanted” wypada solidnie, a nawet lepiej niż się spodziewałem. J.G. Jones zadbał o dynamiczne kadrowanie, zwrócił uwagę na drobne detale, jak wykończenie rysunków czy wypełnianie tła. Dodana do tego mocna, bogata kolorystyka Paula Mountsa nadaje opowieści klimatu. Jako dodatek do komiksu zostało dołączone pokaźne dossier oraz galeria okładek zdobiących poszczególne zeszyty.
„Wanted” to komiks dość specyficzny, raczej przeznaczony na amerykański niż polski rynek. Jeżeli kiedyś pojawi się pod szyldem jednego z rodzimych wydawców, to gorąco polecam ten tytuł. Nawet nie dla samego porównania z filmem, ale głównie dla kawałka rzetelnej historii.
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...