„Trylogia Nikopola” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 02-09-2019 23:48 ()


Wydawnictwo Egmont wznowiło „Trylogię Nikopola” Enki Bilala. Zasygnalizowanie tego faktu w zasadzie wyczerpuje temat, bo dla każdego fana opowieści obrazkowych, zorientowanego w historii komiksu europejskiego, decyzja Egmontu nie powinna być niczym zaskakującym. W końcu mówimy tutaj o pozycji nieomal kanonicznej, a nazwisko Bilala wymienia się w randze klasyków.

Skoro jednak jesteśmy przy tym wznowieniu, warto zastanowić się, czy w 2019 roku dzieło Enki Bilala może jeszcze robić na kimś wrażenie i w jakim stanie „Trylogia Nikopola” przetrwała próbę czasu. Stawiając w ten sposób pytanie, oczywiście mam na myśli rozterki własne, bo nie ukrywam, że twórczość autora „Polowania” kojarzy mi się z określonym momentem historycznym oraz młodością, późnymi latami 80., kiedy popularność artysty w Polsce nabierała na znaczeniu. Wyjątkowy język artystyczny urodzonego w Belgradzie twórcy, posępne wizje totalitaryzmów odmalowywane szaroburymi kolorami znajdowały idealne zrozumienie w tej części świata. Tym samym Bilal był w Polsce twórcą rozpoznawalnym i cenionym.

Zabierając się za ponowną lekturę „Trylogii Nikopola”, byłem więc pełen obaw, jak zwykle, gdy przychodzi nam konfrontować wspomnienia z rzeczywistością. Jak w 2019 roku przedstawiają się przygody kosmicznego rozbitka-dezertera, Alcyda Nikopola, który zawarł pakt z egipskim bogiem Horusem?

Pierwsze zaskoczenie - „Targi Nieśmiertelnych” (1980), czyli tom otwierający trylogię, jest wyjątkowo zabawny. Nigdy wcześniej nie zwracałem uwagi na ten aspekt opowieści, byłem chyba zbyt przejęty sugestywną aurą faszystowskiego Paryża roku 2023. A przecież dynamika kontrastu między apatycznym i zbolałym Nikopolem a pełnym życia egipskim bogiem, który przejmuje kontrolę nad życiem nieszczęśnika, rodzi zabawny dysonans. Horus ma dalekosiężne plany, ma na pieńku z boskimi współtowarzyszami, pragnie przy użyciu Alcyda zaprowadzić własne rządy na Ziemi. Nikopol, dla odmiany, marzy jedynie o tym, by przestała go boleć głowa i by wszyscy dali mu święty spokój. I w sumie nie wiadomo, któremu z nich kibicować bardziej.

Nieodmiennie duże wrażenie robi otwarcie fabularne „Targu Nieśmiertelnych". Przybycie na Ziemię egipskich bóstw, którym skończyło się paliwo w piramidzie-statku, jest prawdopodobnie jednym z najoryginalniejszych otwarć scenariuszowych, z jakim miałem do czynienia. Działa niesamowicie na wyobraźnię. Tym dosłownym wtargnięciem sfery sacrum w przestrzeń profanum, Bilal idealnie rozstawia figury na szachownicy i zarysowuje problematykę Trylogii: totalizm boski (eschatologia), totalizm ludzki (faszyzm, komunizm) oraz jednostka uwikłana w zmagania tych idei. No i pamięć jako bohater, bo Enki Bilal jako dziecko różnych porządków i światów (urodzony w Belgradzie, matka Czeszka, Francja jako wybór) doskonale zdaje sobie sprawę z wielowymiarowości i ciężaru pamięci. Dlatego Alcyd Nikopol (wzorowany na słynnym aktorze Brunonie Ganzu) obarczony jest pamięcią, która ciąży, miesza w głowie i od której ma się ciągłe migreny.

Czytane po latach „Targi Nieśmiertelnych” sprawiają nadal dobre wrażenie. W sensie kompozycyjnym pierwszy tom „Trylogii Nikopola" daje dużo satysfakcji, ponieważ jest zamkniętą, stosunkowo prostą fabularnie opowieścią. Rację mają ci, którzy uważają, że jest to jedyna część trylogii mogąca funkcjonować jako osobny album. Niestety, to co jest zwyczajowo podnoszone jako główny walor tego albumu, czyli sugestywna prezentacja dystopicznego świata, w którym rządzą totalitaryzmy, po latach rozczarowuje. Co prawda w warstwie plastycznej autor „Polowania”, kapitalnie potrafi uchwycić koloryt i smak społeczeństwa trawionego chorobą totalitaryzmu, ale gdy przechodzi do rozważań natury ogólnej, Bilal nie wychodzi poza plakatowe hasła i nie może równać się z tym, jak polityczne tematy rozpisywał w scenariuszach Pierre Christin, scenarzysta „Polowania” czy „Falang Czarnego Porządku".

Na szczęście „Trylogię Nikopola” można porównać do pięknie rozwijającej się improwizacji, która jest jednocześnie przygodą wyobraźni (określenie Bilala zaczerpnięte z wprowadzenia do Trylogii), więc już w kolejnym albumie, czyli „Kobiecie pułapce” (1986), artysta zmienia ton i rezygnuje z elementów humorystycznych, prezentując się jako autor niemal klasycznej opowieści, będącej wypadową czarnego kryminału i horroru w duchu Lovecrafta. Geopolityczne wątki „Targów...” odchodzą w cień, robiąc miejsce bohaterowi pojedynczemu, czyli niebieskowłosej dziennikarce Jill Bioskop. Jej deliryczna opowieść z pogranicza jawy i snu, przepełniona brutalnością i makabrą, wprowadza do „Kobiety pułapki” ciężki klimat paranoi. Czytelnik nie jest w stanie określić jednoznacznie, czy opowieść Jill to efekt majaków, zażywanych przez nią dwukolorowych tabletek czy głębokiej depresji po śmierci ukochanego, tajemniczego Johna. Rację ma Yann Boutang, cytowany na tylnej okładce, gdy stwierdza, że dzieło Bilala ma w sobie coś z mocy prozy Williama Borroughsa. Ja bym tylko dopowiedział, że ta analogia najpełniej realizuje się właśnie w „Kobiecie pułapce". Bawiąc się tropami kulturowymi, od siebie dorzucę tylko, że Enki Bilal, artysta multimedialny, w przyszłości reżyser własnych projektów filmowych, mógł przy budowaniu opowieści o Jill Bioskop równie mocno inspirować się choćby „Wstrętem” Polańskiego.

Dzięki niedopowiedzeniom i otwartej strukturze „Kobieta pułapka” dużo lepiej wytrzymuje próbę czasu niż „Targi Nieśmiertelnych”, chociaż problemy z jej zrozumieniem będą mieli ci, którzy przeoczyli lekturę „Targu Nieśmiertelnych". W 2019 roku druga część trylogii wciąż jest jednak albumem tajemniczym i wieloznacznym. Jest także świadectwem ewolucji artystycznej Bilala. W tym albumie artysta zaczyna coraz śmielej stosować środki stricte malarskie, wprowadza do arsenału technik użytkowych ołówek i pastel, zmiękcza kontury postaci, co przełamuje wrażenie rygoru plastycznego, który jest mocno odczuwalny w „Targu Nieśmiertelnych".

W ostatniej części Trylogii, wydanym w 1992 roku „Zimnym równiku”, po wątkach politycznych, paranoicznych majakach Jill Bioskop, nadszedł czas na surrealistyczną, filmową klamrę opowieści o Nikopolu, bogu Horusie i Jill Bioskop. Akcja komiksu przenosi się z kontynentu europejskiego na afrykański, a głównym bohaterem opowieści zostaje Niko Nikopol, syn Alcyda. Podąża on śladami ojca, próbując zrekonstruować jego życiorys i motywacje, czyli w zasadzie go poznać. Tak jak w przypadku „Kobiety pułapki”, „Zimny równik” wprowadza nowy ton w strukturę Trylogii. Album z 1992 roku jest bardzo poetycki, refleksyjny, na powrót pojawia się w nim humor. Jest też świadectwem coraz większej fascynacji Bilala medium filmowym. Cała opowieść jest zresztą zbudowana na szkielecie fabularnym, którego główną oś stanowi próba realizacji filmu o przygodach Nikopola i Jill przez reżysera Donadoniego. Napisałem wcześniej o tym, że „Zimny równik” jest opowieścią surrealistyczną i chciałbym raz jeszcze podkreślić ten fakt. Bilal bez oporów podąża w tym albumie ścieżką artystyczną, którą swoimi filmami przecierał choćby Fellini. Przygody Niko Nikopola prowadzą go więc przez imaginacyjną Afrykę, gdzie ludzie, bogowie i zwierzęta koegzystują ze sobą na równych prawach, a rzeczywistość jest umowna, jak film albo wiarygodna, jak sen. W „Zimnym równiku” znajdują swoje rozwiązanie kluczowe wątki trylogii, a zaaranżowane na ujęcia filmowe ostatnie kadry komiksu wskazują nowy obszar zainteresowań Bilala, czyli tworzenie opowieści językiem filmu.

W warstwie plastycznej jest to pogłębienie technik, które pojawiły się w „Kobiecie pułapce” - jeszcze więcej ołówka, pasteli, czarno-białych kadrów, fikcyjnych czasopism. Niestety, bez znajomości poprzednich tomów również „Zimny równik” może wydawać się hermetyczny i niezrozumiały. Jako dopełnienie trylogii jest natomiast idealnym zwieńczeniem historii przepełnionej melancholią rozstania.

Reasumując, czy w roku 2019 nadal warto sięgać po opowieści z roku 2023 i późniejszych (żeby pobawić się jednym z wątków „Kobiety zagadki”, czyli wysyłaniem korespondencji prasowych Jill Bioskop w przeszłość)? Oczywiście, że tak. Ja, w każdym razie, bawiłem się świetnie, odkrywając „Trylogię Nikopola” na nowo, weryfikując własną pamięć (ach ta pamięć!) o tym dziele. Na pewno dużą satysfakcję sprawia możliwość śledzenia ewolucji artystycznej, jakiej ulegał warsztat Bilala na przestrzeni lat, w których trakcie powstawały albumy. Jako osiągnięcie czysto wizualne, „Trylogia Nikopola” chyba nie ma szans się zestarzeć, co tylko dowodzi, jak wyjątkowym artystą jest Enki Bilal. Jeśli zaś chodzi o samą opowieść, to tu już jest różnie. Wszystkie trzy części żyją ze sobą w ścisłej symbiozie. Najbardziej znany i autonomiczny tom, czyli „Targi Nieśmiertelnych” zestarzał się najbardziej, a wielkość dwóch pozostałych bez jego znajomości trudno w pełni docenić. Ze swojej strony, gorąco polecam jednak ryzyko związane z tą podróż, bo wedle tego, co tu starałem się opisać, ta przygoda nabiera rozpędu z czasem i im bliżej jest końca, tym większą satysfakcję przynosi. Wznowienie Egmontu wydane jest wzorcowo, z obowiązkowymi dołączonymi luzem dwoma stronami z gazety Libération, w której publikowała swoje reportaże z przyszłości Jill oraz świetnym szkicem pióra Serge'a Lehmana, w którym autor bardzo wnikliwie analizuje na wielu poziomach „Targi Nieśmiertelnych".

 

Tytuł: „Trylogia Nikipola

  • Scenariusz: Enki Bilal
  • Rysunki: Enki Bilal
  • Tłumaczenie: Wojciech Birek
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania:  21.08.19 r.
  • Objętość: 192 stron
  • Format: 215x290 mm
  • ISBN: 978-83-281-4272-5
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena okładkowa: 99,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus