„Ocean miłości” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 05-02-2023 18:14 ()


Bardzo podoba mi się konsekwencja, z jaką Mandioca co jakiś czas, wprowadza do swojej oferty komiksy czysto graficzne, pozbawione tekstu. Jest w tym krztyna odwagi i tony zaufania, bo zakłada pracę wyobraźni czytelnika i wiarę, że ten będzie chciał ją podjąć. „Wędrowiec”, „Jedynaczka”, a teraz „Ocean miłości” włoskiego duetu Lupano/Panaccione, udowadnia, że taka inwestycja, przynajmniej w wymiarze artystycznym, się zwraca, bo otrzymujemy w zamian oceany (sic!) różnorodnych wzruszeń.

Jednak zanim wypłyniemy na szerokie wody opowieści, „Ocena miłości” zaczyna się kameralnie i intymnie. Widzimy bretońską chatę na wybrzeżu pogrążoną w ciemnościach. Wstaje świt, Monsieur budzi się ze snu wiedziony zapachami śniadania szykowanego przez postawną żonę w typie dostojnej matrony. Jeden kadr, na którym ta rzuca ukradkowe spojrzenie zza pleców w kierunku posilającego się męża, mówi wszystko o tej relacji. Madame jest wyraźnie zadowolona, że Monsieur jest zaopiekowany, a dni płyną swoim rytmem. Drobny mężczyzna zdaje się całkowicie poddany woli żony, godząc się z ledwo skrywanym poirytowaniem, że znów na drugie śniadanie, które zabierze ze sobą do pracy, dostanie m.in. puszki sardynek w oleju. Gdy jednak dociera do portu, w którym czeka na niego wysłużony kuter Maria (imię żony?), widzimy, że Monsieur budzi respekt wśród kolegów. Jest kapitanem zasadniczym, pewnym swoich gestów i czynów. Połów nie idzie dobrze. Sieci są puste, nie licząc cywilizacyjnego śmiecia, które wysypuje się z nich na pokład kutra. Wszystko ulega zmianie, gdy na kursie Marii pojawia się ogromny trawler Goldfish. Statek-przetwórnia zagarnia w sieci jednostkę Monsieura, unosząc rybaka w nieznane. Gdzieś tam w bretońskim porcie na powrót męża czeka niczego nieświadoma Madame.

Tak się zawiązuje nieprawdopodobna przygoda małżonków, którzy w poszukiwaniu powrotnej drogi do siebie i bezpiecznego domu, zwiedzą kawałek świata, trafiając – chociażby na Kubę zarządzaną przez Castro. Aha, jest też w tej historii mewa. Mewa jest ważna tak samo, jak naleśniki.

„Ocean miłości” to przykład komiksu, który poddany żywiołowi opowieści, udanie miesza intymną historię dwójki przesympatycznych bohaterów z refleksją na temat pogarszającej się kondycji świata. Jest to bardzo czytelny zabieg, bo scenarzysta oparł fabułę komiksu o wyraziste kontrasty, jak ten z samego początku komiksu, gdy Monsieur sprawdza prognozę pogody w radiowych informacjach, a nie poprzez aplikację wbudowaną w smartfon. Nie byłoby przecież tej nieprawdopodobnej, slapstickowej w ujęciu przygody, gdyby nie feralne spotkanie korporacyjnego giganta z bezbronną łódką drobnego przedsiębiorcy. Monsieur, niemalże pod lupą sprawdzający jakość wyłowionych ryb, w pewnym momencie mierzy się z deszczem przemysłowych odpadów wylewających się z trzewi trawlera. To szokujące marnotrawstwo i sam proces pozyskiwania pokarmu w jakimś sensie tłumaczą momentami zabawną, ale w gruncie rzeczy całkiem serio, awersję Monsieura względem puszki sardynek w oleju – symbolizującej wartości świata, które są z gruntu obce rybakowi. Tradycyjnie przyrządzany posiłek żony, wymagający czasu, umiejętności i obecności drugiego człowieka – to zasób wartości, do jakich Monsieur będzie chciał desperacko powrócić. Nie inaczej rzecz ma się z Madame, która w poszukiwaniu męża zmierzy się z fenomenem turystyki zorganizowanej, odbywając podróż na Kubę, między innymi na pokładzie oceanicznego wycieczkowca. Model spędzania wolnego czasu, jaki tam widzi oraz jakość serwowanych potraw wpierw zdumiewają kobietę, by po czasie wzbudzić gniew i sprzeciw. Przygotowywanie domowej roboty naleśników okazują się czynnością o wiele bardziej integrującą wycieczkowiczów niż sztampowy zestaw rozrywek. Równie gnuśni okazują się również Kubańczycy poddani komunistycznemu drylowi. Niby hołdują innej sprawie, ale w stylu życia niewiele różnią się od admiratorów wrogiej ideologii. I tym razem Madame będzie musiała stanąć na wysokości zadania i delikatnie wpłynąć na postrzeganie rzeczywistości przez zarządzających Kubą.

Nie chciałbym jednak być źle zrozumiany i sugerować, że „Ocean miłości” to jakiś polityczny manifest. Nic bardziej mylnego, a jeśli już szukać określenia na dziełko duetu Lupano/Panaccione to określiłbym je mianem apoteozy na cześć prostych wartości. Jest ona przeprowadzona brawurowo i z polotem, wpleciona w nieprawdopodobny ciąg zabawnych zdarzeń (acz niepokojąco prawdopodobnych), które nie mogłyby zaistnieć, gdyby nie miłość i pragnienie przywrócenia ładu przez dwójkę przesympatycznych Bretończyków. W sukurs zwariowanej fabule idą rysunki Grégory Panaccione, warsztatowo bezbłędne, sugestywnie oddające kolorem zarówno potęgę oceanu, jak i przepaloną słońcem Kubę czy zamglone poranki na zielonym, bretońskim wybrzeżu.

„Ocean miłości” to komiks precyzyjnie pomyślany, każdy pojedynczy kadr popycha fabułę do przodu, a historia opowiada się niejako sama. Bez wątpienia jest to obiad składający się z trzech dań przygotowanych z miłości i popity wybornym winem niż puszka sardynek w oleju. Jak zapewniają autorzy na odwrocie komiksu – jego wartość energetyczna jest pełna.

 

Tytuł: Ocean miłości

  • Scenariusz: Wilfrid Lupano
  • Rysunki: Grégory Panaccione
  • Wydawnictwo: Mandioca
  • Data wydania: 07.12.2022 r.
  • Druk: kolor
  • Oprawa: twarda
  • Format: 215x290 mm
  • Stron: 224
  • ISBN: 9788396483539
  • Cena: 125 zł

Dziękujemy wydawnictwu Mandioca za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus