„Pukając do drzwi” - recenzja
Dodane: 13-02-2023 22:31 ()
U twórcy Szóstego zmysłu ostatnie lata kariery wyglądały jak sinusoida. Dobre produkcje bądź rokujące przeplatały się z tymi nieco słabszymi. Wydawało się, że forma autora po Splicie i Glass będzie tylko rosnąć. Wprawdzie Old zebrał mieszane opinie (mnie się podobał), tak zapowiedź Pukając do drzwi wydawała się na tyle intrygująca, że pozwalała sądzić, że twórca najgorszy okres ma już za sobą.
Czwórka nieznajomych podróżników napotyka w lesie ośmioletnią dziewczynkę, z którą lider grupy, o przerośniętej aparycji Draxa ze Strażników Galaktyki, pragnie się zaprzyjaźnić. Bystre dziewczę na widok posępnych wędrowców nie zamierza jednak czekać z założonymi rękoma i czym prędzej oddala się do swojego domostwa, aby ostrzec rodziców. Tu delikatny wtręt – parę tatusiów. Po chwili czwórka nieznajomych, gdy nie udało się wejść do domu za pomocą dialogu, siłowo dostają się do pomieszczenia i sponiewierają tam obecną parę. Czas nagli, nie ma co zwlekać na konwenanse, tylko wyłożyć od razu kawę na ławę. Otóż przybysze starają się przekonać szczęśliwą rodzinkę, że od niej zależy los świata. Jeśli jeden z nich dobrowolnie się nie poświęci, nadejdzie apokalipsa. I nie chodzi tu o popełnienie rytualnego „se kuku”, ale ktoś z trójki terroryzowanych domowników musi zostać zabity przez innego. Dostarczyciele tej hiobowej wieści nie mogą ingerować w los i samemu ukatrupić kogo popadnie. Mogą natomiast i robią to w dość przekonujący sposób opowiadać o swoich niepokojących wizjach i za pomocą dość radykalnych czynów przekonać parę gejów, że to nie żarcik, a poważna sprawa. W tym momencie rozpoczyna się batalia o przekonanie niedowiarków w celu uratowania ludzkości.
Pomysł nowego filmu Shyamalana nie jest skomplikowany, a opiera się na grze dwóch grup postaci. Przekonywanych i objawiających straszliwą prawdę. Thriller psychologiczny, w którym nie brakuje emocji, nastroju zaszczucia, przygnębienia, ale też realnej grozy wywołanej nie tyle sytuacją, ile dogłębną wiarą przybyszów w nadchodzącą zagładę. To może wydawać się jak sen szaleńca, majaki obłąkanego pacjenta psychiatryka, ale w tej prawie zbiorowej halucynacji – bo tak postrzegają to na początku bohaterowie, biorą przecież udział cztery osoby. Czy kłamią, czy mówią prawdę, i czego w istocie chcą?
Nie można odmówić Shyamalanowi umiejętności budowania nastroju, niepokoju, grozy wynikającej z pojawienia się nadprzyrodzonej istoty jedynie dzięki potokowi słów. Ten element zwłaszcza przez pokazanie emocji czwórki przybyłych postaci, nie pozwala, aby emocje opadły. Niemniej w tej słownej szermierce i szamotaninie z ofiarami zabrakło typowego dla reżysera twistu. Nawet nie chodzi tu już o głębsze przesłanie, bo w tego typu filmach interpretacji może być wiele, ale o finał, tak bardzo jednoznaczny. W otaczającym nas świecie empatia i poszanowanie bliźniego jest dalekie do standardów, jakie chcielibyśmy, żeby istniały. Więc jeśli ktoś ma w życiu na tyle szczęścia, że ma wszystko, czego oczekiwał, a przede wszystkim szczerą i oddaną miłość rodziny – bez znaczenia jakiej – to dla niego akt poświęcenia będzie największym aktem wiary, że zmiana dokona się, aby pozostali nadal mogli dzielić ze sobą to uczucie.
Jedyne, czego można doszukiwać się w dziele mistrza grozy, to szerszego komentarza współczesnych czasów. Wszystko mieści się w jednym, ostatnim dialogu filmu, wypowiedzianym prawie od niechcenia. Wypowiedzianym w momencie, gdy było włos od tragedii. I oczywiście wszystko to prawda, ale żeby ją ujawnić, nie trzeba się aż tak gimnastykować, jak zrobił to reżyser, w zawoalowany sposób ukrywając znaczenie dni ostatecznych. Wydaje się, że bardziej podobają mi się jego wcześniejsze dokonania pokroju Znaków czy nawet Splitu. Pozostaje czekać na kolejny przebłysk geniuszu, bo na pewno Shyamalana na taki stać. Pukając do drzwi obejrzeć można, ale niekoniecznie trzeba.
Ocena: 5/10
Tytuł: Pukając do drzwi
Reżyseria: M. Night Shyamalan
Scenariusz: M. Night Shyamalan, Steve Desmond, Michael Sherman
Obsada:
- Dave Bautista
- Jonathan Groff
- Ben Aldridge
- Nikki Amuka-Bird
- Rupert Grint
- Abby Quinn
- Kristen Cui
Muzyka: Herdís Stefánsdóttir
Zdjęcia: Jarin Blaschke
Montaż: Noemi Katharina Preiswerk
Scenografia: Jeno Delli Colli
Kostiumy: Caroline Duncan
Czas trwania: 100 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus