„Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” tom 2 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 23-09-2013 06:04 ()


Zaiste wspaniałe czasy nastały dla wielbicieli rodzimej klasyki komiksu. W ubiegłym roku polska filia Egmontu przygotowała kompletną edycję „Kajtka i Koka w Kosmosie”, wznowień swoich prac w ujednoliconej formule edytorskiej doczekała się również Szarlota Pawel, a Tajfun zdaje się żyć nowym życiem na kartach zupełnie nowych, „bezkompromisowych” opowieści.

Okazuje się, że także „Mistrz z Bydgoszczy”, Jerzy Wróblewski, może liczyć na pośmiertną prezentację tej części jego dorobku, która dotąd znana była jedynie zagorzałym tropicielom komiksowych „pasków” z lokalnych „popołudniówek” doby PRL. Dzięki wysiłkom kolekcjonerów (m.in. Tomasza Szali) i wielbicieli talentu tegoż nieodżałowanego twórcy udało się skompletować i dostosować do wymagań współczesnej poligrafii dwie spośród sześćdziesięciu ośmiu krótszych i dłuższych opowieści prezentowanych przez niemal dwadzieścia lat (pomiędzy 1959 a 1978 r.) na łamach bydgoskiego „Dziennika Wieczornego”. Zbieżność gatunkowa obu zaprezentowanych opowieści nie wynikła z przypadku. Bowiem podobnie jak prawdopodobnie pół ówczesnej populacji Polski, również przyszły twórca warstwy ilustracyjnej „Skradzionego skarbu” i „Ceny wolności” nie oparł się urokowi westernów. Nic dziwnego; w realiach smutnej, wczesnogomółczanej Polski ekscytująca atmosfera amerykańskiej prerii z okresu jej burzliwej kolonizacji musiała wywierać na widzach ogromne wrażenie. Gigantyczna frekwencja (porównywalna jedynie z „Krzyżakami”) na seansach „Rio Bravo” świadczyła sama za siebie. Moda na western, nawet pomimo permanentnego niedoboru przejawów wyrosłej z tego gatunku kultury popularnej, zapanowała niemal po kres lat osiemdziesiątych. Nic zatem dziwnego, że znaczna część dokonań bydgoskiego twórcy z tego etapu jego aktywności rozgrywała się właśnie w realiach Dzikiego Zachodu. Tak też się sprawy mają w przypadku obu zawartych w drugim tomie „Z archiwum…” opowieści. Bowiem zarówno „Tom Texas” jak i „Rycerze prerii”  to amalgamat humoreski i westernu.

W pierwszej z historyjek nastoletni kowboj Tom Texas daje się poznać jako wprawny jeździec, strzelec, a przy tym – podobnie jak Lemoniadowy Joe i Binio Bill - koneser lemoniady. W drugiej natomiast mamy do czynienia z bohaterem zbiorowym w osobach tytułowych „Rycerzy prerii”. Łączy ich zbieżność środowiska w jakim przyszło im działać (oczywiście Dziki Zachód) oraz altruizm charakterystyczny dla bohaterów westernów z lat czterdziestych i pięćdziesiątych. O ile jednak w pierwszym przypadku pod względem formalnym mamy do czynienia z klasycznie pojmowanym komiksem (w użyciu są „dymki”), o tyle „Rycerze…” to typowa dla tego etapu twórczości Wróblewskiego synteza kadrów uzupełnianych dość obszernymi tekstami.  

Uczciwie trzeba przyznać, że pod względem fabularnej złożoności oba utwory nie grzeszą nadmiarem wyrafinowania. Ale też i nie taka była ich rola. Bo w kategorii lekkiej rozrywki urozmaicającej gazetę codzienną (również – jak to zwykle bywało w przypadku  „popołudniówek” – lżejszej pod względem przekazu niż np. „Trybuna Ludu”) sprawdzały się znakomicie. A przynajmniej tak można mniemać na podstawie wspomnień osób, którym dane było na bieżąco śledzić aktywność Jerzego Wróblewskiego w „Dzienniku Zachodnim”.

Wizualnie rzecz zaskakuje warsztatową dojrzałością i swobodą z jaką autor rozrysowywał kolejne sceny. Aż trudno uwierzyć, że osoba tak dogłębnie i de facto instynktownie rozumiejąca język komiksowej narracji rozwinęła się twórczo na przysłowiowym surowym korzeniu! Ta okoliczność po raz kolejny potwierdza unikatowość Jerzego Wróblewskiego.

Stylistycznie obie opowieści dalece odbiegają od realistycznej formuły zaproponowanej przezeń w „Leworękim” oraz „Przyjaciołach Roda Taylora”. Jednakże wypracowana na tym etapie twórczości groteskizująca maniera posłużyła mu z czasem do stworzenia najsłynniejszego kowboja polskiego komiksu tj. Binio Billa (sorry Roy…). Daje się to zauważyć nie tylko w zbliżonym doń wizerunku rewolwerowca Pete’a Gleama, ale też ogólnych cechach stylistycznych zastosowanych w przygodach szeryfa z Rio Klawo. Posiłkując się terminologią archeologiczną można zatem rzecz, że za sprawą inicjatorów „Z archiwum…” zainteresowany tematem czytelnik ma sposobność wejrzeć w „warstwy” chronologicznie poprzedzające „100 karabinów”, „Trojaczki Benneta” i „Śladami Kida Walkera”.

Oprócz wspominanych westernów wydanie zbiorcze zawiera również kilka humorystycznych historyjek publikowanych w zatrudniającej Wróblewskiego „popołudniówce”. Doboru materiału i niezbędnych prac przygotowawczych podjęli się przedstawiciele bydgoskiego środowiska komiksowego, a zarazem doświadczeni twórcy – Andrzej Janicki („Awantura 2.0”) i Maciej Jasiński („Uczeń Heweliusza”). Przy okazji warto nadmienić, że drugi z wymienionych od lat pracuje nad biografią „Mistrza z Bydgoszczy”. Równocześnie wypada dodać, że tym samym ponownie podjęto zarzuconą przed niemal ćwierćwieczem inicjatywę Krzysztofa Chudzińskiego, lokalnego fascynata twórczości Jerzego Wróblewskiego, który w roku 1990, własnym nakładem opublikował wydanie zbiorcze trzech rysowanych „dorosłą” kreską historyjek rzeczonego – „Leworękiego”, „Dextera” i „Pod piracką banderą”.

Zapewne zabrzmi to aż nazbyt pompatycznie, niemniej nie sposób przecenić tej wyjątkowo ważnej inicjatywy jaką jest prezentacja nieznanych dotąd szerszej publice prac jednego z czołowych twórców w dotychczasowych dziejach polskiego komiksu. Oby „białe plamy” w jego imponującym dorobku uległy jak najszybszemu wypełnieniu, ku czemu cykl „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” wydaje się idealnym narzędziem.  

P.S. Dla bywalców Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi chętnych do zaopatrzenia się w wyżej przybliżony rarytas przewidziana jest promocyjna niespodzianka w postaci ośmiostronicowego, barwnego mini-komiksu pt. „Huczące colty”. Co tu kryć – jest to kolejny ważki argument na rzecz odwiedzenia w pierwszy weekend października polskiej stolicy komiksu.

 

Tytuł: „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” t. 2  

  • Tekst i ilustracje: Jerzy Wróblewski 
  • Grafika na okładce: Jerzy Wróblewski 
  • Przygotowanie okładki: Andrzej Janicki  
  • Rekonstrukcja graficzna pasków komiksowych: Maciej Jasiński 
  • Wydawca: Wydawnictwo Ongrys – Leszek Kaczanowski 
  • Data publikacji: październik 2013 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 30 x 21 cm
  • Papier: kredowy 
  • Druk: czarnobiały
  • Liczba stron: 20
  • Cena: 24,90 zł 

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w „Dzienniku Wieczornym” od 1 do 29 kwietnia 1961 r. („Tom Texas”) i od 29 kwietnia do 13 lipca 1965 r („Rycerze prerii”).

Tytuł: „Huczące colty”

  • Tekst i rysunki: Jerzy Wróblewski
  • Rekonstrukcja komiksu oraz przygotowanie okładki: Maciej Jasiński i Andrzej Janicki 
  • Oprawa: miękka
  • Format: 15 x 6 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 8

Komiks kolportowany jako dodatek do dwóch pierwszych tomów cyklu „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego”.

Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus