„Valerian – wydanie zbiorcze” tom 6 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 06-12-2016 07:51 ()


Wygląda na to, że syndrom uśpionego agenta najwyraźniej nie ominął także Valeriana. Pozbawiony dyrektyw z centrali (wszak za sprawą wydarzeń przybliżonych w czwartym wydaniu zbiorczym tej serii Galaxity nigdy nie zaistniało), a przede wszystkim wyzwań na miarę tych, z którymi zmagał się on m.in. w albumach „Miasto wzburzonych wód” i „Kraina bez gwiazd”, ewidentnie nie odnajduje się on w roli rentiera. Braku adrenaliny nie potrafi zrekompensować zarówno pobyt w „(…) jednym z najbardziej cenionych przez luksusowe biura podróży kosmicznych rajów turystycznych”, jak i nieocenione towarzystwo Laureliny.

Fortunnie rzeczona doskonale zna swojego partnera i nie czyni mu z tego tytułu żadnych brewerii. Moc emocjonujących wydarzeń przytrafia się zresztą już niebawem, podczas jednego z rautów dla arcymajętnych letników, kiedy to ofiarą porwania pada niesforny potomek wielkiego kalifa Iksaladamu. Wykonawcy tego zlecenia to osobliwa ekipa elegantów tytułujących się mianem Zabójczego Kwartetu. Niejako na zasadzie wartości dodanej łupem najemnych łobuzów pada również Laurelina. Valerian nie ma zatem innej możliwości jak tylko niezwłocznie wyruszyć na odsiecz ukochanej.

W drugiej z zawartych tu opowieści („Gwiezdny sierota”) wątek porwanej latorośli jest kontynuowany. Stąd ponownie daje o sobie znać posługujący się terminologią przypisaną muzyce klasycznej Zabójczy Kwartet, którego przedstawiciele nie ustają w wysiłkach na rzecz odzyskania odebranego im kalifka i tym samym zgarnięcia zań bajecznej wręcz nagrody. Niejako mimochodem Laurelina otrzymuje ofertę odnalezienia się w międzygalaktycznym przemyśle filmowym, a Valerian raz jeszcze ma sposobność do wykazania swojej sprawności w typowych dla jego fachu wyzwaniach.

Z kolei „W niepewnych czasach” to kolejna, po albumie „Pioruny z Hypsis” interwencja zblazowanych posesjonatów Układu Słonecznego, którzy wskutek wymazania Galaxity z zamieszkiwanej przez nich linii czasu utracili dochodowe apanaże. Spoglądając nie bez znamion zazdrości na obrastających w dobra opiekunów innych systemów gwiezdnych, odpowiednik chrześcijańskiego Boga Ojca z przytupem wkracza do akcji. Siłą rzeczy nie pozostaje to bez wpływu na losy pary głównych bohaterów.

Pomimo że to już szóste spotkanie z agentami służb czasoprzestrzennych Galaxity (do tego zwielokrotnione w efekcie zbiorczego charakteru polskiej edycji „Valeriana”), Christin i Mézières niezmiennie zachowują pełnie swojej formy twórczej. Niewykluczone, że cześć zgryźliwie usposobionych czytelników mogłaby orzec, że w tym przypadku jak nigdy dotąd zdecydowali się oni na eksploatowanie motywów i postaci zaczerpniętych z wcześniejszych odsłon serii. Wszędobylscy, w niemal równym stopniu świetnie poinformowani, jak i łasi na mienie doczesne Shinguzi, osobliwa parodia Trójcy Świętej, użytkowany jako żywa broń Parskacz, reinkarnowana Kistna w swojej wyszukanej zbroi, osławiony Punkt Centralny – to tylko część spośród wcześniej widywanych elementów rzeczywistości kreowanej, po które raz jeszcze sięgnęli obaj wspomniani autorzy. Nie sposób jednak mówić o znamionach epigoństwa wobec ich własnego dorobku. Trudno im się bowiem dziwić, że dysponując spójnie i ciekawie skomponowanym uniwersum ochoczo sięgali do jego przepastnych zasobów, tym bardziej że w sygnałach zwrotnych ze strony wiernych czytelników serii dało się słyszeć sugestie na rzecz ponownego udziału w fabułach „Valeriana” m.in. Shinguzów. Nie brak zresztą również co najmniej kilku zupełnie nowych pomysłów, nie gorszych od tych zaistniałych na wcześniejszych etapach rozwoju tej serii (jak choćby awaryjna metoda komunikacji zastosowana przez Laurelinę w trakcie jej uprowadzenia).

Równocześnie nie mogło zabraknąć zarówno ogólnej wartkości, jak i typowej dla tego scenarzysty krytyki społeczeństwa konsumpcyjnego (czy może raczej: generującego własną zasobność dzięki mechanizmom wolnorynkowym i efektywnej pracy miast wdrażania odgórnych regulacji opartych na destrukcyjnej „ekonomii” marksistowskiej). Owa na swój sposób zabawna metoda forsowania osobistego światopoglądu, formułowana z perspektywy osobnika, który komunizm znał jedynie z publikacji tzw. pożytecznych idiotów tego sortu co Jean-Paul Sartre, jest obecna w niemal każdej pracy wzmiankowanego autora. Siłą rzeczy nie mogło jej zabraknąć również i w tym przypadku, mimo że na etapie realizacji zebranych tu albumów bolszewicki eksperyment wylądował tam, gdzie od początku było jego miejsce, tj. na śmietniku historii. Jednak jak to często w przypadku wirtuozów pokroju Christina bywa, zapewne i on uznał, że wadliwa była nie tyle idea, ile jej wykonanie. Stąd takie, a nie inne ujęcie pewnych zagadnień również w obrębie fabuł zebranych w niniejszym tomie. Parodiowanie chrześcijańskiej dogmatyki, krytykanctwo kapitalistycznego modelu gospodarki przy równoczesnej apoteozie społeczeństwa multikulturowego jest aż nazbyt łatwo odczytywane. Całe szczęście (a może właśnie w tym problem…), że ogrom konceptualnej inwencji rzeczonego pozostaje nie mniej świeży i uwodzący niż miało to miejsce we wcześniejszych albumach jego najprawdopodobniej najsłynniejszego dokonania. Rozmach i pomysłowość w nakreślaniu lokacji przemierzanych przez bohaterów cyklu nie przestają imponować, a ich charakterologiczne usposobienie niezmiennie wzbudza sympatie. Toteż zasadnicze walory fabularne cyklu zostały w pełni zachowane.

Jak zawsze kroku swojemu scenarzyście dotrzymuje Jean-Claude Mèzières wspierany przez kolorystkę Évelyne Tranlê. Za sprawą swych talentów po raz kolejny udaje im się wyczarować istne cuda kreacyjne począwszy od osobliwych wizerunków przedstawicieli obcych cywilizacji poprzez ich technikę aż po rozległe przestrzenie światów przemierzanych przez Valeriana i Laurelinę. Wszystko to wręcz iskrzy od zapału twórczego i zapewnia potencjalnym czytelnikom moc pozytywnych doznań estetycznych. Można śmiało rzec, że kreska i plama wykazały wobec twórców warstwy plastycznej tego przedsięwzięcia pełne posłuszeństwo.

Po nieco ustępującym poprzednim tomom piątym wydaniu zbiorczym niniejszy wolumin raz jeszcze wykazuje, że autorski zespół odpowiedzialny za tę serię ma jeszcze wiele do zaoferowania. Cykl ani trochę nie traci rozpędu, a tempo rozrostu uniwersum Valeriana i Laureliny zostaje zachowane. Żal jedynie, że przed nami już tylko jedno spotkanie z urokliwą parą agentów Galaxity. Chyba że dysponenci praw autorskich ugną się przed urokiem osobistym przedstawicieli wydawnictwa Taurus Media. Wedle deklaracji tych drugich dążą oni bowiem do publikacji dodatkowego tomu zawierającego krótkie formy osadzone w tej właśnie rzeczywistości kreowanej. Jeśli owe zabiegi zakończą się powodzeniem, to wspomnianego tomu możemy się spodziewać mniej więcej w okolicach premiery filmowej adaptacji komiksu, tj. w lipcu 2017 r.

 

Tytuł: „Valerian – wydanie zbiorcze” tom 6

  • Tytuł oryginału: „Valerian – L’intégrale – volume 6”
  • Scenariusz: Pierre Christin
  • Rysunki: Jean-Claude Mèzières
  • Kolor: Évelyne Tranlê
  • Przedmowa: Stan Barets
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek  
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud
  • Wydawca wersji polskiej: Taurus Media
  • Data premiery wersji oryginalnej: 27 stycznia 2012 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 30 listopada 2016 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 21,5 cm x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 192
  • Cena: 100 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w albumach w czerwcu 1996 („Zakładnicy z Ultralumu”), sierpień 1998 („Gwiezdny sierota”) i sierpień 2001 („W niepewnych czasach”).

Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus