„Skarga Utraconych Ziem” - recenzja
Dodane: 23-10-2009 17:28 ()
Kiedy pierwszy raz w Polsce ukazała się „Skarga Utraconych Ziem”, wzbudziła skrajne opinie. Niektórzy widzieli w niej kopię „Thorgala” bądź jego uboższą wersję, pojawiały się również głosy, że historia została narysowana zbyt szybko i niedbale.
Uważam, że przytoczone powyżej poglądy są dla dzieła Rosińskiego i Dufauxa nieco krzywdzące. „Skarga” to saga fantasy ukazująca w atrakcyjnym świetle walkę dobra ze złem. Nie brakuje legend, niebezpieczeństw czyhających na główną bohaterkę oraz wrogów parających się czarną magią, a rozpoznawalny styl rysunków Rosińskiego nadaje dziełu bajkowego charakteru.
Twórca „Thorgala” podkreśla w wielu wywiadach, iż na początku miał być tylko jeden album, który, z uwagi na jego pracę nad przygodami niezłomnego wikinga, rozrósł się do dwóch. Dzięki temu Dufaux mógł rozbudować fabułę o kolejne wątki. Pierwszy tom, zatytułowany po prostu „Sioban”, wprowadza czytelnika do świata Eruin Dulei. Poznajemy tytułową heroinę oraz losy tej rozległej krainy. Lady O'Mara, matka dziewczyny, wychodzi za mąż za posępnego Lorda Blackmore'a, który za maską dobrego opiekuna skrywa niecne plany. Związek ten ma zapewnić spokój w okolicy oraz uchronić Sioban przed wpływami złowieszczego maga Bedlama. Kiedy zabrzmi skarga utraconych ziem, jego panowanie dobiegnie końca.
Drugi tom - „Blackmore” - stanowi kulminację opowieści zapoczątkowanej w „Sioban”. Mężna córa Białego Wilka odkrywa swoje powołanie, a pomaga jej w tym wojownik łaski, Seamus. Siły zła zostają osłabione, a sekret Bedlama wychodzi na światło dzienne. W tym miejscu pierwotnie historia miała znaleźć swój kres. Jednakże po usilnych namowach wydawcy, twórcy dali się skusić na kontynuację (również dwa tomy).
Trzecia księga, „Pani Gerfaut”, otwiera nowy rozdział w życiu Sioban, w której rękach spoczywa los tysięcy poddanych. Czarna magia jest na tyle silnie zakorzeniona w trzewiach Eruin Dulei, że zawsze znajdzie sposób, aby podnieść głowę. Tym razem objawia się w postaci Pani Gerfaut, przebiegłej i demonicznej kobiety ostrzącej sobie pazury na tron Suddenów. W tym celu wymyśla przebiegłą intrygę, która ma zaspokoić jej chore ambicje. Tymczasem Sioban odnajduje miłość w sercu Kyle’a z Klanach. Zanim płomienne uczucie zdąży na dobre rozpalić zmysły dziewczyny, zaborcza Gerfaut zasiewa w niej ziarno zła. Szlachetna i dobroduszna dotąd władczyni zmienia się nie do poznania. Niczym bumerang powraca pytanie, swego rodzaju motto cyklu: „Czy zło mieszka w sercu miłości?”. W ostatniej części, zatytułowanej „Kyle z Klanach”, dochodzi do finałowej konfrontacji. Czwarty album zamyka cykl stworzony przez duet Rosiński-Dufaux, mimo że autorzy pozostawili furtkę na kontynuację.
Pierwsze dwie części są osadzone w mitologii i tradycji Eruin Dulei, stworzonej na potrzeby historii. Twórcy przybliżają nie tylko postacie bohaterów, ale również ich genezę, sprawnie nawiązując do wymyślonych podań i legend. Lady O’Mara opowiada Sioban o przeszłości tych ziem, o pochodzeniu jej ojca oraz Bedlama. Dzięki tym zabiegom narracyjnym opowieść przybiera postać wciągającej gawędy, którą chłonie się niczym gąbka. Tematem z pozoru pozostającym w tle jest wątek dorastania Sioban. Z dziewczyny uganiającej się po zamku zmienia się w silną kobietę - odpowiedzialną i sprawiedliwą. Jednak na tyle młodą i niedoświadczoną, że jeszcze podatną na różne pokusy, nawet romans z siłami ciemności.
Niestety, kontynuacja nie dorównuje poziomem dwóm pierwszym albumom. Wprawdzie scenarzyście udało się zgrabnie dostosować i nawiązać do fabuły poprzedniej dylogii, ale taka kalka okazała się słabszym rozwiązaniem. Dufaux powielił schematy, a zabrakło mu odwagi na poprowadzenie fabuły w innym kierunku. Bogaty świat otwierał przed nim wiele możliwości. Reasumując, całość prezentuje się jako niezły cykl fantasy nie tylko dla zagorzałych miłośników twórczości Grzegorza Rosińskiego.
W wydaniu zbiorczym znalazły się niepublikowane dotąd szkice autora, na których możemy podziwiać Sioban, ale także przekonać się, w jaki sposób ilustrator szukał ostatecznej wersji twarzy Lorda Blackmore’a. W szkicach postać ta z wyglądu przypomina Christophera Lee. Aktor znany m.in. z ról Sarumana i hrabiego Dooku, w swojej długoletniej karierze wystąpił w ponad dwustu kinowych i telewizyjnych produkcjach, z czego często wcielał się w role wampirów, naukowców czy opętanych władzą szaleńców. Nie tylko z profilu, ale i charakteru pasowałby idealnie do filmowej ekranizacji „Skargi”.
Pośród szkiców znajdziecie krótkie przepisy przybliżające postacie czarownic i wojowników łaski. Do publikacji zostały dodane także oryginalne okładki poszczególnych epizodów. Dla kolekcjonerów na pewno gratką będzie rysunek Rosińskiego dołączany do albumu, który można swobodnie oprawić i powiesić na ścianie. Na uwagę zasługuje również ekskluzywna forma wydania, twarda oprawa, tłoczenia na okładce i płócienny grzbiet.
Czytelnikom, którzy nie mieli jeszcze okazji poznać „Skargi Utraconych Ziem”, polecam tę pozycję jako atrakcyjne urozmaicenie twórczości naszego rodaka. Pozostali muszą się zastanowić, czy pokusa posiadania wspomnianych dodatków jest warta ceny albumu.
Tytuł: Skarga Utraconych Ziem
- Scenariusz: Jean Dufaux
- Rysunki: Grzegorz Rosiński
- Wydawca: Egmont
- Data publikacji: 5.10.2009 r.
- Liczba stron: 256
- Format: 225x295 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Cena: 99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...