„Potwór” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 01-12-2020 23:59 ()


Z końcem października Egmont przypomniał polskim czytelnikom „Tetralogię potwora”, serię komiksową europejskiego klasyka Enki Bilala. Cztery tomy tejże, poczynając od „Snu potwora” poprzez „32 grudnia”, „Spotkanie w Paryżu” i „Czwórkę?”, ukazywały się w Polsce w latach 2002-2008 z niewielkim poślizgiem względem pierwowzorów francuskich, co dowodzi, jak wielką renomą cieszyła (cieszy?) się w Polsce twórczość Bilala. Wznowienie będące jednotomowym albumem Egmont wypuścił w serii „Mistrzowie komiksu” i opatrzył je tytułem „Potwór”.

Pisałem o tym rok temu przy okazji albumowego wznowienia „Trylogii Nikopola”, więc jedynie w skrócie powtórzę, że jak zwykle w przypadku wznowień, zwłaszcza dzieł autorów tak osobnych, jak Enki Bilal, trudno uciec od pytań, które rodzi taka decyzja, zwłaszcza od pytania o odbiorcę i bieżące perspektywy recepcji komiksu sprzed niemal dwudziestu laty. Czy docelowym odbiorcą „Potwora” będzie sentymentalny, posunięty w latach fan komiksów, dla którego kontakt z twórczością Bilala był ważnym, pokoleniowym doświadczeniem? Czy czytelnik dużo młodszy, pozbawiony doświadczenia historycznego kontekstu – tak bardzo determinującego język wizualny i treści niemal wszystkich dzieł francusko-czesko-bośniackiego artysty ma szansę doświadczyć emocji równie intensywnych, jak ci, którzy dzielili obsesje Bilala, pamiętając życie w demoludach i śledzili koszmar wojny bałkańskiej na ekranach telewizorów?

Próbując zdobyć się na ekwilibrystyczny wysiłek pogodzenia perspektywy przeszłej i obecnej, muszę uczciwie napisać, że nie warto zaczynać przygody z komiksami twórcy „Falang czarnego porządku” od omawianego albumu. Wynika to z faktu, że poszczególne tomy „Tetralogii…” tworzył artysta dojrzały, o wypracowanym plastycznym języku, mocno przywiązany do arsenału powracających motywów, ujęć i obrazów. Enki Bilal na wysokości „Tetralogii potwora” jawi się artystą bardzo ekspresyjnym, wolnym od technicznych ograniczeń – jeśli ma ochotę na rysunek bardzo szczegółowy, taki nam daje, jeśli potrzebuje oddać atmosferę konkretnej sceny pośpiesznym szkicem ołówka – robi to tym bardziej, jeśli dana sekwencja zostaje oddana poprzez drastyczną redukcję koloru – Bilal z koloru rezygnuje, by znowuż w innych miejscach agresywnie atakować zmysły czytelnika barwą. Potrafię sobie wyobrazić, że pierwszy kontakt z tak swobodnym operowaniem środkami plastycznego wyrazu może być doświadczeniem rodzącym poznawczy chaos. A przecież satysfakcja płynąca z możliwości śledzenia ewolucji artystycznej Bilala jest jednym z cenniejszych doświadczeń, które oferuje komiksowe medium. Dlatego warto zacząć przygodę z uniwersum imaginacji Bilala od komiksów formalnie bardziej zdyscyplinowanych, chociażby od wspomnianej „Trylogii Nikopola”, której ostatni tom zapowiada styl, jakim będzie artysta operował podczas prac nad „Tetralogią potwora”.

Jednak to i tak mniejszy problem. Dużo wyższym „progiem wejścia” w dystopiczny świat omawianego cyklu jest fabuła. Teoretycznie spina ją dość wyraźna klamra, którą stanowi prezentacja losów trzech sierot wojny bałkańskiej, ale jak to u Bilala bywa – punkt wyjścia jest tylko zaproszeniem do odbycia podróży w odległe, zaskakujące krainy. „Tetralogia potwora” to wybitny przykład dzieła, które dojrzewało wraz z autorem, żywo rezonując z tym, co się dzieje na świecie. Wystarczy wspomnieć, że pierwszy tom serii „Sen potwora” powstał na przełomie wieków, tuż przed atakami na WTC. Jego treść i wymowa, mająca być w założeniu reakcją na zagrożenia płynące ze strony ugrupowań terrorystycznych ufundowanych na religijnym fundamentalizmie (w komiksie reprezentowana przez organizację Obscurantis Order), w kontekście wydarzeń z września 2001 roku nabrała niepokojącego konkretu i na tyle przeraziła Bilala, że ten postanowił w tomach kolejnych pchnąć fabułę na zupełnie inne tory. Oczywiście, z punktu widzenia konstrukcji cyklu jest to spora wada, ale ci, którzy znają twórczość Bilala, wiedzą, że mniejsze lub większe wolty fabularne to niejako znak rozpoznawczy artysty, więc akurat oni w tym fabularnym galimatiasie powinni jakoś się odnaleźć. Co innego czytelnicy nowi.

Oczywiście, nie jest też tak, że Bilal w „Tetralogii potwora” dopuszcza się jakichś poważniejszych uchybień względem własnych obsesji. Nienaruszalnym fundamentem większości jego artystycznych kreacji jest egzystencjalne doświadczenie wojny (konkretniej: wojny bałkańskiej) i wszystkiego, co to zdarzenie wydobywa na światło dzienne, czyli konfliktów na tle etnicznej i religijnej przynależności. Na to nakłada się problematyka wszechobecnych w komiksach Bilala systemów totalitarnych, które z jednej strony pełnią funkcję opresyjnych regulatorów rzeczywistości, z drugiej – trzymają w ryzach inne, toksyczne „izmy”. Świadomy tych niezbędnych składowych czytelnik, o wiele swobodniej będzie w stanie poruszać się w gąszczu fabularnym „Potwora”. I znów – czytelnik nowy, pozbawiony tej wiedzy, może „Potworowi” ulec.

Wracając po latach do komiksu, muszę stwierdzić, że nieodmiennie duże wrażenie robi na mnie metodologia i dyscyplina pracy francuskiego rysownika. To, w jaki sposób Enki Bilal konstruuje i uwiarygadnia swoje dystopiczne światy, jest godne podziwu. W „Tetralogii potwora” już na poziomie konstrukcji bohatera mamy do czynienia z przemyślanym procesem kreacji. Nike Hatzfeld, obdarzony fenomenalną pamięcią narrator opowieści, to jedna z trzech sierot, która jest sierotą nawet w języku: jego imię to nazwa sportowego koncernu, a nazwisko to przywłaszczone nazwisko francuskiego reportera wojennego Jeana Hatzfelda. Pytanie o tożsamość narodową bohaterów, pytanie będące jednym z głównych lejtmotywów „Tetralogii potwora”: „kim jesteś? Serbem? Chorwatem? Muzułmaninem?”, to fundament tej opowieści. Również główny antagonista cyklu, niejednoznaczny, ewoluujący w postawach światopoglądowych Optus Warhole jest figurą przynależną pamięci wczesnego dzieciństwa Nike’a, będąc kolejnym, zgrabnym konstruktem Bilala. Leżąc na szpitalnym łóżku, Nike patrząc przez dziurę w suficie wybitą pociskiem z moździerza lub wystrzelonego z czołgu (war–hole), widzi nad sobą gwiazdy, szukając w zimnej obojętności kosmosu sensu tego, czego doświadcza, a co jest zapowiedzią przyszłej konfrontacji z Warhole’em. Druga sierota, Leyla Mirkovic-Zohary, swoje życiowe powołanie także odnajdzie w tej szpitalnej sytuacji: w dorosłym życiu zostanie astrofizyczką. Wszystko, co ważne w tym cyklu wywiedzione jest z tej pierwszej sytuacji, rozpoznania świata przez Nike’a. Muchy latające wokół dziecięcych sierot i rannych, pokrywają też zwłoki, co stanowi symbol rozkładu, ale też i nowego życia rodzącego się w łonie śmierci. Mechaniczne roje much na późniejszych etapach opowieść i życia bohaterów, to także technologiczne narzędzie sprawowania kontroli nad światem przez Warhole’a.

Innym charakterystycznym aspektem komiksów Enki Bilala, który jest intensywnie obecny w „Tetralogii potwora” i bardzo uwiarygadnia rzeczywistość przedstawioną, są wszechobecne, wplecione w fabułę komunikaty medialne, dokumenty fikcyjnych służb, strony gazet, a nawet słownik pojęć używanych w komiksie. Nieodmiennie doskonale działa budowany przez Bilala klimat szpiegowskiej paranoi rozmywającej granice tożsamości bohaterów, prawdy i motywacji.

Jak wspomniałem, wraz z końcem prac nad pierwszym tomem serii „Sen potwora” francuski rysownik porzucił koncepcję budowania fabuły wokół wątków związanych z zagrożeniami płynącymi ze strony fundamentalizmu religijnego. Akty terroru z września 2001 roku okazały się wydarzeniem dużo bardziej nierzeczywistym niż fantastyczne scenariusze Bilala. Były w sensie szerszym kryzysem języka nieumiejącego opisać nowy światowy porządek. Świadomość tej niemocy stała się impulsem do pchnięcia fabuły „Tetralogii potwora” na nowe tory. Podpowiedź znowu przyniosła rzeczywistość. Optus Warhole z religijnego fanatyka, chcącego w imię wszechświatowego pokoju wymazać pamięć świata, staje się artystą i kreatorem życia, w którego planie akt wojny jest środkiem artystycznego wyrazu, etapem rozwoju ludzkości. W końcu zbieżność nazwisk Warhole – Warhol zobowiązuje. Jednak nawet odsuwając na bok tę analogię, warto przypomnieć sobie, co o zamachach z 11 września i o tym, co na ich temat mówił Damien Hirst czy Karlheinz Stockhausen, określający je mianem „największego dzieła sztuki wszech czasów”. Nawet jeśli pominąć tak skrajne przykłady światopoglądowego ekscentryzmu, wystarczy uprzytomnić sobie, że akty motywowanej politycznie czy religijnie przemocy rzeczywiście potrafią zawłaszczać terytorium sztuki, chociażby przez sam fakt, iż wielu zbrodniarzy wojennych, np. Radovan Karadžić, było artystami. Maria Janion pisała, powołując się choćby na Dubravkę Ugresic, że czystki etniczne w Bośni przeprowadzane ręką Karadzića realizowały jakiś makabryczny wzorzec przeżywania poezji rytualnej. W „Tetralogii potwora” Warhole dopuszcza się serii spektakularnych aktów artystycznej kreacji, uciekając się również do zbrodni, w międzyczasie duplikując bohaterów i samego siebie. Najbardziej spektakularnym aktem sztuki wojennej zdaje się zjawisko Kompresji Odbitej Śmierci, rozciągająca się nad światem chmura generująca moc konających, z której opad do złudzenia przypomina opad temporalny z gry Hideo Kojimy „Death Stranding”.

Niestety zmiana fabularnych wektorów, pomimo potencjału, który tkwił w tej wolcie, źle posłużyła cyklowi. Od tomu „32 grudnia” poprzez „Spotkanie w Paryżu” Bilal grzęźnie w mnożeniu konceptów, które nie prowadzą do niczego konkretnego, a wywody włożone w usta bohaterów przywodzą na myśl teksty towarzyszące katalogom sztuki współczesnej: zdarza im się mądrymi słowami opowiadać o niczym. Powrót do zasadniczego wątku fabularnego, czyli dopowiedzenia losów trójki sierot następuje na wysokości tomu czwartego, w którym wyraźnie widać próbę pośpiesznego domknięcia zasadniczych wątków fabularnych. Rozpędzony na wcześniejszym etapie artysta ucieka się nawet do znanego z kina zabiegu, gdzie po planszy z napisem „koniec” pojawiają się stopklatki z portretami bohaterów dopowiadające ich losy, niemające szansy wybrzmieć w satysfakcjonujący sposób w głównej opowieści. Bilal w tomie „Czwórka?” odważniej wprowadza jeden ze swoich ulubionych tematów – nieśmiało sygnalizowany w tomach wcześniejszych, czyli ingerencję istot boskich w ludzką historię. O ile jednak na przykład w „Trylogii Nikopola” był to świeży, nowatorski koncept, o tyle w „Tetralogii potwora” temat ten wybrzmiewa niezbyt przekonująco, sytuując się niebezpiecznie blisko koncepcji lansowanych przez Ericha von Dänikena, co trudno uznać za komplement.

Koniec końców, „Tetralogia potwora” to, jak na mój gust, komiks przekombinowany, ale jak zwykle u Bilala frapujący nawet w swoich niedoskonałościach. Jest rzeczą fascynującą, móc obserwować, jak w kolejnych publikacjach Bilal mityzuje konflikt bałkański i specyfikę utraconej ojczyzny, chcąc w nim tym zakątku świata widzieć odwzorowanie wielkiej reguły życia, gdzie nawet nacjonalistyczny ze swojej natury fanatyzm kultury kibicowskiej jest próbą opisu uniwersalnego porządku natury. Ba, w „Tetralogii potwora” Bilal jest w stanie cofnąć się o miliony lat, by tam znaleźć sens tego, co dokonało się w latach 90. ubiegłego wieku na Bałkanach. Dlatego nie powinno nas dziwić, że pocisk wystrzelany w Sarajewie przez sapera zabija ojca Nike'a, ale w zamierzchłej historii świata zabija też kosmiczne bóstwo, którego rozkład daje początek narodzinom cywilizacji człowieka, a dziura po pocisku w suficie szpitala wiąże ze sobą losy trójki sierot i niesie nadzieję dla całej reszty.

 

Tytuł: „Potwór

  • Scenariusz: Enki Bilal
  • Rysunki: Enki Bilal
  • Tłumaczenie: Wojciech Birek
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 25.10.20 r.
  • Objętość: 268 stron
  • Format: 234x312 
  • ISBN: 978-83-281-9893-7
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena: 129,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus