"Krucjata" tom 1: "Simoun Dja" - recenzja
Dodane: 14-08-2013 11:06 ()
Wyprawy krzyżowe to obszar tematyczny z gatunku tzw. samograjów. Wszak blisko dwa stulecia wysiłków europejskiego rycerstwa, na rzecz wyzwolenia Ziemi Świętej spod jarzma muzułmanów, obfitowało w szereg pełnych dramatyzmu epizodów stanowiących wymarzoną wręcz kanwę dla epickich fabuł. Stąd nic dziwnego, że do tej właśnie epoki sięgnął również waloński scenarzysta, Jean Dufaux.
Wspomniany twórca to całkiem dobry znajomy także polskich czytelników. Miał on bowiem okazję walnie przyczynić się do zaistnienia serii tego sortu co „Skarga Utraconych Ziem”, „Drapieżcy” i „Murena”. Przykład ostatniej z wymienionych, rozgrywającej się w anturażu Rzymu władanego przez schyłkowych przedstawicieli dynastii julijsko-klaudyjskiej, pokazuje, że konwencja komiksu historycznego nie jest temuż twórcy obca. Za sprawą „Krucjaty” Dufaux przenosi czytelników do czasów o jedenaście stuleci późniejszych niż chwilami aż nazbyt barwne panowanie Nerona – tj. w realia Palestyny kontrolowanej po części przez struktury polityczne powstałe w toku pierwszej krucjaty oraz zwierających szeregi do rozprawy z chrześcijanami zwolenników proroka Muhammada.
Na tym tle zarysowano ponadto intrygę o podłożu metafizycznym, która przeplata się z wątkiem sensu stricto politycznym. Przy czym wypada pamiętać, że pomysłodawca Jessici Blandy oraz Szlurpa i Burpa (bo także te postaci ma w swym autorskim dorobku Dufaux) najwyraźniej nie zamierzał nadmiernie ograniczać swojej wyobraźni. Stąd ukazane tu zmagania nie stanowią próby odtworzenia przebiegu jednej z wypraw krzyżowych, lecz raczej luźną kompilację wydarzeń rozgrywających się podczas m.in. trzeciej z nich. Wskazuje na to chociażby postać sułtana Abdula Razima, przynajmniej w kilku aspektach zbieżnego z Saladynem, rzeczywistym przywódcą muzułmanów, który po feralnej dla Krzyżowców bitwie pod Hittinem (lipiec 1187 r.) zdołał zawładnąć Jerozolimą. Nie jest to zresztą jedyny z tropów wiodących właśnie ku wydarzeniom rozgrywającym się w Ziemi Świętej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XII w.
Za oś fabularną zawartej tu opowieści posłużyła fikcyjna wyprawa Grzegorza z Arcos, wzbudzająca skojarzenia z analogiczną peregrynacją Ryszarda Lwie Serce. Dzięki wsparciu jednego z południowo-italskich feudałów oraz prymasa Wenecji zdołał on zebrać pokaźną armię, na czele której nosi się z zamiarem wyswobodzenia Hierus Halem (pod którym to „kryptonimem” skrywa się świetnie wszystkim znana Jerozolima). Podczas konstruowania świata przestawionego Dufaux nie poprzestał jednak wyłącznie na inspiracjach zaczerpniętych ze średniowiecznych kronik. Nie omieszkał on bowiem sięgnąć również do muzułmańskiego folkloru (z przewagą motywów demonologicznych) oraz zgranego do bólu zębów wątku „chrystologicznego”, eksploatowanego także w innych prezentowanych u nas seriach z obszaru frankofońskiego („Trzeci Testament”, „Tajemnica Trójkąta”). Ów zabieg, choć siłą rzeczy nieszczególnie oryginalny, dodatkowo wzbogaca ogólny koloryt opowieści. Nie jest to zresztą pierwszy przypadek, gdy scenarzysta zastosował mariaż elementów metafizycznych z tzw. rzeczywistością namacalną. Bo jak pamiętają czytelnicy „Mureny”, również w tej serii ma miejsce okazjonalne przemieszanie obu tych jakości. Dodajmy, że z pożytkiem dla jakości tytułu, a przede wszystkim dla potencjalnego czytelnika.
Jak przystało na autora odchowanego według norm edukacyjnych obowiązujących w tzw. V Republice Francuskiej (tj. poszanowania dla islamu, kultów animistycznych o proweniencji afrykańskiej, a zwłaszcza judaizmu rabinicznego przy równoczesnym szkalowaniu chrześcijaństwa), także i tutaj nie zaniechano standardowego szermowania ocenami dalekimi od obiektywizmu. Szczególną gorliwość pod tym względem wykazuje Dufaux w nieformalnym posłowiu do tegoż tomu, przed którym to tekstem – jako zawierającym bałamutne, nacechowane ideologicznie sformułowania oraz błędy merytoryczne[1] – należy potencjalnych czytelników przestrzec. Oczywiście autor ma pełne prawo użytkować przeszłość jako „budulec” dla swej fabuły jak mu się to żywnie podoba. Gorzej jednak, gdy powołując się na dokumenty z epoki kreuje on fałszywy obraz tejże posługując się negatywnie nacechowanymi sformułowaniami typu: „Czyż to nie on (diabeł) kierował wszystkimi krucjatami kryjąc się za krzyżem lub u jego stóp?”. Tym samym pomysłodawca niniejszej opowieści popadł w matnię prezentyzmu (tj. oceny przeszłości poprzez pryzmat teraźniejszości za nic mając uwarunkowania ocenianej epoki) czyniąc równocześnie ze swych czytelników de facto niezdolnych do samodzielnego formułowania wniosków idiotów wymagających jednoznacznie brzmiącego instruktażu.
Dla osób nieco głębiej zaznajomionych z nakreślaną w „Krucjacie” epoką ów model interpretacyjny to co najwyżej kolejna, wzbudzająca uśmiech politowania, ciekawostka psychiatryczna. Gorzej niestety z czytelnikami, których wiedza w tym zakresie jest w najlepszym razie powierzchowna. Bowiem „uczone wywody” Dufauxa mogą wytworzyć w nich co najmniej kilka fałszywych przekonań nijak mających się zarówno do informacji zawartych w źródłach z epoki jak i ustaleń rzetelnych badaczy tematyki krucjatowej.
Paradoksalnie zakres tematyczny najwyraźniej okazał się dla twórcy skryptu na tyle przytłaczający, że w samej fabule próżno doszukiwać się postaci przesiąkniętych cynizmem, przedmiotowo traktujących deklarowany światopogląd. Tym samym świat „Krucjaty” nie jest rzeczywistością osobowości ideologicznie zachwianych, od których aż roi się we współczesnych wytworach kultury masowej. Bo w przeważającej części są to bohaterowie w pełni przekonani do wartości, które przywiodły ich ku matecznikowi chrześcijaństwa. I co więcej, nie jest to obraz uproszczony (a na pewno nie bardziej niż w seriach typu „Borgia”). Podstaw do takiego przekonania nie brakuje zresztą w materiale źródłowym, o czym można przekonać się m.in. na przykładzie sylwetki Gotfryda z Bouillon zawartej w anonimowej relacji z pierwszej krucjaty [2].
Do roli ilustratora serii wytypowano Philippe Xaviera, który do momentu podjęcia tegoż zlecenia dał się poznać jako wprawny fachowiec realizując komiksy m.in. na zamówienie Avatar Press („Mortal Souls” do scenariusza Stevena Granta) oraz magazynu „Heavy Metal” . Przełomem w jego karierze okazało się spotkanie z Jeanem Dufaux, którego to pochodną jest nie tylko seria „Krucjata” (na dzień dzisiejszy licząca siedem tomów), ale też wysoko oceniany dyptyk „Conquistador”. Rzeczony autor reprezentuje współczesną odmianę tzw. czystej kreski ze skrupulatnym ujmowaniem detali i bez nadużywania światłocienia. Równie umiarkowanie stosuje perspektywę powietrzną wpisując się tym samym w manierę dostrzegalną w pracach m.in. Francoisa Burgeona („Towarzysze Zmierzchu”) jak i Gillesa Chailetta („Vasco”, gościnnie również w „Tajemnicy Trójkąta”).
Wspomniany plastyk całkiem zgrabnie kreśli zarówno architekturę jak i wytwory średniowiecznego rzemiosła. Natomiast twarze obecnych tu postaci nie zawsze ujęto ze swobodą charakterystyczną dla wirtuozów ołówka. Mimo to warstwa plastyczna jawi się przekonująco i odpowiednio klimatycznie. Okazjonalne błędy rysunkowe nie psują ogólnie dobrej jakości prac Xaviera. Niewątpliwie próżno dopatrywać się w „Krucjacie” nowatorskich rozwiązań formalnych, technik-zwrotnic rewolucjonizujących globalny przemysł komiksowy, etc. Zapewne z tego względu, że najwyraźniej nie o to chodziło – i to zarówno realizatorom tego projektu jak i jego potencjalnym odbiorcom. Za to ciekawym zabiegiem formalnym są rozkładane plansze w scenie konfrontacji zbrojnej udanie podkreślającym epickość zmagań pomiędzy krzyżowcami a ich muzułmańskimi adwersarzami. Biorąc pod uwagę egzotykę miejsca akcji intensywna, nasłoneczniona kolorystyka (efekt pracy Jean-Jacquesa Chagnauda) wydaje się dla tej opowieści w pełni adekwatna.
Premierowy tom „Krucjaty” raczej trudno byłoby uznać za tytuł wyjątkowy, wyróżniający się szczególnymi walorami w przyprawiającej o zawrót głowy ofercie rynku frankofońskiego. Nie predestynuje go ku temu zarówno osoba scenarzysty (zdolnego rzemieślnika i nic ponad to), jak również warsztatowo zachowawczego rysownika. Niniejszy album to najprościej rzecz ujmując produkt rozrywkowy jaki w krainach uczciwie wynagradzanych ludzi rodziny zwykły fundować sobie – obok m.in. bułek, serów i leguminy - podczas wizyt w supermarketach - jako jeszcze jeden element poobiedniej sjesty. Bez zadęcia oraz dopatrywania się jakości, której z definicji nie miało w nim być. Stąd dla czytelników tolerujących rzetelnie zrealizowane produkcje głównonurtowe czas spędzony na lekturze „Krucjaty” nie będzie czasem straconym. Nawet jeśli ów tytuł miał niefart debiutować w cieniu „Wież Bois-Maury”.
[1] Np. omyłkowo potraktowano tzw. wyprawę ludową Piotra Eremity i Waltera Bez Mienia jako Pierwszą Krucjatę.
[2] Anonima Dzieje Pierwszej Krucjaty albo Czyny Franków i pielgrzymów jerozolimskich, przełożył, wstępem i objaśnieniami opatrzył Karol Estreicher, Kraków 1984
- Przeczytaj także drugą recenzję "Krucjaty": "Simoun Dja"
Tytuł: "Krucjata" tom 1: "Simoun Dja"
- Scenariusz: Jean Dufaux
- Rysunek: Philippe Xavier
- Kolor: Jean-Jacques Chagnaud
- Tłumaczenie: Grzegorz Przewłocki
- Data publikacji: 30.07.2013 r.
- Wydawca: Wydawnictwo Komiksowe
- Format: 210x285 mm
- Oprawa: miękka
- Druk: kolor
- Liczba stron: 56
- Cena: 37 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus