„Perramus” - recenzja
Dodane: 20-10-2020 12:35 ()
Początek tej historii da się zrekonstruować najprościej, bo punkt wyjścia jest klarowny. Bezimienny mężczyzna z dwójką towarzyszy z bliżej niezidentyfikowanego ruchu oporu spędza noc w kryjówce, do której zbliżają się siły porządkowe panującej w kraju dyktatury. Przestraszony mężczyzna ucieka, nie budząc współtowarzyszy, czym wydaje na nich wyrok. Trapiony wyrzutami sumienia trafia do portowej spelunki Alef, gdzie w ramionach kobiety o imieniu Margarita zapomina, kim jest i co zrobił. Kobieta, wśród wielu innych rzeczy, darowuje mężczyźnie płaszcz firmy Perramus, która to nazwa od tego momentu stanie się jego imieniem. Świadomy gest amnezji nie chroni jednak Perramusa przed konsekwencjami haniebnego czynu ani nie chroni (jak płaszcz) przed kaprysami historii, która się o niego upomni. Funkcjonariusze dyktatury werbują Perramusa do pracy przy pozbywaniu się zwłok opozycjonistów, w tym jego zamordowanych towarzyszy. Podczas wykonywania makabrycznego rozkazu Perramus poznaje dwóch podobnych sobie nieszczęśników, którzy od tej pory, poprzez wszystkie cztery księgi komiksu Alberto Brecci i Juana Sasturaina, będą uczestniczyć w wyprawie po utraconą tożsamość Perramusa i Argentyny, która jest nie mniej istotnym bohaterem komiksu.
Alberto Breccia i Juan Sasturain prace nad komiksem „Perramus” rozpoczęli w 1982 roku. W Argentynie dogorywały rządy wojskowej junty, której los przypieczętował przegrany konflikt z Wielką Brytanią o Falklandy-Malwiny. Breccia, pragnąc stworzyć przygodowy komiks przeznaczony na rynki europejskie, pod wpływem Sasturaina dał się namówić na projekt o dużo większych ambicjach, komiks, w którym twórcy rozliczają się z trudną historią Argentyny i leczą traumy czasów krwawej dyktatury wojskowych. Projekt swój wpisali w uniwersalny kontekst kulturowy, fabularne perypetie pozbawionego pamięci Perramusa osadzając w dobrze znanym toposie bohatera próbującego odpokutować grzechy, podążającego ku bezpiecznej przystani straconego domu (Biblia, Odyseja), który dzieli od bohatera piekło politycznych powikłań Ameryki Łacińskiej i grzechy ludzi winnych tej sytuacji (Boska komedia). Wymowę nasączonej literackimi konotacjami fabuły autorzy wzmocnili dodatkowo wprowadzeniem na karty komiksu postaci wybitnego, argentyńskiego pisarza Jorge'a Luisa Borgesa, który staje się przewodnikiem trójki straceńców, wielokrotnie inicjującego przygody, wyjaśniającego zawikłane znaczenia sytuacji i miejsc, które napotykają na swojej drodze Perramus i towarzysze.
A trzeba jasno powiedzieć, że „Perramus” to przygoda zakrojona na wielką skalę, komiks niezmiernie ambitny. Rację ma tłumaczka Iwona Michałowska – Gabrych, pisząc w słowie komentarza do albumu, że czytanie dzieła Brecci i Sasturaina w oderwaniu od znajomości realiów Argentyny, to jak nauka historii Polski przez cudzoziemca niewiedzącego nic o naszej tradycji, kulturze, mentalności, jedynie na podstawie filmów Stanisława Barei. Dlatego niezmiernie ważne jest, by zacząć lekturę „Perramusa” od tekstów dołączonych do polskiego wydania, które, co należy podkreślić, Non Stop Comics przygotowało z niezmierną pieczołowitością. Wiele tropów interpretacyjnych i kontekstów naświetla także Laura Caraballo, autorka posłowia. Autorzy „Perramusa” świadomi, że komiks był tworzony z myślą o rynkach europejskich, każdą z czterech ksiąg cyklu poprzedzają wprowadzeniem, w którym w sposób syntetyczny, trochę w konwencji ideowego manifestu, prezentują zasadnicze tematy poruszane w każdej z ksiąg. Pierwszym z nich jest próba oddania atmosfery i rozliczenie się z mrocznym okresem rządów junty wojskowej. Drugim tematem jest analiza postaw moralnych i forma rachunku sumienia dysydentów, niejednorodnie (jak fikcyjni Perramus i Świętoszek czy autentyczny Borges) poddających się własnym słabostkom, naciskom reżimu itd. Trzeci, kto wie, czy nie najważniejszy temat dotyczy poszukiwań przez Breccię i Sasturaina tożsamości Argentyny w jej wymiarze duchowym, mitycznym, kulturowym. No i temat czwarty, najbardziej uniwersalny, to hołd oddany przez artystów żywiołowi przygody – tej, którą dostarczają komiksy czy literatura.
Nie powinno też nikogo dziwić, że Breccia i Sasturain puszczają wodze wyobraźni i opowieść o losach pozbawionego pamięci i tożsamości Perramusa oblekają w dobrze znaną miłośnikom literatury iberoamerykańskiej poetykę magicznego realizmu (tak, tak, jej najwybitniejszy przedstawiciel, kolumbijski noblista Gabriel Garcia Marquez także jest jednym z głównych bohaterów komiksu), tej pojemnej formuły umiejącej pomieścić w sobie wątki realistyczne z baśniowymi. Dzięki temu w plastyczny i obrazowy sposób artyści piętrzą w komiksie groteskowo-fascynujące scenki, zjadliwe komentarze na temat narodowych kompleksów, np. ślepej fascynacji Argentyńczyków amerykańskim przemysłem filmowym, upojenia futbolem, rozbuchaną seksualnością. Duet Breccia i Sasturain nieustannie dopuszcza się wycieczek w krainę surrealistycznych sytuacji, mnoży symbole, wprowadza na scenę postaci historyczne (Fidel Castro, Frank Sinatra) i fikcyjne, pisze alternatywne historie, jak ta, w której Jorge Luis Borges otrzymuje upragnionego Nobla. Zresztą, autorzy czują się w tych praktykach zupełnie bezkarni, wkładając w usta Borgesa żartobliwe, autotematyczne stwierdzenie, że komiks zakłamuje rzeczywistość. Przytoczone przykłady narracyjnych strategii składają się na dzieło niezwykle gęste, wieloznaczne i nie bójmy się tego napisać, momentami zupełnie szalone. Jak inaczej bowiem określić opowieści o dywersyjnej działalności oddziałów klaunów cyrkowych (niech żyje Marxizm!), dywanowym nalocie kormoranów, które ilością wydalanych ekskrementów chwieją posadami zrównoważonej gospodarki satrapy Whitesnowa (i jego siedmiu krasnoludków - ministrów) albo ogólnonarodowych wyborach zwierzęcia - symbolu, które będzie odwzorowane w nowym projekcie godła państwowego? Wybory, zaznaczmy, odbywają się w zoo. Nie wspominając o tematyce księgi czwartej, która pod względem przebiegu fabuły jest najbliższa konwencjonalnej opowieści przygodowo-sensacyjnej, a mimo to, jej główne założenie stanowi metaforyczna próba leczenia ran przeoranej historią Argentyny poprzez przywrócenie krajowi szczęścia wyobrażonego w uśmiechu legendarnego, zmarłego w katastrofie lotniczej wykonawcy tanga Carlosa Gardela. Sęk w tym, że ktoś ukradł kilka zębów z czaszki Gardela, więc nasza ferajna musi ruszyć w podróż dookoła świata i przywrócić szczątkom śpiewaka pełnię uzębienia. Szaleństwo wyobraźni autorów nie pozwala komiksowi popaść w tony jednoznacznie ponure, bo trzeba zaznaczyć, że „Perramus” bywa też komiksem niezwykle zabawnym, chociaż smutek i groza czasów, o jakich opowiada, ani na moment nie dają o sobie zapomnieć. Breccia i Sasturain pozwalają sobie, na wzór wspomnianych klaunów, bawić czytelnika nieprawdopodobnymi historyjkami, ale jak to często ma miejsce w przypadku klaunów, pozostają twórcami boleśnie diagnozującymi rzeczywistość.
W sukurs niezwykle bogatej i złożonej tematyce idzie wizualna strona komiksu, bo kto inny, jak nie Alberto Breccia byłby w stanie sprostać dziełu mającemu tak wielkie ambicje? W „Perramusie” argentyński mistrz kontynuuje stylistykę, z którą mogliśmy się zetknąć przy okazji wydanego przez Non Stop Comics autorskiego dzieła artysty, „Mitów Cthulhu”. W plastycznych interpretacjach opowiadań H.P. Lovecrafta Breccia jawił się jako ilustrator bezkompromisowy, mocno eksperymentujący, mieszający ze sobą mnogość technik graficznych (m.in. tusz, kolaż, zdjęcia, wydrapywanie, malowanie plamą, wydzieranki) przedkładający ekspresję artystycznego wyrazu nad czytelność wizualnych komunikatów. To samo dzieje się w „Perramusie”, gdzie również obecny jest typowy dla Alberto Brecci zabieg odmiennego od powszechnie stosowanego użycia kolorów czarnego i białego w budowaniu przestrzeni kadru – Breccia konsekwentnie i nader często tła maluje czernią, a bieli używa jako koloru wypełnienia (wystarczy choćby spojrzeć na okładkę komiksu). Ktoś, kto nie jest przyzwyczajony do tej inwersji, może początkowo czuć się lekko zagubiony w świecie graficznych znaków argentyńskiego geniusza. To z kolei prowadzi mnie do wniosku, że styl, jakim Alberto Breccia operuje na przestrzeni tego niezwykle obszernego komiksu (prawie pięćset stron!), może przytłaczać. I nawet entuzjaści tej stylistyki (do których się zaliczam) będą mieć spore trudności, by „Perramusa” przyswoić sobie w jednym podejściu. W tym komiksie jest tak wiele formalnych rozwiązań, kapitalnych realizacji, bezkompromisowości wizualnej, że szkoda mierzyć się z nim „z marszu”. „Perramus” to dzieło przeznaczone do nieśpiesznej lektury, promujące przerwy w czytaniu i celebrację pojedynczych kadrów, bo jest co świętować. Alberto Breccia w tym komiksie jawi się bowiem tytanem pomysłowości, doskonałym rzemieślnikiem, cóż, nie bójmy się tego określenia: artystą wybitnym.
Reasumując. „Perramus” to komiksowy potwór niebiorący jeńców, zostawiający w polu tych, którzy nie mają dość siły, by zmierzyć się z ogromem tematów i wizualnych wyzwań, które zaproponowali twórcy. Z drugiej strony, „Perramus” to popis mistrzowskiej ekwilibrystyki, triumf wyobraźni o rozmachu porównywalnym do najbardziej wizyjnych dzieł Felliniego, jeśli mogę pokusić się o taką analogię, skoro „Perramus” był komiksem tworzonym z myślą o publikacji m.in. na rynku włoskim. Wspólne dzieło Alberto Brecci i Juana Sasturaina to komiks, który nie niesie łatwej satysfakcji, bo tworzący go artyści są świadomi, że historia, choćby najbardziej okrutna i haniebna, lubi się powtarzać, a bohater niekoniecznie musi u kresu wędrówki dostąpić wytchnienia, bo jak słusznie zauważa przywoływany tu niejednokrotnie Jorge Luis Borges, liczy się sama wędrówka, a nie jej kres.
Tytuł: Perramus
- Scenariusz: Juan Sasturain
- Rysunki: Alberto Breccia
- Tłumaczenie: Iwona Michałowska-Gabrych
- Wydawca: Non Stop Comics
- Data publikacji: 07.10.2020 r.
- ISBN: 978-83-66512-29-0
- Oprawa: twarda
- Ilość stron: 488
- Format: 194x280
- Cena: 119,00 zł
Komiks możecie kupić w sklepie wydawnictwa Non Stop Comics.
Galeria
comments powered by Disqus