„Krucjata" tom 4: „Słupy ognia” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 20-11-2016 14:29 ()


W czwartym tomie chłodno przyjętego u nas cyklu „Krucjata” Jean Dufaux nie traci zapału w szkalowaniu zbrojnych pielgrzymek europejskich chrześcijan, podejmowanych w zamiarze oswobodzenia Ziemi Świętej spod muzułmańskiej okupacji. Co prawda znany m.in. ze „Skargi Utraconych Ziem” scenarzysta usiłuje kamuflować swoje poczynania stwierdzeniami, jakoby ów utwór nie był „(…) interpretacją historii, ale mitu historycznego”. Nie trzeba jednak szczególnej przenikliwości, by dostrzec właściwą wymowę tej serii, która sprowadza się do bezceremonialnego potępienia wysiłków krzyżowców.

Historia to zresztą nie nowa, o czym więcej wspomniano w refleksji dotyczącej trzeciego tomu „Krucjaty”. Toteż i tym razem ów autor serwuje swoim czytelnikom quasi-historyczną przypowiastkę naszpikowaną przekłamaniami, niskiej jakości mitotwórstwem oraz typowymi dlań niedorzecznościami. Nie byłoby w tym większego problemu, gdyby swój twórczy przekaz Dufaux umieścił w mniej jednoznacznie kojarzącej się scenerii. W tym jednak przypadku, gdy już tylko sam tytuł cyklu nie pozostawia cienia wątpliwości, co do charakteru świata przedstawionego, nie może być mowy tylko i wyłącznie o autorskich modyfikacjach treści zaczerpniętych z historycznych źródeł. Rzeczony wpisał się zatem w ściśle sprecyzowany, silnie nacechowany ideologicznie nurt interpretowania przeszłości.

Oto bowiem po raz kolejny mamy do czynienia z barbarzyńskimi chrześcijanami przybyłymi z odległej Europy, którzy pod pozorem obrony grobu z doczesnymi szczątkami ich Zbawiciela (sic!) swoją aktywność koncentrują na grabieży i mordach, których ofiarami padają lewantyńscy muzułmanie oraz żydzi. Owa postoświeceniowa wizja przeszłości, powstała na potrzeby piewców ideologicznych podstaw dziejowej hucpy, zwanej w niektórych kręgach jako wielka rewolucja francuska, okazała się zaskakująco żywotna. Wszak do dziś owa doktryna znajduje gorliwych akolitów, którzy z lenistwa bądź też po prostu ze złej woli nie zwykli sięgać po źródła z epoki, kontentując się co najwyżej „ustawionymi” na miarę ich oczekiwań opracowaniami (by wspomnieć do bólu tendencyjnego Stevena Runcimana, autora m.in. nagłośnionej trylogii „Dzieje wypraw krzyżowych”). Nie ośmielając się nawet posądzać Jeana Dufauxa o przynależność do owej osobliwej gromadki samozwańczych mędrców wypada jedynie uznać go za jeszcze jedną ofiarę tej ideologii wtłaczanej od maleńkości mieszkańcom strefy oddziaływania kultury frankońskiej. Nie inaczej bowiem wypada interpretować jego stwierdzenia, w myśl których ruch krucjatowy był przejawem „(…) jawnej, zamierzonej agresji skierowanej przeciwko islamowi”. Z kolei dżihad w mniemaniu wspomnianego to nic innego jak po prostu: „(…) refleksja nad samym sobą w celu doskonalenia religijnego i moralnego” tudzież „rodzaj dyscypliny duchowej”. Co prawda niejako mimochodem przyznaje on, że ów jeden z fundamentalnych elementów muzułmanizmu „(…) mógł też oznaczać radykalny ruch walki o rozprzestrzenianie islamu na cały świat”. Mógł? A zatem nie musiał! Zbliżonej wariantowości Dufaux nie zechciał jednak uznać w przypadku uczestników zbrojnych pielgrzymek do Ziemi Świętej, stygmatyzując je mianem „chrześcijańskiego fanatyzmu misyjnego”.

Z autorem stosującym tak przewrotną retorykę trudno podejmować sensowną polemikę. Można co najwyżej ocenić efekt jego pracy. Ten zaś, jak to często bywa w przypadku utworów tego twórcy, nie zwala z nóg zarówno poziomem zastosowanych rozwiązań fabularnych, jak i głębią charakterologiczną prowadzonych przezeń postaci. Nominalny protagonista tej serii w osobie Waltera z Flandrii to osobowość sprzeczna sama w sobie i tym samym nieprzekonująca. Wzorowany na Saladynie sułtan Ab’dul Razim to z kolei kwintesencja idealizacji stosowanej wobec kurdyjskiego wodza zarówno przez oświeceniowych pamflecistów, jak i licznych kolegów po fachu Dufauxa udzielających się w przestrzeni kultury popularnej. Pan maszyn, mufti z Alkaru, Ottar Benk czy też kuszące swymi powabami niewiasty Syria i Eleonora można z pełnym przekonaniem uznać za postaci z gatunku tych, które swego czasu Grzegorz Rosiński określił mianem „niewartych wysiłku, by dać im życie”. Stąd także na planszach „Słupów ognia” wręcz tłoczno, choć paradoksalnie jakby bez znamion autentycznej dynamiki. Osobowości wykreowane przez współtwórcę serii „Dżinn” snują się bez znamion przekonującej motywacji, a kulminacja konfliktu pomiędzy zwolennikami doktryny Mahometa a Frankami (jak zwykli zwać krzyżowców muzułmanie), choć nie wolna od znamion epickości, sprawia wrażenie jakby zaistniała jedynie po to, by ukazać stos poległych w niesławie (rzecz jasna w przekonaniu autora) Templariuszy. Tym sposobem Dufaux wpisuje się w sięgającą co najmniej pierwszej połowy XIV w. tradycję oczerniania Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona i jakby na przekór deklaracjom zawartym w uzupełniających albumy tej serii tekstach „Krucjata: historia i mit”, okazuje się jeszcze jednym piewcą zindoktrynowanej wersji dziejów wypraw krzyżowych. Przy tak sformatowanej kulturze popularnej (a jej znaczenia z oczywistych względów nie sposób i nie warto nie doceniać) trudno się dziwić, że zarówno Francja, jak i pokrewna jej kulturowo Belgia chylą się obecnie ku upadkowi.   

Dopracowane, choć raczej rzemieślnicze rysunki w wykonaniu Philippe’a Xaviera częstokroć zdają się ratować sytuację, kompensując mielizny scenariusza. W ujęciu rzeczonego Ziemia Święta schyłku XII w. jawi się jako egzotyczna, pełna wymyślnych założeń architektonicznych i – jakże by inaczej – orientalnych plenerów kraina. Pomimo niejako wpisanej w stylistykę wspomnianego plastyka osobliwą sztywność nie sposób odmówić mu staranności w oddaniu szat czy ekwipunku uczestników zmagań o panowanie nad świętym miastem Hierus Halem. Co prawda (podobnie zresztą jak w również powstałej według skryptu Dufauxa serii „Konkwistador”) daje się on niekiedy ponieść swojej wyobraźni, modyfikując wizerunek części postaci (vide Pan maszyn) według wzorców innych niż ikonografia ilustrująca czas i miejsce rozgrywania się tej serii. Wpisana w nią umowność zdaje się jednak usprawiedliwiać ów zabieg, a nawet na swój sposób wzbogacać przestrzeń kreowaną cyklu. Okazjonalne błędy rysunkowe (zwłaszcza przy okazji nakreślania skrótów perspektywicznych) wydają się w przypadku Xaviera nie do wyplenienia; z drugiej strony jest on władny wygenerować konieczną w przypadku tego typu serii dawkę patosu i epickości, co przejawia się nade wszystko w szczegółowo rozrysowanej sekwencji batalistycznej. Ogólnie rzecz podsumowując, autor ilustracji wywiązał się ze swego zadania należycie.

Wiele wskazuje, że „Krucjata” nie zdołała podbić serc wielbicieli komiksowego medium znad Wisły i Narwi. Po ledwie dwóch tomach seria została na dłuższy czas zawieszona. Nic też nie wskazuje, aby kolejny cykl w jej ramach doczekał się polskiej edycji. Próbka zapędów Dufauxa w kontekście reinterpretowania przekazów o wyprawach krzyżowych okazała się na dłuższą metę (podobnie zresztą jak zdecydowana większość dorobku rzeczonego twórcy) rozczarowująca. Trudno zatem drzeć szaty wobec braku perspektywy zapoznania się z dalszymi losami Waltera z Flandrii i całej reszty papierowych (dosłownie i w przenośni) uczestników fabuł składających się na „Krucjatę”, zwłaszcza gdy na rynku nie brak autentycznie udanych propozycji wydawniczych.

 

Tytuł: „Krucjata" tom 4: „Słupy ognia”

  • Tytuł oryginału: „Croisade 4 – Becs de feu”
  • Scenariusz: Jean Dufaux  
  • Rysunki: Philippe Xavier
  • Kolor: Jean-Jacques Chagnaud
  • Tłumaczenie z języka francuskiego:  Jakub Syty
  • Wydawca wersji oryginalnej: Le Lombard
  • Wydawca wersji polskie: Prószyński i S-ka
  • Data premiery wersji oryginalnej: 27 listopada 2009 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 24 października 2016 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21 x 29 cm 
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 56
  • Cena: 37 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus