„Świat Mitów”: „Edyp” - recenzja
Dodane: 26-07-2022 21:56 ()
Wśród twórców bujnie rozwijającego się teatru klasycznej Hellady cykl mitów tebańskich cieszył się szczególnie dużym wzięciem. Dość wspomnieć do dziś wzbudzającą ambiwalentne odczucia „Antygonę” Sofoklesa czy „Siedmiu przeciw Tebom” Ajschylosa. Zapewne nieprzypadkowo, jako że dobrze znana ze współczesnych mediów zasada „krew na pierwszej stronie” najwyraźniej obowiązywała także w dobie świetności starożytnych Aten. Utworów tych nie mogło zatem zabraknąć także w inicjatywie twórczej pod wspólnym mianem „Świata Mitów”.
Przekonać się o tym było można już przy okazji wczesnej prezentacji polskiej edycji niniejszej serii, kiedy to w jej ramach zaproponowano właśnie adaptacje „Antygony”. Na tym jednak nie koniec, jako że względnie niedawno ofertę Egmontu uzupełniła opowieść, której dzieje wspomnianej niewiasty stanowiły de facto pochodną. Wraz z pierwszymi stronicami „Edypa” (bo o tym przekazie mitycznym oczywiście mowa) cofamy się o kilkadziesiąt lat względem wydarzeń, które doprowadziły do tragicznego w skutkach sporu między Antygoną a jej wujem Kreonem. Oto bowiem, w obawie przed wypełnieniem się zapowiedzianej przez wyrocznię delficką przepowiedni o zamordowaniu króla Teb przez jego syna (a przy okazji jego ożenku z własną matką), Lajos (tj. rzeczony monarcha) zdecydował się porzucić swoją nowo narodzoną latorośl na pastwę dzikich zwierząt. Jednak za sprawą litości królewskiego sługi, któremu polecono dopilnowania tej decyzji, chłopiec trafił na dwór trapionej brakiem potomstwa monarszej pary Koryntu.
Tam właśnie pod troskliwą opieką Polibosa i Merope (czyli wspomnianego małżeństwa) wyrósł on na krzepkiego, acz znaczonego bliznami na przekłutych w niemowlęctwie kostkach u nóg młodzieńca (stąd właśnie geneza jego imienia: Edyp – „Ten, o Napuchniętych Stopach”). Beztroski żywot następcy tronu dobiegł jednak końca wraz z pogłoskami o jego, ujmując rzecz taktownie, dyskusyjnym pochodzeniu. Stąd targany wątpliwościami Edyp wyruszył do Delf, by podobnie jak lata wcześniej biologiczny ojciec rzeczonego zasięgnąć rady najsłynniejszej wyroczni Hellady. Ku swemu przerażeniu uzyskał odpowiedź identyczną, jak Lajos, choć zinterpretowaną przezeń zgodnie ze swoim ówczesnym stanem wiedzy. Stąd by oszczędzić straszliwego losu zarówno sobie, jak i swoim „rodzicom” w tajemnicy opuszcza Korynt. Tym samym mimowolnie uruchamia ciąg zdarzeń znany z tebańskiego mitu…
Clotilde Bruneau raz jeszcze wykazała, że w przetwarzaniu antycznych tradycji na poetykę współczesnej, komiksowej narracji radzi sobie z dużą wprawą i zrozumieniem dla idei pomysłodawcy tego przedsięwzięcia w osobie Luca Ferry. Rozwój akcji jest klarowny, a zasadnicze przesłanie literackiego/mitycznego pierwowzoru (krucha pozycja człowieka w ramach całokształtu stworzenia) zostało stosownie wyeksponowane. Można zatem śmiało stwierdzić, że wspomnianej autorce z powodzeniem udało się ująć sedno fatalizmu determinującego żywot Hellady ery przedchrześcijańskiej. Korzystnie prezentują się także uczestnicy tej – co tu kryć – tragedii o przekonujących osobowościach. O tyle to nie dziwi, że nie brak tu zawirowań fabularnych generujących ogrom momentami skrajnych wręcz emocji.
Zilustrowanie niniejszej odsłony tej serii przypadło tym razem Didierowi Poli, włoskiemu plastykowi, który na dłużej zagościł w tej inicjatywie twórczej (współtworzył m.in. albumy „Orfeusz i Eurydyka” oraz „Eros i Psyche”). Dla czytelników gustujących w estetyce oferowanej przez poszukujących nowych środków ekspresji autorów komiksu niezależnego reprezentowana przezeń stylistyka wydać się może zbyt zachowawcza, a nawet archaiczna. Trudno jednak odmówić temuż autorowi solidnego warsztatu, co przejawia się umiejętnym kadrowaniem z uwzględnieniem różnorodnych rodzajów perspektywy oraz zachowaniem właściwych proporcji rozrysowywanych ludzi i zwierząt (a przy okazji także mitycznej istoty znanej z antycznych bestiariuszy). Co prawda ów autor niekiedy nie w pełni radzi sobie z mimiką portretowanych przezeń postaci; jednak w większości scen naznaczonych ekspresją jest ona trafnie ujmowana. Trudno ponadto zgłaszać obiekcje wobec rekonstrukcji przejawów kultury materialnej realiów Hellady u progu epoki archaicznej. Notabene brawa także dla autora kompozycji, która posłużyła za ilustracje okładki tego albumu, tj. znanego polskim czytelnikom przede wszystkim z jego udziału w kontynuowaniu „Thorgala” Freda Vignauxa.
Z przyczyn w pełni zrozumiałych opowieść o losach nieszczęsnego Edypa i jego rodziny ustępuje epickością zarówno „Iliadzie”, jak i „Odysei”. Niemniej głębia jej tragizmu nie pozwala przejść wobec niej obojętnie. Tym samym po raz kolejny daje o sobie znać ponadczasowość (by nie rzec, że wręcz archetypiczność) mitycznych tradycji antycznego Śródziemnomorza.
Tytuł: Świat Mitów: Edyp
- Tytuł oryginału: „Oedipe”
- Pomysł i autorstwo (oraz tekst wieńczący album): Luc Ferry
- Scenariusz: Clotilde Bruneau
- Kierownictwo artystyczne: Didier Poli
- Rysunki: Diego Oddi
- Kolory: Ruby
- Ilustracja na okładce: Fred Vignaux
- Tłumaczenie z języka francuskiego: Ernest Kacperski
- Konsultacja merytoryczna: dr hab. Aleksander Wolicki
- Wydawca wersji oryginalnej: Glénat
- Wydawca wersji polskiej: Story House Egmont
- Data publikacji wersji oryginalnej: 30 maja 2018 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 29 czerwca 2022 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 22,5 x 29 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 56
- Cena: 39,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji
Galeria
comments powered by Disqus