„Eksterminator 17” - recenzja
Dodane: 28-10-2016 22:23 ()
Nie da się ukryć, że polscy czytelnicy długo wyczekiwali na naszą edycję jednej z najbardziej znanych i cenionych prac Enki Bilala (a przy okazji także Jean-Pierre’a Dionneta). Wszak od pierwszych zapowiedzi spolszczenia „Eksterminatora 17” upłynęło już bez mała kilkanaście lat. Po drodze przytrafiło się co najmniej jedno tąpniecie rynku oraz wynikły zeń spadek zainteresowania zasobami komiksu frankofońskiego. Tym sposobem ów utwór wyleciał z planów polskiej filii Egmontu.
Przynajmniej na ten moment (rzecz jasna z perspektywy konsumenta podobnych produkcji) koniunktura na tego typu narracje zdaje się trwać w najlepsze. A to oznacza także drugą szansę dla zarzuconych niegdyś projektów, choć na ogół pod innym szyldem niż według pierwotnych zapowiedzi. Tym sposobem wielbiciele wywodzącego się z Belgradu autora zyskali okazję, by nareszcie zapoznać się z tym długo wyczekiwanym u nas tytułem. Zadbało o to Wydawnictwo Kurc, które zdaje się celować w prezentacji zachodnioeuropejskiej klasyki komiksu z nurtu science fiction („Druuna”, „Storm”). „Eksterminator 17” idealnie wpisuje się w ową strategię wydawniczą, a kolejny przejaw twórczej aktywności mistrza Bilala dostępny polskim czytelniom może tylko cieszyć. Za sprawą tego utworu pojawia się okazja do zapoznania ze względnie wczesną pracą wspomnianego autora.
Fabuła „Eksterminatora 17” rozgrywa się w bliżej niesprecyzowanej przyszłości. Ludzkość dysponuje zaawansowaną technologią umożliwiającą kolonizację odległych światów. Również robotyka osiągnęła wysoki poziom rozwoju, za którego sprawą możliwym okazało się konstruowanie coraz doskonalszych generacji androidów, zazwyczaj użytkowanych przede wszystkim w celach militarnych. Postęp w sferze technicznej to jednak jedynie złudny blichtr. Stąd zwolennicy teorii linearnego rozwoju ludzkości doznaliby zapewne szoku bądź w najlepszym razie rozczarowania. Próżno bowiem doszukiwać się w mieszkańcach obecnego tu świata kreowanego entuzjazmu i nonszalanckiej pewności siebie tak charakterystycznej dla literatury science fiction z okresu tzw. Złotej Ery jej rozwoju (tj. od schyłku lat 30. XX w. po początek drugiej połowy kolejnej dekady). Autor scenariusza tej opowieści, Jean-Pierre Dionnet, nie krył zresztą, że współtworzony przezeń utwór z założenia miał posłużyć mu jako narzędzie polemiki z twórcami tego sortu co Issac Asimov („Fundacja”) i Alfred Bester („Gwiazdy moim przeznaczeniem”). Przy czym dotyczy to przede wszystkim pierwszego ze wzmiankowanych; zwłaszcza że to z jego tekstów powstałych w przywołanym chwilę temu okresie wyłania się wizja, w myśl której ludzki intelekt jest władny okiełznać nawet nieubłagane prawidła historii (vide Hari Seldon i jego psychohistoria). Zaprezentowany po raz pierwszy w roku 1979 „Eksterminator 17” należy do zupełnie innej już epoki i formacji intelektualnej. W międzyczasie twórcy fantastyki po wielokroć zdążyli przewartościować ideały i pojęcia Złotej Ery, a pęd ku eksploracji bliskiej nam przestrzeni kosmicznej (zwany szumnie „podbojem Kosmosu”) uległ wyhamowaniu w jeszcze większym stopniu niż wiara w niezachwiany wzrost gospodarczy. Dodajmy do tego pogłębiający się stan napięcia pomiędzy tzw. Zachodem a strefą wpływów sowieckiego imperium, a otrzymamy obraz świata balansującego na krawędzi samozagłady.
Nic zatem dziwnego, że owe symptomy nie umknęły uwadze co bardziej wrażliwych twórców i znalazły swój przejaw w efektach ich pracy. Na kartach „Eksterminatora 17” istotną rolę odgrywa inny problem chętnie podejmowany przez kreatorów literackiej fantastyki, wśród których nie sposób nie wymienić Philipa K. Dicka („Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”) i raz jeszcze Issaca Asimova - tym razem w kontekście drugiego z jego najsłynniejszych cykli, tj. „Robotów” (nie wspominając już o komiksach i anime takich jak „Duch w pancerzu”). Mowa tu o zagadnieniu sztucznej inteligencji oraz perspektywy jej ewoluowania w kierunku autonomicznej i unikalnej samoświadomości. W swojej opowieści Dionnet zaproponował autorską interpretację tej koncepcji. Posłużył się ku temu postacią sędziwego konstruktora androidów wykorzystywanych w konfrontacjach zbrojnych. Jak widać bowiem, pomimo technologicznego rozbuchania, ludzkość nie zdołała rozwiązać swoich fundamentalnych problemów, a jej przedstawiciele niezmiennie (choć przy użyciu coraz bardziej wyrafinowanych środków) biorą się za łby. Z taką sytuacją mamy do czynienia przy okazji ataku na zbuntowaną wobec bliżej nieokreślonego Konsorcjum planetoidę Novak. Pośród szturmujących powierzchnię tego ciała niebieskiego wspomniany mistrz cybernetyki rozpoznaje pierwszego ze skonstruowanych według jego projektu, samodzielnie funkcjonujących androidów, tytułowego Eksterminatora 17. To właśnie owa maszyna okazała się swoistym „przodkiem” kolejnych tego typu, humanoidalnych urządzeń. Widok robota wywołuje w jego „stwórcy” przypływ wspomnień. Nieprzypadkowo, bo ów model wizualnie wzorowany był właśnie na wspomnianym inżynierze. Żywot starego mistrza ma się jednak ku końcowi. Niewykluczone, że zbliżające się zgon oznaczać będzie nie tyle koniec egzystencji genialnego mechanika co raczej jej nowy początek w nieco odmiennej niż dotychczas formie.
Tak jak już zasygnalizowano, problematyka niniejszego komiksu tylko pozornie jest zbieżna z klasycznymi fabułami science fiction, których zasadnicza rola polegała na prezentacji wyżyn technologicznych i społecznych osiągniętych przez ludzkość przyszłości. W tym przypadku owa konwencja to raczej próba zmierzenia się z hipotetycznym wyzwaniem (w tym zwłaszcza ewentualnym zaistnieniem w pełni świadomej sztucznej inteligencji) oraz odwiecznym problemem zdefiniowania natury człowieczeństwa. O ile ilustracje w wykonaniu Bilala (już wówczas nie wolne od znamion kreatywnego szaleństwa) zdają się generować posępną nastrojowość, o tyle, mimo niewątpliwie poważnej tematyki utworu, nie zabrakło w nim również okazjonalnych akcentów humorystycznych. Przejawia się to głównie humorem sytuacyjnym, ale też – paradoksalnie – swobodnym podejściem do podjętej tematyki. Scenarzysta zdołał uniknąć pułapki popadnięcia w patetyczne tony oraz moralizatorstwo. Struktura opowieści jest jednonurtowa, bez nadmiernego rozbudowywania wątków pobocznych.
Na etapie niniejszego albumu mamy do czynienia z Bilalem, który może nie tyle uczył się podjętego fachu (jakość warsztatowa zamieszczonych tu prac jest bez zarzutu), co raczej ugruntowywał własną, artystyczną tożsamość. Miał on już bowiem za sobą realizacje znanych polskiemu czytelnikowi „Legend naszych czasów” powstałych we współpracy z Pierre’em Christinem i już w ówczesnym okresie (tj. w latach 1975-1979) znacząco wyróżniał się na tle pozostałych plastyków aktywnych na łamach m.in. magazynu „Métal Hurlant”. Trudno jednak nie dostrzec odniesień, rzecz jasna na zasadzie zamierzonego cytatu, do nie tak znowu odległej w czasie rewolucji zafundowanej przez znanego dotąd ze współtworzenia cyklu „Blueberry” Jeana Girauda. Tak się bowiem złożyło, że nieco znużony westernowymi klimatami zdecydował się on spróbować swoich sił w nie wolnej od znamion improwizacji i wizyjności fantastyce. Tym sposobem oszołomieni czytelnicy przełomowego magazynu mieli okazję do zapoznania się z publikowanymi w odcinkach „Arzahem” i „Garażem hermetycznym”. Szok spowodowany nowatorstwem Moebiusa (bo taki pseudonim Giraud przyjął na okazję swego eksperymentatorstwa) był znaczny, a jego reminiscencję odnajdujemy także na kartach „Eksterminatora 17”. I chociaż zależność stylistyczna wobec konceptów „ojca” Majora Gruberta jest łatwo uchwytna to jednak Enki Bilal był i nadal jest artystą w pełni suwerennym, z własną, trudną do podrobienia stylistyką i wysokiej klasy umiejętnościami warsztatowymi. Widać to również na przykładzie niniejszego tytułu, na którego kartach poczyna on sobie z pełną swobodą zarówno w kontekście projektów postaci, jak i wzornictwa dla ujętego w kadry świata przedstawionego. W zestawieniu z niewiele późniejszymi „Targami nieśmiertelnych” użyte w tym przypadku „siankowanie” nie jest co prawda aż tak dosycone, daje się również dostrzec zamierzoną skąpość scenograficzną, zapewne jeszcze jeden przejaw wpływu maniery Moebiusa zastosowanej m.in. w „Arzahu”. Z tym większym przekonaniem wypada polecić ten tytuł, zwłaszcza że „Eksterminatora 17” z powodzeniem uznać można za istotne ogniowo w rozwoju twórczej tożsamości Bilala, swoisty łącznik między większością utworów powstałych pod szyldem „Legend naszych czasów”, a chyba najbardziej docenionym dokonaniem tego artysty, tj. „Trylogią Nikopola”.
Pomimo ogólnie wysokiej jakości tej propozycji wydawniczej nie obyło się jednak bez drobnych, acz istotnych mankamentów. Rzecz bowiem w tym, że przed kilkunastu laty oryginalną kolorystykę komiksu zastąpiono „zmodernizowaną” w wykonaniu Dana Browna. Zastosowanie tego zabiegu (podobnie zresztą jak w przypadku opublikowanego przez Egmont zbiorczego wydania serii „Incal”) argumentowano trudnościami w odtworzeniu pierwotnej wersji barw na potrzeby wydania z 2002 r. Nie ma powodu, aby oponować wobec tej wersji. Istnieją jednak przesłanki, że właśnie mniej więcej w tym przedziale chronologicznym frankofońscy twórcy pozazdrościli cyfrowej generacji barw swoim kolegom po fachu zza Atlantyku, dochodząc przy tej okazji do wniosku, że dawne kolory w ich klasycznych tytułach są, ujmując rzecz kolokwialnie, passé. Ofiarą owych zabiegów padł również „Eksterminator 17” i to właśnie owa „poprawiona” wersja stała się podstawą dla polskiej edycji tego tytułu. W niniejszym komiksie efekt nie jest może tak problematyczny, jak w kanonicznym dziele duetu Jodorowsky/Moebius; niemniej także i tutaj daje się zauważyć, jak prędko owa maniera się zestarzała. Ogólnie jednak niniejszy tytuł niezmiennie zalicza się do obowiązkowych lektur wielbicieli mistrzów europejskiego komiksu i z tym większą satysfakcją wypada odnotować jego dostępność także w polskiej wersji językowej.
Tytuł: „Eksterminator 17”
- Tytuł oryginału: „Exterminateur 17”
- Scenariusz: Jean-Pierre Dionnet
- Rysunki: Enki Bilal
- Kolory: Dan Brown
- Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
- Wydawca wersji oryginalnej: Les Humanoïdes Associés
- Wydawca wersji polskiej: Wydawnictwo Kurc
- Data publikacji oryginalnej (w tej edycji): maj 2005
- Data publikacji wersji polskiej: 1 październik 2016
- Oprawa: twarda
- Format: 21,5 x 29,5 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron:
- Cena: 45 zł
Dziękujemy wydawnictwu Kurc za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus