„Egzorcysta papieża” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 12-04-2023 21:58 ()


Filmy traktujące o egzorcyzmach wyrastają w kinie jak grzyby po deszczu. Nośna tematyka, która może przysporzyć niewielki dreszcz emocji tudzież sprawić, że widz podskoczy na fotelu raz czy dwa. Z dwojga złego, czyli kolejnego boogeymana wyskakującego z szafy w takt przewidywalnych jump scare’ów lub sędziwego księdza dokonującego rytuału wypędzenia demona – wolę ten drugi wytwór przeznaczony dla masowego widza. Zazwyczaj historie o opętanych mają mniej fabularnej waty, sprawniej nakreśloną historię, a niekiedy też opierają się na faktach.

W przypadku Egzorcysty papieża mamy do czynienia z postacią, która przez lata dokonywała egzorcyzmów pod czujnym okiem Watykanu. A jest nią ojciec Gabriele Amorth autor licznych publikacji, z których dwie zainspirowały twórców niniejszej produkcji. Trzeba jednak solennie przestrzec potencjalnych widzów, że nie jest to film o egzorcyzmach, jakie na co dzień trafiają na ekrany kin. Wszystkie prawidła produkcji grozy podszytej wątkiem opętania zazwyczaj sprowadzają się do karkołomnych prób egzorcyzmowania ofiary, prowadzenia swoistej gry z piekielnym bytem, a przy okazji nakreślania niezłomnego charakteru egzorcysty. W przypadku obrazu Juliusa Avery’ego (Operacja Overlord) doszedł całkiem nowy czynnik. A jest nim aktor z najwyższej półki, który pozwolił sobie na swobodną interpretację postaci Gabriela Amortha. To udział Russella Crowe’a podnosi ocenę tego filmu o jeden, jeśli nie więcej poziomów wyżej. Aktor całkowicie zdominował produkcję, narzucił swój styl pozostałym aktorom, wprowadził też sporo humoru, którego w filmach o opętaniu ze świecą szukać.

Fabuła obrazu nie należy do wyszukanych. Sprowadza się do wiernej służby oddanego egzorcysty, który dostaje od swojego zwierzchnika trudne zadanie. Demaskując nieraz różnego rodzaju zaburzenia i choroby psychiczne, tym razem Amorth udaje się do Hiszpanii, by przyjrzeć się bliżej przypadkowi młodego Amerykanina, którego rodzina właśnie odziedziczyła starą posiadłość. Do tego dochodzi trauma po stracie ukochanej osoby i raczej niechętna przeprowadzka na drugi kontynent. To wszystko sprawia, że chłopiec staje się podatny na ataki demona. Gdy ten ma już ofiarę w swoich objęciach, rozpoczyna się walka z czasem. Ojciec Amorth nie stawiał jeszcze czoła tak potężnemu demonowi, za którego emanacją stoi dość wiekowa tajemnica. Wstydliwa karta z historii Kościoła. 

Egzorcysta papieża utkany jest z wyświechtanych schematów, a nawet tak mocno skostniałych wątków – szczególnie elementy rozgrywające się na terenie Watykanu, że czasem trudno zrozumieć, czemu scenarzyści (Evan Spiliotopoulos odpowiada za m.in. Sanktuarium) brną w mało praktyczne sceny, powtarzając stare błędy. Nie pomaga przy tym dalsza obsada filmu, bo poza nielicznymi wyjątkami, postaci poboczne dość topornie wpisują się w koloryt i ponadprzeciętne umiejętności Russella Crowe’a. Nie ma to jednak wielkiego znaczenia, bo jeśli tylko gwiazdor Gladiatora staje w szranki z pradawnym złem, mamy zagwarantowane coś więcej niż tylko dreszczyk emocji. Nie dziwi zatem też próba nadania postaci Amortha nieco żartobliwego charakteru, aby nie sprowadzić naczelnego egzorcysty papieża do kolejnej sztampowej roli napisanej na podstawie odwiecznych schematów. Rzecz jasna dzieło Avery’ego nie może się równać z kultowym Egzorcystą, ale na pewno stanowi inne spojrzenie na walkę człowieka wiary ze złem. W Egzorcyście papieża sprawdza się ten patent o tyle, że ma całkiem niezły szkielet fabularny oparty na niesławnej hiszpańskiej inkwizycji. Przyznać trzeba szczerze, że podbudowa historyczna trzyma atencję widza i aż chciałoby się zapomnieć o koszmarnych scenach w Watykanie z niepasującym całkowicie do roli papieża (z przebiegu akcji wynika, że mamy tu do czynienia z „naszym papieżem”) Franco Nero, który wypada karykaturalnie i w żadnym stopniu nie przypomina głowy Kościoła. Znacznie lepiej prezentuje się wspomagający Amortha ojciec Esquibel, żółtodziób, grzesznik i trochę panikarz, który w trakcie egzorcyzmów odnajduje tak potrzebą wiarę. Relacja pokroju mistrz i uczeń między księżmi to najlepsze, co mogło się temu filmowi przytrafić.

Egzorcysta papieża stara się zaskoczyć widza w inny sposób niż dotychczasowe filmy o opętanych i czyni to z powodzeniem. Nie ustrzega się błędów podobnych produkcji, czasem idzie na łatwiznę lub nieoczekiwanie przytrafia mu się jakaś nielogiczność. Niemniej mając przed oczyma ogół obrazu wraz z pokazem gry aktorskiej Russella Crowe’a, nie sposób ocenić go inaczej niż pozytywnie. Na niedoróbki i błahostki należy przymknąć oko i delektować się wszechstronnym talentem aktora, który ponoć nie lubi występować w horrorach, a tutaj daje popis jak za najlepszych swoich lat. To film Russella Crowe’a i jego interpretacja papieskiego egzorcysty. Kreacja ze wszech miar udana, błyskotliwa i zapadająca w pamięć. Właśnie dla niej i kilku scen grozy warto ten film obejrzeć. Z pewnością nie zawiedzie on oczekiwań miłośników kina z dreszczykiem.

Ocena: 6/10

Tytuł: Egzorcysta papieża

Reżyseria: Julius Avery

Scenariusz: Michael Petroni, Evan Spiliotopoulos

Obsada:

  • Russell Crowe
  • Daniel Zovatto
  • Alex Essoe
  • Franco Nero
  • Peter DeSouza-Feighoney
  • Laurel Marsden
  • Cornell John
  • Ryan O'Grady
  • Bianca Bardoe

Muzyka: Jed Kurzel

Zdjęcia: Khalid Mohtaseb

Montaż: Matt Evans

Scenografia: Claire Levinson-Gendler

Kostiumy: Lorna Marie Mugan

Czas trwania: 103 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus