„Wonder Woman” tom 2: „Rok pierwszy” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 30-03-2018 21:10 ()


Chyba trudno o lepszą okazję do przybliżenia początków Diany niż „restart, którego nie było”, tj. moment „Odrodzenia” uniwersum DC. Tym bardziej że przy okazji rewitalizacji tego fikcyjnego konglomeratu rzeczywistości przedstawionych rozpoczętej w 2011 r. prezentacja genezy tej postaci ograniczyła się do ledwie kilku retrospekcji. Greg Rucka, scenarzysta, któremu powierzono opieką nad fabularną stroną przygód Wonder Woman właśnie w ramach „Odrodzenia”, nie oparł się pokusie kompleksowego przybliżenia debiutu tej bohaterki w roli pośredniczki pomiędzy światem ludzi a izolowaną enklawą Amazonek. Wprost trzeba przyznać, że uczynił to z charakterystyczną dlań warsztatową sprawnością, a co za tym idzie z korzyścią dla odbiorców powierzonego mu tytułu.

Oczywiście jak przystało na tego twórcę, nie mogło się obyć bez suflowania tzw. „motywów równościowych”, w których wątek pożądliwości płci tej samej odgrywa zasadniczą wręcz rolę. Bez względu na to, czy jego przejawy dostrzeżemy w nieco odleglejszym tle wśród klientów kafejki w jednym z centrów handlowych, czy przez nieśmiałe rozpoznawanie się amatorek tej, nazwijmy to umownie, mody. Również na Temiskirze, skrytej przed ludzkim postrzeganiem wyspie kobiet-wojowniczek, owa formuła zintensyfikowanych relacji międzyludzkich według wzorca pewnej antycznej poetki zdaje się mieć co najmniej nieźle. Stąd przymierzając się do lektury skądinąd udanie zrealizowanego „Roku pierwszego”, warto mieć na uwadze, że współtwórca „Gotham Central” i „Lazarusa” ani myśli rezygnować ze swojego osobliwego „apostolstwa”. 

Sama zaś opowieść teoretycznie nie wnosi do mitologii Wonder Woman nic odkrywczego. Podobnie bowiem jak wcześniej m.in. w pracach Geroge’a Péreza także i tutaj poznajemy Dianę jako młodą, acz już niemal gotową do heroicznych czynów niewiastę. Zdawać się mogło, że żywot tej jedynej „narodzonej” na Temiskirze Amazonki przebiegać będzie według analogicznego schematu jak miało to miejsce w przypadku innych przedstawicielek tej dumnej społeczności zdominowanego przez intensywny trening w zakresie posługiwania się bronią białą i miotaną oraz ogólnych umiejętności konfrontacyjnych. Faktycznie Diana już wówczas mogła się pochwalić na tym polu godnymi pozazdroszczenia osiągnięciami i zapewne wraz z kolejnymi eonami urozmaicałaby czas ćwiczeń m.in. przechadzkami pośród winnic rodzinnej wyspy. Dostojne Mojry najwyraźniej życzyły sobie inaczej i tym sposobem na Temiskirę trafił oficer amerykańskiej bezpieki w osobie Steve’a Trevora. Po tej wizycie i odkryciu świadomie izolujących się cór Aresa i Harmonii (bo od tej właśnie pary pochodzić miały owe niewiasty według jednego z nurtów helleńskiej mitologii) nic już nie mogło pozostać takie jak wcześniej. Tym samym córce Hipolity (władczyni wspominanej enklawy) przypadła rola orędowniczki Amazonek pośród ludzi.

Jak doskonale wiedzą czytelnicy zarówno serii „Wonder Woman vol.4” publikowanej w dobie „Nowego DC Comics!”, jak i wcześniejszego stażu Grega Rucki przy współtworzeniu przygód tej postaci, rola ta, choć wiążąca się z uznaniem u wiwatujących tłumów i wrażliwych na kobiece piękno przedstawicieli płci mniej urodziwej, do najłatwiejszych nie należy. Na niewiele ponad stu planszach Rucka dość zgrabnie przybliżył owe pierwsze kroki nieco zdezorientowanej heroiny, przekonująco wplatając w fabułę „Roku pierwszego” kilka istotnych dla mitologii Wonder Woman osobowości. Była już mowa o wpatrzonym w nią Stevie Trevorze, pierwszym napotkanym przezeń mężczyźnie, a zarazem swoistym pośredniku ze światem poza Temiskirą. Ponadto daje o sobie znać Barbara Ann Minerva, kobieta licznych talentów, owładnięta obsesją na punkcie Amazonek, a w nieco dalszej perspektywie jedna z najbardziej brutalnych (a przy tym nieobliczalnych) „sparing partnerek” Diany. Na tym nie koniec tej listy, a to, co szczególnie cieszy to niby prosta, acz pomysłowa, zoomorficzna formuła przyjęta dla wizerunku bóstw czczonych niegdyś w antycznej Helladzie. Nie jest to co prawda klasa tej miary co w przypadku opcji zaproponowanej przez Briana Azzarello i wspierających go plastyków. Kto by jednak spodziewał się drapowanych szat, utrefionych bród i żarzącymi się od klejnotów diademów może doznać nie tyle rozczarowania ile dezorientującej konfuzji. Wyjątkiem pod tym względem jest Ares, któremu przywrócono tradycyjny dlań wizerunek sprzed restartu uniwersum DC. Przy czym nic nie uchybiając oryginalnemu (i na swój sposób przewrotnemu zarazem) zabiegowi zastosowanemu wobec tej postaci przynajmniej w przekonaniu piszącego te słowa klasyczna wersja, określmy to umownie, „Plugawego Hoplity”, z którą mamy do czynienia z „Roku pierwszym”, także prezentuje się bardzo udanie.

Wymiar fabularny tego tytułu współgra z ogólnie udaną warstwą ilustracyjną w wykonaniu australijskiej plastyczki Nicoli Scott wspomaganej przez kolorystę Romualdo Farjardo Młodszego (notabene przedstawiciela kolejnego pokolenia nieprzecenianych artystów z Filipin aktywnych w amerykańskiej branży komiksowej). Taktyka plastyczna przyjęta przez wspomnianą, przejawiająca się skłonnością do „wygładzania” i precyzyjnego prowadzenia kreski zdaje się trafnie ujmować usposobienie tytułowej bohaterki cyklu, która pomimo częstego stawiania czoła emisariuszom mrocznych dziedzin nie popadła w syndrom „spoglądania w otchłań” i wciąż wojuje – jakkolwiek by to egzaltowanie nie brzmiało – nade wszystko sercem. Do takiego też odbioru niniejszego albumu skłania dobór na ogół intensywnych, niezłamanych kolorów; nawet w scenach, znowu posłużmy się semantyczną umownością, teofanii bóstwa bitewnego szału. Znać przy tym nawiązania do projektów kultury materialnej Amazonek użytych w kinowych produkcjach z udziałem Gal Gadot. Wieńcząca niniejsze wydanie zbiorcze nowelka w całości poświęcona Barbarze Ann Minervie to już nieco mniej pogodna pod względem nastroju fabuła przybliżająca szczegóły jej fascynacji mieszkankami Temiskiry.

„Kolejna geneza?! Ileż można?!!” – jak być może zareagowałaby na tę inicjatywę część nieco bardziej kąśliwie usposobionych (by nie rzec, że wręcz zblazowanych) odbiorców superbohaterskich produkcji. Otóż można i Greg Rucka za sprawą tegoż albumu wielce sprawnie to wykazał. Uzupełnił zatem luki pozostawione przez Briana Azzarello w jego pamiętnej serii, a przy okazji początek publicznej aktywności Diany uczynił nie tyle zjawiskiem ile procesem odkrywania samej siebie i wynikłą z tej okoliczności definicją głównej protagonistki. Krótko pisząc: idealny początek na „dobry początek” znajomości z waleczną Amazonką,  a dla wszystkich wielbicieli rzeczonej jeszcze jedna udana „sekwencja” z jej burzliwego życia.

 

Tytuł: „Wonder Woman” tom 2: „Rok pierwszy”

  • Tytuł oryginału: „Wonder Woman Volume 2: Year One”
  • Scenariusz:  Greg Rucka
  • Szkic i tusz: Nicola Scott, Bilquis Evely
  • Kolory: Romualo Fajardo Jr
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Kłoszewski
  • Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 9 maja 2017 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 14 marca 2018 r.
  • Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
  • Format: 16,5 x 25,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 156
  • Cena: 39,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w dwutygodniku „Wonder Woman vol.5” nr 2, 4, 6, 8, 12, 14  (wrzesień 2016-marzec 2017).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus