„Storm" tom 1: „Świat na dnie. Ostatni zwycięzca” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 11-10-2015 11:05 ()


Dzielni ziemscy astronauci przemierzający czas i przestrzeń w zamiarze przekraczania ostatecznych granic to prawdopodobnie jedna z najczęściej występujących odmian komiksowego bohatera. Wystarczy wspomnieć Flasha Gordona, kolejne pokolenia załogantów statku kosmicznego „Enterprise” czy rodzime trio Tajfun, Kriss i Marr z pamiętnej „Zagadki Układu C-2”. Znaczące miejsce w owym gronie zajmuje holendersko-brytyjski Storm, którego perypetie na polskim rynku wydawniczym spokojnie można przyrównać do pełnej gwałtownych zwrotów akcji międzyplanetarnej eskapady.

Po raz pierwszy ów heros zawitał do nas w marcu 1992 r. wraz z publikacją premierowej (i jak się okazało jedynej) odsłony dobrze zapowiadającego się magazynu „CDN”. Wówczas to zaprezentowano obszerny fragment dziesiątego albumu serii z udziałem Storma („Piraci z Pandarwu”) i jego równie urodziwej co zaradnej towarzyszki imieniem Rudowłosa. Na kolejne występy dziarskiego obieżyświata trzeba było poczekać przeszło rok, tj. do lata i jesieni 1993 r. kiedy to na łamach „Komiksu” zamieszczono całość wspomnianego albumu oraz jego bezpośrednią kontynuację. Pomimo ponoć ogólnie dobrego odbioru (choćby ze względu na dopracowane w każdym calu, hiperrealistyczne ilustracje Dona Lawrence’a) redakcja zasłużonego periodyku na tym w kontekście „Storma” poprzestała. Nie był to zresztą szczególnie fortunny czas dla prezentacji dorobku europejskich twórców. Polski czytelnik w swej ówczesnej ogólnej masie wciąż sycił głód konwencji superbohaterskiej, a specjalizujące się w przedrukach tego typu produkcji wydawnictwo TM-Semic przeżywało właśnie swoje najlepsze lata. Temat podjęła dopiero polska filia Egmontu w roku 2002 (redaktor naczelny już dwa lata wcześniej deklarował się jako fan tej serii) z największym bodajże powodzeniem. Niestety po publikacji czterech albumów (w tym jednego na kartach magazynu „Świat Komiksu”) ów tytuł wycofano z oferty wspomnianego wydawcy.

Wygląda na to, że jednak nic straconego. A to z tego względu, że jednym z istotnych walorów trwającej obecnie hossy komiksowej jest okoliczność przypominania sobie przez co poniektórych wydawców o zaniechanych i wcale niezgorszych seriach. Tak było m.in. w przypadku Leszka Kaczanowskiego (Ongrys), który zdecydował się przygotować polską edycję cyklu „Bruce J. Hawker”, swego czasu cząstkowo opublikowanego przez „Orbita Komiks”. Podobny ruch wykonało również Taurus Media sięgając po „Valeriana” i z tego co daje się gdzieniegdzie usłyszeć obaj wydawcy nie żałują tych decyzji. Ich tropem postanowił podążyć Bartosz Kurc, właściciel sklepu Incal, a zarazem autor zbioru wywiadów z twórcami rodzimego komiksu („Trzask Prask”). Tym sposobem do rąk polskich czytelników trafia zbiorcze wydanie dwóch pierwszych albumów o przygodach Storma. Tym samym to właśnie ta seria otwiera wydawniczą działalność Incala.

 

Tak jak wyżej zasygnalizowano, Storm wpisuje się w grono typowych bohaterów space opery. Zresztą jego komiksowy byt rozpoczyna się właśnie od podróży kosmicznej w głąb słynnego Wielkiego Cyklonu szalejącego w górnych warstwach powłoki Jowisza. Jak to często bywa w przypadku międzyplanetarnych wypraw, także i tym razem dochodzi do niespodziewanych perturbacji. Wskutek oddziaływania prądów grawitacyjnych pilotowany przez tytułowego bohatera statek zostaje wessany do wnętrza gigantycznej burzy. O dziwo astronaucie udaje się wyjść z całego zdarzenia bez szwanku; a przynajmniej tak mu się wydaje do momentu powrotu na Ziemię. Tę bowiem zastaje znacznie odmienioną. Oceany pokrywające niegdyś większą jej część przepadły w globalnym kataklizmie, a resztki ocalałej zeń ludzkości uległy barbaryzacji. Zdezorientowany Storm zostaje schwytany przez siepaczy Brzyda, naczelnika plemiennego jednego z miast wzniesionych na dawnym dnie oceanu. To właśnie w niewoli u niegrzeszącego nadmiarem urody watażki napotyka on rezolutną Rudowłosą, która stanie się nieodłączną towarzyszką jego przygód.

Tak rozpoczyna się epicka saga rozgrywająca się na kartach przeszło trzydziestu tomów serii, która zdobyła sympatię licznej rzeszy wielbicieli komiksu, a zarazem status międzynarodowego przeboju publikowanego m.in. w Turcji i jeszcze odleglejszej Indonezji. Stąd prezentowany pierwotnie w krótkich, dwustronicowych epizodach na łamach magazynu „Eppo” cykl to prawdopodobnie najważniejszy wkład holenderskich twórców (rzecz jasna przy mocnym wsparciu ze strony brytyjskiego rysownika) w dziedzictwo światowego komiksu. Fabuły, w które scenarzysta serii – Martin Lodewik (wspomagany w pierwszej części przez Philipa Dunna) – zwykł wplątywać Storma i Rudowłosą być może nie należą do nadmiernie złożonych. Widać to zwłaszcza w tomie inicjującym cykl („Świat na dnie”) zdominowanym przez zabieg formalny znany jako deus ex machina. Wbrew pozorom ma to swój urok i dyskretny posmak retro z czasów świetności takich serii jak „Buck Rogers in the 25th Century”. Nie trzeba również szczególnej spostrzegawczości, by dostrzec silną zależność tego tytułu od heroicznej fantasy. Przejawia się to chociażby w wizerunku pary głównych bohaterów wzbudzających skojarzenia z Conanem i Czerwoną Sonią, zwłaszcza że właśnie owa odmiana wspomnianego gatunku stanowi – obok odniesień do science fiction – zasadnicze źródło sztafażu tej serii.

 

Rzecz jasna z miejsca rzucającym się w oczy walorem cyklu są efektowne ilustracje w wykonaniu Dona Lawrence’a, brytyjskiego rysownika zaangażowanego przez redakcję „Eppo”. Posiadał on już wówczas znaczne doświadczenie we współpracy z brytyjską prasą komiksową (na której zresztą wspomniany magazyn był wzorowany), w tym realizację cieszącego się uznaniem komiksu „The Trigan Empire”. Stąd już na tak wczesnym etapie rozwoju serii dysponował on w pełni ukształtowanym warsztatem malarskim, dzięki czemu z łatwością uzyskiwał on efekt właściwy dla ujmowanej w kadrze materii. Uwagę zwracają również intensywne, mięsiste barwy emanujące żywiołowością. Przy czym realizm prezentowany przez tego autora znamionują celowe i w pełni kontrolowane odkształcenia charakterystyczne dla maniery części brytyjskich twórców. Późniejszą wersją rozwojową owej mieszanki realizmu i karykatury są zresztą stylizacje takich twórców jak Dermont Power („Sláine: Skarby Brytanii”), Glen Fabry („Batman/Sędzia Dredd: Uśmiech śmierci”) i Simon Bisley („Lobo: Portret Bękarta”).

Podobnie jak miało to miejsce przy okazji m.in. zbiorczych wydań „Bruce’a J. Hawkera”, także i tu komiks poprzedzono obszernymi dodatkami. Składa się nań esej (niestety bez wskazania autora) przybliżający wzmiankowane wyżej trudne przejścia tej serii na polskim rynku wydawniczym oraz pierwsza część artykułu omawiającego okoliczności zaistnienia serii o dzielnym astronaucie. Tekst jest tym bardziej interesujący, że nie omieszkano przybliżyć okoliczności (nie wolnych zresztą od znamion donosicielstwa) „zwerbowania” Dona Lawrence’a do udziału w tym przedsięwzięciu. Przy okazji odnajdziemy wiele interesujących informacji dotyczących uwarunkowań holenderskiego rynku komiksu. Materiał tekstowy uzupełniono o równie interesującą ikonografię (m.in. poszczególne fazy projektowe logo serii). Równocześnie warto nadmienić, że za przekład obu albumów odpowiada Krzysztof „Kapral” Janicz (tłumacz "Black Science"), współprowadzący blog „Na plasterki!!!”, jeden ze scenarzystów dobrze rozpoczętej serii „Pierwsza Brygada” (i niestety nie kontynuowanej), konsultant merytoryczny cyklu „Elryk” oraz współautor wywiadu-rzeki z Januszem Christą „Wyznania spisane”. Trzeba przyznać, że w kolejnej swej roli radzi on sobie nie mniej sprawnie co w poprzednich.

Jeszcze względnie niedawno publikacja polskich wersji europejskiej klasyki takiej jak „Jeremiah”, „Valerian” i „Wieże Bois-Maury" wydawała się co najwyżej majakiem fanatycznego wielbiciela gatunku nie liczącego się z rynkowymi realiami. Ostatnie lata okazały się jednak na tyle przełomowe, że rodzimi wydawcy zdecydowali się podjąć ryzyko spolszczenia także wymienionych tytułów. Dobrze, że wśród tych pozycji znalazło się miejsce również dla „Storma”, który – oby tak się stało! – tym razem miał znacznie więcej szczęścia niż przy okazji swoich wcześniejszych „wizyt” w Kraju nad Wisłą.

 

Tytuł: „Storm" tom 1: Świat na dnie. Ostatni zwycięzca”

  • Tytuł oryginału: „Storm: The Deep World. The Last Fighter”
  • Scenariusz: Philip Dunn, Martin Lodewijk
  • Ilustracje: Don Lawrance
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Krzysztof Janicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Big Baloon
  • Wydawca wersji polskiej: Incal
  • Data premiery wersji oryginalnej: marzec 2004 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 3 października 2015 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 21 x 29,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 112
  • Cena: 75 zł

Dziękujemy wydawnictwu Incal za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus