„Grzegorz Rosiński. Monografia” - recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 14-10-2015 07:36 ()


Podczas spotkania, jakie odbyło się na 26. Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, Patrick Gaumer powiedział, że pracując nad monografią twórczości Grzegorza Rosińskiego chciał stworzyć najpiękniejszą książkę na świecie. Uprzedzając rozwój wypadków opisanych w niniejszej recenzji, chciałbym podkreślić, że ten cel udało się zrealizować w stu procentach. Wydana przez Egmont książka (a właściwie księga) dostarczy wiele radości wszystkim sympatykom sztuki komiksowej. Jest to dzieło, które trzeba czytać powoli, smakując każdy fragment wywiadu z twórcą Thorgala i delektując się wspaniałymi grafikami. Po pierwszej lekturze, warto wielokrotnie wracać do monografii, przedłużając przyjemność przebywania w świecie mistrza wyobraźni, jakim jest Grzegorz Rosiński.

Rdzeniem liczącej czterysta stron monografii jest wywiad rzeka przeprowadzony przez Patricka Gaumera z Grzegorzem Rosińskim. Rozmowa obudowana została reprodukcjami jego dzieł oraz wywiadami z twórcami współpracującymi z artystą na różnych etapach jego kariery. Twórca odpowiadając na pytania Gaumera otwiera się przed czytelnikiem, na tyle na ile jednak jest to zasadne w ramach opowieści o sztuce. Jest to bowiem przede wszystkim właśnie opowieść o sztuce, a nie o człowieku. Znajdziemy tu także informacje o życiu Rosińskiego i o jego rodzinie, ale wszystko to jest tylko dodatkiem do wielkiej narracji o procesie twórczym. Głównym bohaterem monografii nie jest bowiem Grzegorz Rosiński, ale dzieło jego życia, które nadal jest przez niego rozwijane. Niemniej jednak, zawsze gdy w rozmowie pojawia się wątek żony czy dzieci, Rosiński mówi o nich w poruszający sposób. Nie może być żadnych wątpliwości co do tego, że jego żona Kasia była prawdziwą muzą, a jej śmierć, o której mówi otwarcie, mógł przetrwać tylko dzięki malarstwu.

Można zaryzykować stwierdzenie, że wszystko zaczęło się od dojmującego uczucia samotności, którą mały Grzegorz, szwędający się po gruzowiskach pozostawionych przez drugą wojnę światową, zagłuszał odnajdywanymi tam skarbami. Do najcenniejszych zalicza on dwie książki, które zmieniły jego życie – „Biblię” z reprodukcjami drzeworytów Gustave’a Dorego i książkę „Max und Moritz” autorstwa jednego z prekursorów komiksu –Wilhelma Buscha (choć trzeba od razu odnotować, że tej książeczki sam Rosiński nie nazwałby komiksem). Późniejsze pojawienie się francuskiego magazynu „Vaillant”, który można było nabyć w polskich kioskach, tylko utwierdził go w przekonaniu co do dalszej drogi życiowej – mały Grzegorz już wiedział, że będzie w przyszłości tworzył komiksy.

 

Jednak droga, która doprowadziła go na szczyt komiksowego Olimpu była bardzo długa, wyboista i wcale nie musiała się skończyć sukcesem. Ważną rolę odegrało tu wiele czynników oraz zaskakujących zbiegów okoliczności. Wprawdzie całe życie Rosińskiego wiązało się z pracą twórczą, ale nie zawsze była to praca związana z komiksami. Przez znaczną część życia Rosiński zajmował się tworzeniem ilustracji do książek i podręczników dla dzieci, rysunków satyrycznych oraz plakatów, projektowaniem okładek do książek, płyt i kaset VHS, projektowaniem kostiumów teatralnych, okolicznościowych kartek pocztowych, a nawet etykiet do win. Oglądając wszystkie te dzieła umieszczone w monografii można sobie zdać sprawę z tego, jak bardzo wszechstronnym artystą jest Grzegorz Rosiński i jak różnorodne rzeczy stworzył w trakcie swojej kariery.

Na pewno jednak tym, co przede wszystkim zainteresuje czytelników są fragmenty dotyczące komiksowych dokonań mistrza. Poznajemy tu szczegóły drogi, jaka zawiodła go na frankofoński rynek komiksowy. Komiksy tworzone w komunistycznej Polsce (m.in. „Kapitan Żbik”, „Pilot Śmigłowca” czy „Legendarna historia Polski”) były oczywiście istotne, ale to rozpoczęcie współpracy z Jeanem Van Hamme’em było kamieniem milowym w tej wędrówce. Narodziny Thorgala to bez wątpienia punkt zwrotny w karierze obu twórców. Czytając fragmenty poświęcone tym zdarzeniom można uświadomić sobie, jak wiele rzeczy mogło pójść nie tak i jaki niesamowity zbieg okoliczności doprowadził do tego, że ta seria powstała. Na tym tle informacja o tym, że obaj artyści mieli niemal identyczne (różniące się tylko jedną cyfrą) numery telefonów jawi się jako swoisty omen. Dobry omen.

Tam gdzie rozpoczyna się rozmowa na temat Thorgala, kończy się ta część książki, która skonstruowana została na zasadzie chronologicznego opisu zdarzeń z życia Rosińskiego. Od tego momentu zaczyna się już opowieść, w której tematami przewodnimi są tworzone przez niego komiksy: „Thorgal”, „Yans”, „Szninkiel”, „Skarga Utraconych Ziem”, „Western” i „Zemsta Hrabiego Skarbka”. Nie było tu mowy o zachowaniu porządku chronologicznego, bo Rosiński nad wieloma komiksami pracował równolegle. Czytając te fragmenty dostajemy szansę spojrzenia na warsztat mistrza oraz sposób w jaki tworzył swoje dzieła. Poznajemy jego skłonność do eksperymentowania i niechęć do specyficznie rozumianej doskonałości. Rosiński jawi się tu jako człowiek nieustannie poszukujący nowych środków wyrazu, który często krytycznie ocenia własne wcześniejsze dzieła. Dowiadujemy się także, na jakich autorach Rosiński się wzorował i jak próbował adaptować ich styl do swojej twórczości. Interesujące są na przykład fragmenty, w których mówi on o swojej fascynacji komiksami Hermanna, która popchnęła go nawet do rozpoczęcia pracy takimi rapidografami, jakimi pracował autor „Wież Bois-Maury”.

Porównanie dostępnych już na naszym rynku komiksów Hermanna z pracami Rosińskiego może być w tym kontekście bardzo interesujące – szczególnie, że obecnie obaj odeszli od pracy tuszem na rzecz techniki koloru bezpośredniego. Zresztą o tej zmianie sposobu tworzenia również Rosiński opowiada w bardzo interesujący sposób, wyjaśniając dlaczego była ona dla niego okazją do ponownego odkrycia możliwości, jakie daje komiks. Warto odnotować, że tworząc „Zemstę Hrabiego Skarbka” malował on każdy kadr jako osobny obraz, by później skanować je osobno (zestawione razem nie mieściły się na skanerze) i tworzyć z nich poszczególne plansze. Oryginalne plansze do tego komiksu był sześciokrotnie większe od formatu, w jakim ukazał się komiks (metr na siedemdziesiąt centymetrów). Swoją drogą, opis tej techniki oraz procesu tworzenia kolejnych komiksów ukazuje nam Rosińskiego przede wszystkim jako malarza. Tę malarską pasję widać było już wcześniej (wystarczy spojrzeć na tworzone przez niego okładki), ale od momentu przejścia na technikę koloru bezpośredniego malarski temperament już nie daje się okiełznać, o czym świadczy zamieszczona w monografii galeria okładek oraz imponujących obrazów historycznych.

  

Wypowiedzi Rosińskiego przynoszą także kilka niespodzianek. Przede wszystkim, twórca „Szninkla” zaskakująco pozytywnie wypowiada się na temat mangi. Nawet jeżeli dotyczy to tylko niektórych aspektów japońskiego komiksu, to i tak jest to dowód na to, że obserwuje on to, co dzieje się na rynku i jest otwarty na inspiracje płynące z różnych źródeł (choć podczas spotkań z fanami mówi coś innego). Można tu znaleźć także kilka wypowiedzi, które świadczą o pewnej niekonsekwencji artysty. Raz mianowicie mówi on o tym, że pracując z Van Hamme’em celowo nie zapoznawał się z całym scenariuszem, tylko odczytywał go stopniowo wraz z tworzeniem kolejnych plansz, bo chciał zapoznawać się z opowieścią tak, jak poznaje ją czytelnik, innym razem zaś skarży się, że jako rysownik musi mieć przed oczami kompletną historię, a autor „Skargi Utraconych Ziem” – Jean Dufaux – przekazywał mu scenariusz we fragmentach.

Patrick Gaumer prowadzi rozmowę bardzo umiejętnie. Nie wysuwa się na pierwszy plan, nie próbuje popisywać się swoją wiedzą, lecz pozwala wygadać się Rosińskiemu. Takie podejście wydaje się być w tym przypadku jedynym możliwym, choć nie do końca oczywistym – szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę szerszy kontekst współczesnego dziennikarstwa (albo raczej tak zwanego dziennikarstwa). Nie brakuje dziś bowiem dziennikarzy czy też publicystów, dla których prowadzenie wywiadów z osobami znanymi jest często okazją do wypromowania własnej osoby. Żenujące przykłady takiego postępowania obserwujemy we współczesnych mediach niemal na każdym kroku i taka praktyka wydaje się być czymś prawomocnym. Tym większe brawa należą się Gaumerowi, który wspólnie z Piotrem Rosińskim wykonał tytaniczną pracę, ale mimo to zdecydował się pozostać w cieniu.

Z „Monografii” wyłania się obraz prawdziwego tytana pracy i skromnego człowieka, dla którego tworzenie jest czymś niezbędnym do życia. Grzegorz Rosiński jawi się tu jako wszechstronny artysta, który nieustannie szuka nowych form wyrazu i dąży do perfekcji. Choć ta perfekcja jest specyficznie rozumiana. Nie chodzi bowiem o sterylność rysunków charakterystyczną np. dla stylu „czystej linii”. Każdy, kto zna prace Rosińskiego wie, że taki sposób tworzenia jest mu obcy. Chodzi raczej o nieustanne dążenie do stworzenia dzieła, które będzie w najodpowiedniejszy sposób wyrażać emocje. Próbkę tego dążenia możemy zaobserwować oglądając chociażby szkice zamieszczone w „Monografii” lub też analizując kolejne stadia powstawania jego prac. Można odnieść wrażenie, że mamy tu do czynienia z procesem, w którym moment ukończenia dzieła jest czymś bardzo umownym. Na koniec nie pozostaje nic innego, jak tylko wyrazić nadzieję, że wspomniane w zakończeniu rozmowy plany związane z powstaniem muzeum Rosińskiego znajdą swój szczęśliwy finał.

 

Tytuł: „Grzegorz Rosiński. Monografia”

  • Tytuł oryginału: „Monogrphie Rosinski”
  • Autorzy: Patrick Gaumer, Piotr Rosiński, Grzegorz Rosiński
  • Wydawca: Egmont
  • Data polskiego wydania: 07.10.2015 r.
  • Wydawca oryginału: Lombard
  • Data wydania oryginału: 2013
  • Objętość: 400 stron
  • Format 285x285 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena: 159,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 


comments powered by Disqus