„Darth Vader” tom 2: „Prosto w ogień” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 02-01-2022 22:21 ()


Seria „Darth Vader” jest jedną z pierwszych, które w 2015 roku otworzyły nowy kanon gwiezdnowojennych komiksów. I choć była ona znakomita, to dzisiaj – po rozpoczęciu trzeciej serii pod tym samym tytułem i łącznie 55 zeszytach opowiadających o „przygodach” Vadera – czuć już pewne zmęczenie materiału. Nic nie pokazuje tego tak dobitnie, jak „Prosto w ogień”, drugi tom wspomnianego już trzeciego cyklu „Darth Vader”. Rozumiem ogólne założenie i potrzebę ukazania historii Mrocznego Lorda po „Imperium kontratakuje”, ale już poprzednia część („Mroczne serce Sithów”) nie prezentowała sobą zbyt wysokiego poziomu. Był to niestety jedynie zwiastun tego, co możemy przeczytać i obejrzeć tu.

Od samiutkiego początku „Darth Vader” szedł w pewne udziwnienia rodem z wczesnych lat starego Expanded Universe. Przypomnijcie sobie choćby doktora Cylo i zgraję „potencjalnych zamienników” naszego kluczowego złoczyńcy, że o „Twierdzy Vadera” nie wspomnę. W „Prosto w ogień” także ich nie brakuje – co może nie byłoby takim problemem, gdyby scenariusz nie opierał się na psychodelicznych scenach, w których postacie mówią pseudofilozoficznym bełkotem, a komentarza do nich nie zapewniał pewien niezwykle irytujący typ. Mowa tu o Ochim z Bestoonu, który spełnia tę samą rolę, co ZED-6-7 w „Mrocznym sercu Sithów”, czyli częściowo „comic reliefa”, a częściowo komentatora poczynań Vadera. Wspominałem wówczas w recenzji, że jest to koszmarnie skonstruowana i zupełnie niepotrzebna postać, i to samo należy powiedzieć o Ochim. Jest to kolejny przykład tego, jak scenarzysta idzie w łopatologię tłumaczenia nam, co robi Vader, zamiast skorzystać z ciekawszych i mniej irytujących środków artystycznych, by osiągnąć ten sam efekt.

„Prosto w ogień” nie jest cały złe, ma bowiem jedno z najlepszych otwarć w historii komiksów Star Wars. Chodzi o to, jak Darth Vader zostaje potraktowany przez Imperatora za jego klęskę na Bespinie i niesubordynację niedługo później. Niestety, tak jak pierwszy zeszyt wbija w fotel, tak ostatni z kolei powoduje jęk rozpaczy i złapanie się za głowę. Należę do tych osób, którym Epizod IX wybitnie nie podszedł – w odróżnieniu od wszystkich innych wcześniejszych filmów z odległej galaktyki, włącznie nawet z „Mrocznym widmem” i „Atakiem klonów”. Nigdy nie poczułem takiego zażenowania, jak podczas oglądania sceny, gdzie Kylo wyjawia Rey, że jest wnuczką Palpatine’a.

Dlaczego o tym wspominam? Bo to samo poczułem, czytając ostatnie strony tego komiksu, a ma to silny związek właśnie ze „Skywalker. Odrodzenie”. Scenarzysta „Prosto w ogień” postanowił „poprawić” wątpliwej jakości dzieło J.J. Abramsa i tak doszczętnie zniszczyć sens „Powrotu Jedi”, by nie dało się go już niczym odratować. Będzie to mały spoiler, wybaczcie, ale okazuje się, że te wszystkie niszczyciele gwiezdne typu Xyston z działami zdolnymi niszczyć planety, które oglądamy w Epizodzie IX... są już niemal gotowe do akcji niedługo po „Imperium kontratakuje”! Nie ma to, jak jeszcze dobitniej pokazać, że druga Gwiazda Śmierci nie miała najmniejszego sensu. Ech.

Poświęciłem niemal całe dwa akapity na scenkę, która zajmuje może ze dwie strony, i film, który nie powinien mieć nic wspólnego z komiksem, i pewnie zastanawiacie się czemu. To tylko jeden, acz najbardziej kolący oko, z wielu przykładów tego, co „Prosto w ogniu” nam serwuje. Komiks ma nam za zadanie wyjaśnić, jak to się stało, że Palpatine ponownie „ujarzmił” (biorę to w cudzysłów, bo doskonale wiemy, że wcale mu się to nie udało) Vadera po tym, co ten doświadczył na Bespinie, a potem Naboo i Polis Massa. Robi to w niezdarny sposób, posługując się wątpliwej jakości środkami artystycznymi, które jedynie obrazują potworną niechlujność scenarzysty w poruszaniu się po uniwersum Star Wars. 

Rzadko to mówię, bo jestem zdania, że każdy powinien sobie wyrabiać opinię samemu, ale zdecydowanie nie polecam ani „Prosto w ogień”, ani też całej trzeciej serii „Darth Vader”. Nie dlatego, że jest zbędna – bo mimo wszystko ostatni rok życia Mrocznego Lorda zasługuje na głębsze spojrzenie – tylko dlatego, że jest tak nieumiejętnie wykonana, bez jakiejkolwiek finezji i pomyślunku, i – co gorsza – nie wnosi nic w nasze zrozumienie postaci Vadera czy ogólnie uniwersum. Więcej, pod pewnym względami jedynie wprowadza większe zamieszanie, jak z tymi niszczycielami gwiezdnymi. Rysunkowo to być może całkiem niezła seria, ale wszystko to marnuje się na dzieło, po które zwyczajnie nie warto sięgać.

 

Tytuł: Darth Vader tom 2: Prosto w ogień

  • Scenariusz: Greg Pak
  • Rysunki: Raffaele Lenco
  • Przekład: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 24.11.2021 r.
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Objętość: 136 stron
  • Format: 167x255
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • ISBN: 978-83-281-4972-4
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus