„Star Wars Komiks” 4/2020: „Twierdza Vader” - recenzja
Dodane: 27-11-2020 21:42 ()
Od momentu, gdy Marvel zaczął wydawać nowe komiksy Star Wars, minęło już prawie sześć lat – w tym czasie powstała nie jedna, nie dwie, a aż trzy serie komiksowe z Darthem Vaderem w roli głównej. Żeby sytuację jeszcze bardziej zagmatwać, pierwsza i trzecia noszą tę samą nazwę, „Star Wars: Darth Vader”, dodatkowo pierwsza dotyczy losów tytułowego złoczyńcy po Epizodzie IV, druga po Epizodzie III, a trzecia po... Epizodzie V. Można się pogubić? I to jak! Nie rozpisywałbym się tak bardzo o tym, gdyby nie fakt, że w Polsce właśnie doczekaliśmy się ostatniego tomu drugiej z rzeczonych serii, tomu pt. „Twierdza Vader”, a trzecia z serii zacznie się ukazywać za około pół roku. Czy jest to finał tak godzien uwagi, jak sądziłem w recenzji poprzedniej części, „Płonących wód”? Zdecydowanie, choć niekoniecznie z najlepszych względów.
Większość fabuł wcześniejszych tomów cyklu sprowadza się do tego, że Darth Vader rozprawia się z jakimś nietypowym Jedi, a w tle pojawiają się Imperialni Inkwizytorzy. O ile zarówno Inkwizytorzy, jak i Jedi ponownie zaliczają gościnny występ (interesujący, ale bez większego związku z głównym wątkiem), o tyle Jedi szybko znika ze sceny, by ustąpić miejsca komuś innemu – i to nie byle komu, bo jednemu ze starożytnych lordów Sithów. Zgadza się także niecodzienność, by nie rzec dziwactwo rzeczonego władcy Mocy, które w tym wypadku przejawia się poprzez sztukę i przede wszystkim architekturę. W tym tomie bowiem, jak wskazuje jego tytuł, chodzi o budowę twierdzy Vadera na Mustafarze, którą mogliśmy zobaczyć choćby w „Łotrze 1”. I wątek ten robi niesamowite wrażenie, mimo że jest skonstruowany w nieco zbyt baśniowo-fantastyczny sposób. O czym za chwilę.
Komiks w momencie swojej premiery, mniej więcej dwa lata temu, wywołał drobne poruszenie potwierdzając pewną fanowską teorię dotyczącą „niepokalanego poczęcia” Anakina. Jest to jednak tylko fragment dłuższej, finalnej sceny, w której Darth Vader raz na zawsze (przynajmniej do czasu poznania swojego syna) rozprawia się ze swoją przeszłością – przypominam, że seria zaczęła się od tego temat – ale oczywiście nie zaspoileruję, w jaki sposób. Dość rzec, że wielce oryginalny i na tyle niejednoznaczny, że niewchodzący w swoistą metafizyczną kiczowatość. Tak po prawdzie można w ten sposób powiedzieć o całym komiksie, bo kroczy on dość nietypową ścieżką, począwszy od ciężkiego klimatu Mustafar, przez pokrętną postać Dartha Momina, wspomnianego Sitha, po ostatni kadr.
Są w „Twierdzy Vadera” momenty, gdy scenarzysta za bardzo odchyla się w stronę fantasy i gdzieś w tym ginie charakter uniwersum Star Wars. W odległej galaktyce zawsze odczuwało się pewne magiczno-erpegowe elementy, jak chociażby artefakty Mocy wpływające na bohaterów, ale chyba nigdy nie było ich aż tyle i nie czuło się pewnego przesytu nimi. Mamy Dartha Momina, którego maska przejmuje kontrolę nad ciałami innych istot, władających umagicznioną formą Mocy prymitywnych tubylców, wreszcie tytułowego Mrocznego Lorda w roli czarnoksiężnika broniącego swojej złowrogiej wieży. Także proces budowy twierdzy i rola, jaką w tym odrywa Imperium, sprawia wrażenie wyjętego z innej, bardziej odrealnionej rzeczywistości. Coś mi w tym strasznie zgrzyta, mimo świetnej historii i jej względnej świeżości.
Komiks wiele by zyskał za sprawą lepszego rysownika. Choć Giuseppe Camuncoli zdaje się coraz bardziej wyrabiać w gwiezdnowojennym uniwersum – jego Darth Vader jest znacznie lepiej odwzorowany niż w pierwszym tomie – to daleko mu do poziomu pierwszoligowych marvelowskich artystów, którzy z pewnością uczyniliby z „Twierdzy Vadera” istną perełkę. Plusem umiejscowienia akcji na Mustafarze jest jednak to, że nie musimy oglądać zbyt wielu ludzkich twarzy, którzy chwilami wywołują ciarki na plecach (i nie z tych powodów, dla których powinny), ani nie zastanawiamy się, czemu na kadrach jest nieco pustawo. Znowu to powtórzę: to są poprawne rysunki, ale nic poza tym.
Liczący aż siedem zeszytów finał „Dartha Vadera: Mrocznego Lorda Sithów” jest bez dwóch zdań niezwykły. Nie przypomina innych komiksów, jest na wskroś przesiąknięty mrokiem i odbija od stricte gwiezdnowojennych klimatów – i niekoniecznie jest to wada. Osobiście uważam, że to odbicie było zbyt duże, ale nie zdziwiłbym się, gdybym nie znajdował się w większości. Na pewno jest to dzieło niejednoznaczne, którego nie poleciłbym jedynie nielicznym fanom Star Wars, i którego główną wadą jest strona wizualna. Czy skończona seria jest godna uwagi jako całość? Jak najbardziej!
Tytuł: „Star Wars Komiks” 4/2020: „Twierdza Vader”
- Scenariusz: Charles Soule
- Rysunek: Giuseppe Camuncoli
- Wydawnictwo: Egmont
- Data premiery: 27.10.2020 r.
- Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
- Liczba stron: 160
- Format: 170x260 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Cena: 19,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus