„Darth Vader” tom 1: „Mroczne serce Sithów” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 09-05-2021 16:58 ()


Za nami już dwie marvelowskie serie komiksowe „Darth Vader”. Pierwsza rozgrywała się tuż po wydarzeniach z „Nowej nadziei”, druga po (a nawet jeszcze w trakcie) „Zemsty Sithów”, a obie liczyły sobie równo 25 zeszytów i nieprędko, bo nieprędko, ale zostały w końcu wydane w Polsce. Trzecia seria za to rozpoczyna się – podobnie jak trzy inne wydane w tym samym czasie, restart „Star Wars” i „Doctor Aphry”, a także nowe „Bounty Hunters” – tuż po „Imperium kontratakuje”. Z naszej perspektywy najważniejsze jest jednak to, że pierwszy tom tej trzeciej serii ukazuje się raptem pół roku po amerykańskiej premierze – czyli znacznie szybciej niż cokolwiek innego, co było do tej pory wydane w Polsce, przynajmniej w kontekście nowego kanonu. Narzekałem na spore opóźnienia, ale teraz nie pozostaje mi powiedzieć nic innego, jak: brawo, Egmont, i oby tak dalej!

Jak zdążyłem zauważyć, „Mroczne serce Sithów”, bo tak zwie się nowe otwarcie „Dartha Vadera”, jest przez innych polskich recenzentów oceniane dość wysoko. Strasznie się to gryzie z moim pierwotnym wrażeniem sprzed pół roku, po lekturze oryginalnego wydania, kiedy uznałem je za największe komiksowe rozczarowanie nowego kanonu. Zwykle nie piszę swoich recenzji tak późno ani też nie patrzę na opinie innych recenzentów, ale tym razem doszło do obu tych rzeczy – pierwsze z powodu życiowej sytuacji, drugie ze zwykłej ciekawości, czy inni myślą jak ja. Ewidentnie nie, tym bardziej że po drugiej lekturze, teraz już polskiego wydania, zdania wcale nie zmieniłem.

Pierwszy tom trzeciej serii jedno robi znakomicie, i z tym pełna zgoda. Konfrontacja Dartha Vadera z przeszłością i ze śmiercią Padmé, cały proces składania tej historii w całość, to jest wspaniała i dość emocjonująca rzecz. W Vaderze ożywają wszystkie wspomnienia, te dobre i te złe, a wycieczka po lokacjach z „Ataku klonów” i „Zemsty Sithów” chwyta za serce nie tylko ze względu na swój fabularny aspekt, ale też z czysto fanowskiej frajdy oglądania wszystkich tych miejsc dwadzieścia parę lat później – ot, dostajemy brakujący element układanki, jaką jest historia Wybrańca, Padmé i jej służek znanych z dwóch pierwszych części trylogii prequeli.

Niestety, cała reszta nie ma już sensu, bo dzieje się – i to jest mój podstawowy problem z tym komiksem – po Epizodzie V. Vader robi sobie tę iście fanserwisową wycieczkę po prequelach z chęci dowiedzenia się, kto ukrył przed nim Luke’a – ale czemu nie zrobił tego po tym, jak dowiedział się, kim jest Luke, jakieś dwa lata wcześniej? Vader przed Hoth niby przeszukiwał całą galaktykę, by znaleźć Luke’a, ale nie wpadł na to, by udać się do źródła i dowiedzieć, co się naprawdę stało z synem? Nie kupuję tego. Tak samo, jak faktu istnienia Amidalan i ich kompletnej bezczynności przez ponad dwie dekady.

Przyznam, że od strony fanserwisowej fajnie jest zobaczyć jeszcze raz Sabé czy Rabé, zwłaszcza po lekturze dwóch książek E. K. Johnston, ale to jest spóźnione o dobrych kilkanaście lat. Poziom naiwności i momentami zwyczajnej głupoty Amidalan powala, a już wyjątkowym absurdem jest to, że Sabé nie wiedziała nawet, kim jest Vader. Grupa, która zaprzysięgła dopaść zabójcę Padmé wygląda na wybitnie nieporadną, choć ostatnie kadry sugerowałyby, że jest nieźle wyposażona... Może to by tak nie bolało, gdyby większość fabuły komiksu nie była pchana właśnie przez działania Sabé i spółki. A jak już jestem przy popychaniu fabuły, to dzięki „Mrocznemu sercu Sithów” dostaliśmy najbardziej irytującego droida w historii Star Wars, postać, która jest kompletnie zbędna i pisana na siłę, a przy tym niestety bardzo nieudolnie próbuje wprowadzać do tej historii humor. Wszystko, co robi ZED-6-7, można było osiągnąć, korzystając z innych środków artystycznych.

Należę do ludzi, którzy generalnie cieszą się z tego, że komuś podoba się coś, co im się nie podoba – a taki jest właśnie przypadek „Mrocznego serca Sithów”. Świetny wątek powrotu do przeszłości strasznie psuje wszystko inne, może z wyjątkiem niezłych rysunków. Twórcy przesadzili z fanserwisem, że wyszli poza wspomnienia i zwiedzanie prequelowych lokacji (że tak to ujmę) i włączyli do akcji pojawiających się znikąd i w złym czasie Amidalan, przy okazji marnując cały potencjał, jaki ze sobą noszą postacie z Naboo. Chaotyczne prowadzenie tejże akcji i koszmarny ZED-6-7 też nie sprawiają, że mam ochotę do tego komiksu wracać. Pozostaje mi tylko żywić nadzieję, że kolejne tomy, zapewne wydawane w Polsce równie szybko, jak nie szybciej, będą lepsze.

 

Tytuł: Darth Vader tom 1: Mroczne serce Sithów

  • Scenariusz: Greg Pak
  • Rysunki: Raffaele Ienco
  • Przekład: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji:
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Objętość: 128 stron
  • Format: 167x255
  • Papier: kreda:
  • Druk: kolor
  • ISBN: 978-83-281-4969-4
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus