"Awantura 2.0" - recenzja

Autor: Sławomir Zajączkowski Redaktor: Motyl

Dodane: 04-04-2013 14:36 ()


Pierwszy numer magazynu komiksowego „Awantura” ukazał się w 1990 roku. Maciej Parowski odnotowując pojawienie się konkurencyjnego dla „Komiksu” magazynu pisał: Redaktorzy „Awantury” poszli odważnie w kierunku komiksu poszukującego, trochę awangardowego. Pomieszczone tam prace ocierają się chwilami o granicę amatorstwa, ale są jednak ciekawe, bo zrywają z szablonami. Zobaczymy jak im się powiedzie? W każdym razie redakcja „Komiksu” życzy „Awanturze” wszystkiego najlepszego; podoba nam się, że nawiązując do dobrych tradycji „Relaxu” (a pewnie też idąc w nasze ślady) również redaktorzy „Awantury” dołączają do obrazkowych historyjek porcję krytyki.

Patrząc dziś z 20-letniej perspektywy, „Awantura” była świetnym komercyjnym magazynem tak zwanego „środka” z zauważalnym odchyleniem w kierunku SF i fantastyki. O taki „magazyn środka” wielokrotnie dopominali się w latach późniejszych czytelnicy na dyskusyjnych forach komiksowych portali, mimo iż dyskusje na ten temat były zbijane przez przedstawicieli awangardowego i undergroundowego nurtu komiksu, a rozmowy na temat tego czym jest „mainstream” nie miały się mieć końca. Oceniając starą „Awanturę”, której ostatecznie ukazały się 4 numery, najważniejsze wydają mi się dwa spostrzeżenia, które decydowały o jej artystycznej konwencji (i według mnie sile): po pierwsze magazyn był tworzony głównie przez rysowników z ambicjami, marzącymi o zawodzie komiksiarza, którzy wrzucali do magazynu swe najlepsze prace, jakimi w danym momencie dysponowali. To nie były komiksy robione na pół gwizdka, to były propozycje robione z myślą zawojowania rynku; nikt nie kombinował na boku z albumem. Dziś, bardziej dowartościowujące twórcę wydaje się być wydanie albumu, a nie angażowanie się w projekty magazynów.

Po drugie Awantura była też przez rysowników redagowana. To wbrew pozorom ważna jakość: kilka lat później, gdy redagowanie komiksowych magazynów wzięli w swoje ręce ludzie z ambicjami wydawców, komiksowi publicyści czy fani komiksu magazyny zaczęły wyglądać inaczej (por. AQQ, Krakers, KKK).

Awantura 2.0 nie jest kontynuacją starej Awantury. I nie jest tu rzecz w komiksach, które w Awanturze 2.0 są równie dobre (o czym za chwilę); chodzi raczej o nieprzemyślaną koncepcję magazynu, który „magazynem” jest tylko z nazwy. Stara Awantura witała czytelników liternictwem reklamującym zawartość magazynu, co jest standardem w komercyjnej prasie i czym wówczas z tą prasą konkurowała; w nowej nie mamy dodatkowego liternictwa na okładce. Tytuł „magazyn komiksowy” w starej Awanturze dumnie rzucał się w oczy; podczas gdy w Awanturze 2.0 plącze się gdzieś wstydliwie na dole strony. Pierwsze wrażenie jest takie, że mamy do czynienia z albumem komiksowym pod nazwą Awantura 2.0 ze Szlagiem w roli głównej. W starej Awanturze były buńczuczne zapowiedzi następnych numerów, w nowej mamy tylko strachliwe i ostrożne zdanie, że czas pokaże czy ten szyld jest epilogiem historii „Awantury”; czy też ledwie kolejnym rozdziałem. W starej Awanturze mieliśmy artykuły Jerzego Szyłaka, omawiające ważnych twórców komiksu europejskiego (Druilett, Manara), w nowej mamy oglądanie się za siebie i lizanie ran. Inny jest też format magazynu, dlaczego?

Akcja wydania Awantury 2.0 poprzedzona była materiałami publikowanymi na portalu Aleja Komiksu, przypominającymi historię pisma. Wyglądało na to, że dawna redakcja szykuje się do odpalenia poważnego projektu. Na Alei opublikowano też nieznane epizody, które miały wejść do planowanego w latach 90-tych numeru 5. Osobiście wolałbym obejrzeć te historie wydrukowane na papierze choćby właśnie w Awanturze 2.0. W tekście Karola Wiśniewskiego opublikowanym w recenzowanym magazynie czytamy, że: Renesans zainteresowania „Awanturą” skłonił członków inicjatywy wydawniczej ATY do skontaktowania się z dawnym red. naczelnym pisma. Janicki, który nigdy nie porzucił myśli o wskrzeszeniu pisma, przystał na ich propozycję jednorazowego projektu o wymownym tytule „Awantura 2.0”. Widać więc wyraźnie, że o wskrzeszeniu „na dobre” magazynu nie mogło być mowy, nakład 400 egzemplarzy i powyższa wypowiedź Janickiego dowodzą raczej zimnej kalkulacji, a nie romantycznego szaleństwa i ambitnego planu podobnego do tego z lat 1990-1991. Tyle, że my czytelnicy (tak mi się zdaje) lubimy śmiałe plany. Parafrazując cytowaną na wstępie wypowiedź Macieja Parowskiego, należałoby powiedzieć, że redaktorzy Awantury 2.0 nie poszli tym razem odważnie. Poszli na pół gwizdka, nie wierząc w powodzenie powrotu magazynu.    

Edytorsko dziwią mnie nieestetycznie wąskie marginesy, w porównaniu choćby ze starą Awanturą, gdzie ta sprawa była rozegrana z większym smakiem. Marginesy, zwłaszcza dolne są tak wąskie, że plansze „nie stoją” na kartce. Trudno też objąć wzrokiem całą stronę, nie odsuwając publikacji na wyciągniecie rąk. Magazyn sprawia wrażenie dusznego, z małym światłem, nawet strona ze wstępniakiem i spisem treści jest niemal od dołu do góry zadrukowana. Po co?  

Zostawmy jednak otoczkę „magazynową” Awantury 2.0. Zajmijmy się komiksami, tym bardziej, że w większości są udane.  

Magazyn otwiera komiks fantasy osadzony w czasach legendarnego króla Artura autorstwa Jacka Michalskiego i Macieja Jasińskiego - Verbi Divini. Rysunkowo to komiks znakomity, najlepszy w całym zbiorze.

Verbi Divini Jacka Michalskiego i Macieja Jasińskiego

 

W komiksie robią wrażenie dynamiczne walki z „wilkołakami”, ale rysownik świetnie oddaje też klimat fantasy w stonowanych kadrach opowiadających o wędrówce z pola bitwy do Avalonu. Ciekawie kładziony jest kolor – chociaż akurat w przypadku tego komiksu to broń obosieczna: w scenach pozowanych-statycznych (ostatni kadr ze str. 5)  oraz  walk z „wilkołakami” – patrz: kadr powyżej (oraz w komiksie kadry z dołu stron 7 i 8); wygląda to znakomicie i przypomina świetnie zakomponowane figuratywne malarstwo; źle wypada natomiast w scenach wędrówki, gdzie artysta bardziej operuje kreską; rysunek staje się wtedy nieczytelny wskutek koloru przykrywającego czerń konturu; trochę szkoda w tych kadrach utraty maestrii kreski, która ginie pod nadrukowaną na niej ciemną plamą koloru.    

Scenariuszowo mamy tu do czynienia z opowiadaniem napisanym patetycznym językiem, do którego kadry komiksu są jedynie ilustracją. Patos oczywiście pasuje do recenzowanej tu opowieści fantasy, nie pasuje natomiast tytuł. Verbi Divini to przecież określenie, dotyczące czegoś, czego w komiksie (niestety) się nie doszukuję.  

Ciekawe, że Maciej Jasiński także w pozostałych dwóch komiksach porusza się w „angielskich” klimatach. Skąd to zainteresowanie? Po królu Arturze mamy Sherlocka Holmesa, w celowo zwariowanym scenariuszu komiksu Sherlock Holmes w Bydgoszczy z rysunkami Bartłomieja Kuczyńskiego. Tylko czy czytelnik komiksu nie znający twórczości Arthura Conana Doyle'a, zrozumie frazę puentującą komiks: Ależ oczywiście! To był Moriarty! Myślę, że większość będzie musiała sięgnąć do lektur Doyle'a lub choćby do wikipedii.

 Wreszcie mamy ostatni ze scenariuszy Macieja Jasińskiego - Graal. To zdecydowanie najlepszy scenariusz w zbiorku, oparty na świetnym pomyśle i chyba jeden z najlepszych w dorobku scenarzysty. W Graalu jest to co potrzeba: jak mawiali klasyczni teoretycy kina: krew, seks i brutalizm dla widzów z parteru, a zniuansowana, historia dla lepiej zorientowanych widzów z balkonu; na tym drugim poziomie to opowieść dla  czytelników znających kontekst religijny (chrześcijański) i kulturowy (legendę Graala). Komiks jest zatem propozycją dla różnego typu widowni. Dobrze w Graalu wypadają też rysunki Arkadiusza Klimka, realistyczne, z nowocześnie zaaranżowanymi kadrami i z dobrymi kolorami Piotra Rosnera. Warto też zwrócić uwagę na większy format rysunków Klimka, czego brakowało w Wiedźminie, a co pozwala docenić kunszt rysownika. Kreska i kolor Graala wydają się być wprost wyjęte z rysunkowej stylistyki francuskich współczesnych wydawnictw typu Solei czy też wydawanego na francuskiej licencji Fantasy Komiks. Z tym, że kreska Klimka to górna półka tej stylistyki. Kto lubi taką stylistykę – warstwą obrazkową będzie zachwycony - na pewno mu się ten komiks spodoba. Kto nie lubi, będzie narzekał na brak naturalizmu, na przesadny efekt obrazu wysokiej jakości HD wzmocniony jeszcze kredowym papierem (na wypolerowane hełmy i czyste ciuchy, które wyglądają tak, jakby wyjechały wprost z działu z rekwizytami…., na implantową biel zębów, na postaci, które wyglądają jak z castingu modeli, a nie jak zawodowi aktorzy, na pusty sentymentalizm pierwszej planszy itp.). Niemniej komiks jako utrzymany w frankofońskiej stylistyce należy ocenić wysoko.

Fragment kadru z komiksu Graal Arkadiusza Klimka i Macieja Jasińskiego

 

Kolejnym komiksem fantasy w zbiorku jest Kwiat Pustyni Wojciecha Birka. Autor wraca w nim ponownie do wykreowanego w swej wyobraźni świata pustynnej planety Cerera, z kupieckimi karawanami podróżującymi miedzy plantacjami i z głównym bohaterem – sympatycznym złodziejaszkiem, trochę nieudacznikiem, ciepłym i naiwnym Minusem. Charakter bohatera chyba najlepiej oddaje znakomity przedostatni rysunek w komiksie. Zakrwawiony, pobity Minus, pozostaje pogodny i dalej naiwny – sytuacja ta na pewno wzbudzi uśmiech u wielu czytelników. Podobnie jak pierwszy kadr z planszy 5, gdy Minus „bierze sprawy w swoje ręce”. Kilka epizodów z Minusem mogliśmy obejrzeć w Krakersie i w rzeszowskiej prasie (znakomity Układ). Rysownik nadal wydaje się być zauroczony klasycznym komiksem francuskim, w starszym o bodaj dekadę Układzie kreska zdradzała inspirację Moebiusem i Manarą, w Kwiecie Pustyni, jak sądzę bliżej mu do  uniwersum Thorgala. Zwraca uwagę rozbudowana warstwa opisowo-narracyjna komiksu. Ale Birek – w końcu także kulturoznawca i tłumacz, w tej roli radzi sobie znakomicie: Koniec nadchodził wielkimi, zachłannymi krokami… Sycił się strachem i desperacją ofiary… Okrucieństwem drapieżną radością katów…  

Jedyne co razi, to kolejne już chyba w komiksach artysty nadużywanie wielokropka, który w języku polskim stosuje się do oznaczenia niedokończonych fragmentów wypowiedzi lub do przerywania wypowiedzi. U Birka wielokropki są wszechobecne, w każdym niemal opisie, po każdej niemal wypowiedzi, nawet po wykrzyknikach, co już kompletnie nie pasuje; są one znakiem rozpoznawczym autora. Nie jest to bynajmniej poważny zarzut, podobnie wielokropka używa (choć według mnie podobnie jak Birek nadużywa) Maciej Parowski w „Funkym Kovalu”. Cóż, może to taki autorski styl – niemniej każdy korektor, w poważnym wydawnictwie większość wielokropków by z takich komiksów po prostu wyrzucił. I nie byłoby zasłaniania się stylem.

 Do klasycznej SF nawiązują dwa komiksy Bohater Andrzeja Janickiego i Zaraza Przemysława Kłosina.

 Fragment komiksu Bohater Andrzeja Janickiego

 

Andrzej Janicki podejmował tematykę SF wielokrotnie – czy to w krótkich komiksach, tworzonych także dla Awantury (Polowanie do scen. W. Tkaczyka, zapowiadana Stalowa Twierdza), czy to ilustracjach dla Fenixa i Fantastyki. Niewątpliwie Bohater jest najlepszym utworem Janickiego; w wymowie utworu twórca zdystansował się w nim do tematyki hard SF, a więc i poniekąd swojej wcześniejszej twórczości opowiadającej historie SF na poważnie; fabularnie w komiksie autor prześlizgnął się po najczęściej podejmowanych pomysłach literatury i filmu SF, by w finale puścić oko do widza. Tezę z finału: Gdybym tego wszystkiego nie robił to mógł was zanudzić na śmierć, trzeba jednak traktować poważnie – bo Janicki z pietyzmem wizualizuje świat hard SF, świat kosmicznych komandosów i statków, podejrzanych knajp itp. Bohater nie jest komiksem nowym, przed laty był drukowany w Nowej Fantastyce, w Awanturze 2.0 został zaprezentowany w nowszej, dobrze prezentującej się szacie graficznej.

To, co Janicki jak się zdaje przerobił w swoich wczesnych komiksach i ilustracjach i od czego ostatecznie (w Bohaterze) się zdystansował, interesująco odświeżył Przemysław Kłosin w Zarazie. Komiks Zdrada pokazuje, że SF nadal „ma się dobrze”, mamy tu klasyczne elementy: obcą planetą, kosmicznych żołnierzy i potyczkę z obcym. Historia jest pomysłowa, dobrze rozegrana w kadrach, kończy się inteligentną puentą. Rysunki jak na prace debiutanta są więcej niż poprawne i zdradzają duży potencjał na przyszłość.

Dwu-planszowy komiks z cyklu Fido i Mel zaprezentował Michał Śledziński. Komiks niewątpliwie spodoba się osobom ceniącym klimaty gore i purnonsens.    

Ostatnim komiksem ze zbiorku jest Szlag!: Metamandragora Krzysztofa Krisa Różańskiego. Wydaje się, że ten komiks redakcja uznała za flagowy dla Awantury 2.0 – tak sobie tłumaczę umieszczenia bohatera komiksu na okładce. To także reklama powstającego albumu, którego fragmenty, możemy obserwować od dłuższego czasu na blogu artysty. Zaprezentowany w Awanturze 2.0 komiks ze świata Szlaga! to odrębna historia. Niewątpliwie Krzysztof Kris Różański wymyślił atrakcyjny wizualnie świat i bohaterów: czarcich oddziałów wrogich frakcji szarych i burych - oprawa graficzna komiksu robi wrażenie. Komiks ma kolorystykę przypominającą film animowany – pod tym względem Szlag!: Metamandragora wygląda najbardziej nowocześnie w całym magazynie. Mamy tu też ciekawy zabieg narracyjny – równolegle dwóch narratorów: głos narratora w trzeciej osobie (opisy w ramkach), głos narratora – Szlaga (opisy w elipsach). Komiks rozpoczyna się i kończy scenami militarnymi; jednak główny bohater nie jest jednak jak się zdaje wyłącznie żołnierzem, ciągną go tematy natury mistycznej, nieopisanej i psychodelicznej – o nich są środkowe plansze komiksu. Trudno napisać coś więcej o stronie fabularnej, pomysł jest zgrabnie domknięty, a zakończenie logiczne; jednak warstwę znaczeniową komiksu odbieram z niepokojem; bo czym jest otwarta gardziel potwora w koronie z tysięcy ciał z istot podobnych do mnie, połączonych z nim jak embriony… karmionych lub karmiących krwią!? Czym jest potwór, który połyka Szlaga? Brrr… strach się bać. I dlaczego Szlag ląduje powieszony na drzewie czy też skale? Cóż, pomysły fabularne twórców komiksowych podążają niezrozumiałymi nieraz dla mnie stanami umysłów i dziwnymi drogami; drogami, po których niekoniecznie chciałbym kroczyć. Nawet atrakcyjna szata graficzna wtedy nie pomaga.

 

Tytuł: Awantura 2.0

  • Liczba stron: 48
  • Format: 21 x 29,7 cm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy i czarno-biały
  • Data wydania: marzec 2013
  • Wydawca: ATY
  • ISBN: 978-83-936996-1-2
  • Cena: 24,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu ATY za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus