"Valerian - wydanie zbiorcze" tom 1 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 22-12-2014 17:05 ()


Kolejny sen wielbicieli klasyki komiksu frankofońskiego doczekał się spełnienia. Valerian i Laurelina – niezawodni agenci brawurowo przemierzający czas i przestrzeń – ponownie zawitali do Polski. Tym razem w eleganckim zbiorczym wydaniu, a być może także z perspektywą prezentacji pełnej edycji ich przygód.

Nieco bardziej leciwi czytelnicy zapewne świetnie pamiętają wyczyny przebojowego duetu zarówno ze „Świata Młodych”, „Komiksu” jak i „Świata Komiksu”. „Kosmiczne fanaberie” (okrojona wersja siódmego albumu pt. „Sur les Terres Truquees" publikowana we wspomnianej harcerskiej gazecie) wywarły na czytelnikach niemal tak duże wrażenie jak w przypadku zaprezentowanej kilka lat wcześniej opowieści „S.O.S. dla planety” (tym razem był to fragment jednego z epizodów serii „Luc Orient”). Po niemal siedmiu latach (tj. na początku 1991 r.) ową inicjatywę podjęła redakcja magazynu „Komiks”, za sprawą której światło dzienne ujrzały polskie wersje czterech pierwszych albumów przygód Valeriana.

Publikacji kolejnych zaniechano w efekcie zbyt małego zainteresowania serią. Stąd musiało upłynąć kolejne siedem lat, aby polska filia Egmontu zdecydowała się raz jeszcze dać szansę emisariuszom Galaxity. Przejawem tego było zamieszczenie na łamach „Świata Komiksu” albumu pt. „Ambasador cieni”. Biorąc pod uwagę, że ogólny zamysł tego miesięcznika opierał się na testowaniu serii, które po ewentualnej przychylnej recepcji ze strony czytelników (casus „Księcia Nocy” i „Aquablue”) miały szansę doczekać się edycji albumowych być może takowa szansa zarysowała się również w przypadku „Valeriana”. Najwyraźniej jednak odzew do entuzjastycznych nie należał, jako że do tematu tego cyklu już nie powrócono. Z kolei efemeryczna inicjatywa Amberu (z 2002 r.) ograniczyła się do wznowienia ledwie pierwszego tomu. Podczas odbywającego się w lipcu 2012 r. konwentu „Avangarda” przedstawiciel Egmontu był zapytywany o jeszcze jedną szansę dla Valeriana i Laureliny. Powołując się na niepowodzenie wznowienia „Rozbitków Czasu” (również prezentowanych swego czasu w magazynie „Komiks”) Tomasz Kołodziejczak odniósł się do tego pomysłu z wyraźnym sceptycyzmem.

Od wspomnianego momentu upłynęły przeszło dwa lata, w trakcie których komiksowy rynek nad Wisłą i Narwią jakby nieco okrzepł. A przynajmniej tak można mniemać po obfitości (a przy okazji również różnorodności) obecnej oferty polskich wydawców. Wśród nich swoje miejsce znalazły takie serie jak „Wieże Bois-Maury” i „Bruce J. Hawker”, które cieszą się zasłużonym statusem klasyków gatunku. Co więcej ich rynkowy byt zdaje się niezagrożony i być może to właśnie ta okoliczność umożliwiła powrót czasoprzestrzennych agentów.

Gwoli ścisłości wypada nadmienić, że Valerian i Laurelina udzielają się w temporalnych służbach Galaxity – ziemskiego imperium powstałego na gruzach naszej cywilizacji zmiecionej w efekcie detonacji ładunków nuklearnych składowanych w okolicach Bieguna Północnego. W XXVIII w. ludzkość nie tylko zdołała podźwignąć się z upadku, ale też dysponuje wysoce rozwiniętymi technologiami, za sprawą których odgrywa we wszechświecie istotną rolę. Stąd już w pierwszym tomie autorska spółka roztacza przed czytelnikami wizję spełnionej, geniokratycznej utopii. Co prawda nieco podejrzanie brzmi informacja, według której większość mieszkańców Galaxity spędza czas na sztucznie generowanym śnieniu (bardzo wygodne rozwiązanie z punktu widzenia rządzących); niemniej autorzy zbytnio się tym nie przejmują. Zwłaszcza, że umowność świata kreowanego wynika tutaj z humorystycznego wydźwięku tej serii (a przynajmniej tak się sprawy mają na etapie tomu ją inicjującego). Kosmiczna domena ludzkości nie jest jednak wolna od licznych zagrożeń. I to zarówno tych wywodzących się z odległych rejonów wszechświata jak i lokalizacji znacznie jej bliższych. To właśnie z myślą o tego typu niebezpieczeństwach sformowano dysponującą najnowszymi osiągnięciami techniki służbę galaktyczną. Flota czasolotów z perfekcyjnie wyszkolonymi agentami przemierza czas i przestrzeń eliminując zagrożenia wszędzie tam, gdzie jest to konieczne. Jednym z najzdolniejszych adeptów owej służby jest właśnie Valerian, którego udział w misji zwykle jest gwarantem jej powodzenia. Nie dziwi zatem okoliczność, że to właśnie on został wyekspediowany do początków XI w. w celu powstrzymania machinacji niejakiego Xombula, naukowca-megalomana, któremu zamarzył się status cesarza galaktyki. Ów szubrawiec zamierza osiągnąć swój cel zarówno dzięki rozwiniętej technologii Galaxity jak i czarnoksięskim praktykom wieków średnich (swoją drogą prawdopodobnie jednego z ulubionych momentów dziejowych frankofońskich twórców komiksu). Z oczywistych względów Valerian nie może do tego dopuścić i stąd niezwłocznie wyrusza on tropem niebezpiecznego renegata.

Niniejsza opowieść, rozgrywająca się na stronicach tomu inicjującego serię (tzw. zerowego) zachowuje co prawda charakter opowiastki publikowanej w magazynie przeznaczonym głównie dla dzieci. Nie dziwi zatem uroczo naiwny nastrój „Koszmarnych snów” (bo tak brzmi tytuł tego tomu), jako że powstały one z myślą o młodszych czytelnikach stanowiących główną bazę odbiorców tygodnika „Pilote”. Warto pamiętać, że debiut Valeriana miał miejsce 9 listopada 1967 r., a zatem dość dawno temu. Mimo tego historia zaprezentowana przez duet Pierre’a Christina i Jeana-Claude’a Mèzièresa zachowuje sporo ze swej pierwotnej świeżości. Do tego w większym stopniu podszytej baśniowością niż motywami rodem z science-fiction. Zwłaszcza, że flora ukazanego tu średniowiecza zdaje się przynajmniej częściowo różnić od swojej „odpowiedniczki” ze świata rzeczywistego. Ponadto to właśnie w tym albumie dochodzi do historycznego (dosłownie i w przenośni) spotkania Valeriana i Laureliny, którzy od tego momentu staną się nierozłączną parą podróżników.

W kolejnej przygodzie („Miasto wzburzonych wód”)  odwiedzają oni schyłek XX w. Także w tym przypadku zmuszeni są stawić czoła machinacjom Xombula, a przy okazji de facto asystują przy upadku starego świata, z którego kilkaset lat później wyłoni się Galaxity. Trzecia misja („Cesarstwo Tysiąca Planet”) rozgrywa się w odległym systemie gwiezdnym, gdzie niegdyś egzystowała zaawansowana cywilizacja kosmiczna. Przybycie grupy władczych obcych znanych jako Wiedzący zahamowało jednak dalszy jej rozwój. 

 

O ile w przypadku pierwszej z wymienionych fabuł można odczuwać niedosyt graniczący z rozczarowaniem (wzmiankowana wyżej – a przy tym w gruncie rzeczy zamierzona – infantylizacja), o tyle w jej kontynuacjach daje się już odczuć niemal w pełni ukształtowany klimat tej serii. Co więcej urok osobisty pary głównych bohaterów, emocjonująca i logicznie ujęta fabuła z czasoprzestrzennymi perturbacjami w tle do spółki z humorem sytuacyjnym (znów uwarunkowanie wynikłe z zasadniczego profilu tygodnika „Pilote”), na przestrzeni  niemal pięciu dekad od premiery tych opowieści w gruncie rzeczy niemal nic nie straciły na swej jakości. Perypetie Valeriana i Laureliny nadal bawią w niemal tym samym stopniu co przed laty i wciąż mają szansę fascynować kolejne pokolenia czytelników. Dotyczy to zresztą również plastycznych wyczynów Mèzièresa, którego wyobraźnia (proszę wybaczyć emfazę) zdaje się wręcz nieokiełznana. Przejawia się to zarówno w fantazyjnej architekturze, wizerunkach obcych ras, mniej lub bardziej zaawansowanych technologiach, a przy okazji świetnym kadrowaniu. Przekonująco wypada także galeria licznie przewijających się tu osobowości, spośród których trudno nie polubić nawet łotrów. Przy czym znać w jego pracach mnóstwo swobody i twórczego zapału. Wizja artystyczna zaproponowana przez tego plastyka okazała się nad wyraz inspirująca, o czym można przekonać się zarówno podczas lektury wprowadzenia do niniejszego tomu jak i… również klasycznej „Podróży Smokiem Diplodokiem”!

Pełne rozmachu opowieści z udziałem Valeriana i Laureliny zasługują by znaleźć się w zbiorach każdego miłośnika historyjek obrazkowych. Również ze względu na formę edycji tegoż wydania zbiorczego, które wzbogacono o kilkanaście wcześniej niepublikowanych w wydaniu albumowym plansz „Miasta wzburzonych wód”. Podobnie jak miało to miejsce przy okazji pierwszego tomu przygód Bruce’a J. Hawkera, także w tym przypadku dodano obszerne wprowadzenie w kulisy powstania cyklu oraz przybliżenie jego znaczenia dla kultury popularnej. Reasumując: jedna z najważniejszych komiksowych premier mijającego roku, a równocześnie klasyk absolutny.

 

Tytuł: „Valerian – wydanie zbiorcze” tom 1

  • Scenariusz: Pierre Christin
  • Rysunki: Jean-Claude Mèzières
  • Kolor: Évelyne Tran-Lê
  • Tłumaczenie: Wojciech Birek 
  • Wydawca: Taurus Media 
  • Data premiery: 28 listopada 2014 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 21,5 cm x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 156
  • Cena: 85 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego publikowano pierwotnie w magazynie „Pilote” od listopada 1967 r. oraz w osobnych albumach w latach 1970 („Miasto wzburzonych wód”) i 1971 („Cesarstwo tysiąca planet”).

 

Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.

 

 


comments powered by Disqus