„Mity Cthulhu” - recenzja
Dodane: 08-10-2019 11:00 ()
Fani komiksowych adaptacji prozy H.P. Lovecrafta nie mają ostatnio powodów do narzekań. Niedawno ukazał się pierwszy tom cyklu „Providence” Alana Moore'a, a dzięki staraniom wydawnictwa Non Stop Comics możemy cieszyć się „Mitami Cthulhu”, kongenialną interpretacją prozy Samotnika z Providence, które wyszły spod ręki argentyńskiego wizjonera, Alberta Brecci.
Fakt ukazania się obu tytułów w tak niewielkim odstępie czasu to szczęśliwe zrządzenie losu, ponieważ każda z tych publikacji to dowód żywotności prozy Lovecrafta, ale co istotniejsze, dzięki możliwości recepcji obu tytułów, mamy okazję prześledzić, jak z dziedzictwem Lovecrafta radzą sobie twórcy wybitni. Alan Moore robi z prozą Lovecrafta to, w czym jest klasą sam dla siebie - czerpiąc inspirację z materiału źródłowego, buduje w „Providence” własną, oryginalną opowieść. W „Mitach Cthulhu” Alberto Breccia, czytając wybrane opowiadania Lovecrafta zaadaptowane na potrzeby komiksu przez Norberto Buscaglię, wyrusza w fascynującą podróż w poszukiwaniu plastycznych środków wyrazu mogących oddać nastrój i koloryt tekstów Samotnika z Providence.
Trudno wyobrazić sobie artystę bardziej predestynowanego do podjęcia twórczego dialogu z prozą Lovecrafta. Mroczny typ wyobraźni (podobno Breccia lubił pracować przy świetle świec, by pełniej zgłębić naturę kontrastów, pracę światła), której wytworem był legendarny cykl „Mort Cinder”, o dziesięć lat poprzedził spotkanie Brecci z niepokojącym światem Pradawnych, ale go też poniekąd zapowiedział. Uważny czytelnik wyłapie wyraźne afiliacje łączące światy „Morta Cindera” i „Mitów Cthulhu". Oba napędzane są podobnym fabularnym paliwem. I tu, i tu mamy bohaterów (kronikarze, bibliotekarze, artyści, naukowcy), którzy są świadkami przedziwnych zdarzeń, podążają tropem zmurszałych rękopisów, nienazwanych kultów, tajemniczych artefaktów, próbując stawić czoła grozie przekraczającej ludzkie pojęcie.
Norberto Buscaglia, współautor komiksowej adaptacji opowiadań Lovecrafta, wspomina, że Alberto Breccia porzucił na rzecz „Mitów Cthulhu” zaawansowane prace nad adaptacją prozy innego wizjonera literatury, Ernesto Sábato - tak bardzo wciągnął go świat Cthulhu. Niewątpliwie, była w tym duża zasługa samego Buscaglii, który bardzo intuicyjnie obszedł się z materiałem źródłowym, wyciągając z opowiadań Lovecrafta kluczowe węzły fabularne i fragmenty idealnie oddające sensy poszczególnych tekstów. Zaopatrzony w te czytelne, choć nadal wieloznaczne fabularne drogowskazy, Alberto Breccia wyruszył w nieznane.
I tu zaczyna się właściwa opowieść o „Mitach Cthulhu” i tym, czym argentyński artysta uczynił ten komiks. Mówiąc bowiem po lovecraftowsku, wizualna strona tego dzieła to obłęd.
Trochę szkoda, że polski wydawca nie zdecydował się opublikować poszczególnych odcinków „Mitów Cthulhu” zgodnie z chronologią ich powstawania, chociaż Norberto Buscaglia w przedmowie do komiksu podaje właściwą kolejność. W ciągu pięciu lat do roku 1975 Breccia zilustrował następujące opowiadania Lovecrafta: Święto, Widmo nad Innsmouth, Coś na progu, Bezimienne miasto, Zew Cthulhu, Zgroza w Dunwich, Kolor z innego wszechświata, Nawiedziciel mroku (tłumaczenia tytułów według przekładu Macieja Płazy). W tomie „Mity Cthulhu” znalazł się ponadto „Szepczący w ciemności”, praca mająca być początkiem kontynuacji cyklu, który ostatecznie nie powstał.
Dlaczego chronologicznie ułożenie w tomie kolejnych odcinków „Mitów Cthulhu” wydaje mi się tak istotne? Z prostego względu. Alberto Breccia w przekroju całości cyklu tak radykalnie żonglował stylistyką poszczególnych jego części, że układając je w kolejności ich powstawania, mielibyśmy możliwość głębszego wglądu w proces twórczy, śledzenie ewolucji stylu artysty, jego nagłych wolt, szeregu fascynujących decyzji. Rację ma przywoływany na odwrocie okładki Przemek „Trust” Truściński, który zwraca uwagę, że każdy pojedynczy kadr, który wyszedł spod ręki Brecci, to estetyczna przygoda. Trudno się z nim nie zgodzić, ponieważ Alberto Breccia to artysta totalny, nieuznający artystycznych kompromisów.
Już w kontekście „Morta Cindera” mówiło się, że Breccia wyczerpał w ramach tego cyklu możliwości kreatywnego zastosowania techniki chiaroscuro, czyli budowania opowieści poprzez umiejętne operowanie natężeniem światła w kadrze. Wraz z Alberto Breccią klasyczny rysunek przestał być ekscytującą opcją i stracił niewinność (określenie z cytatu przywołanego na odwrocie okładki „Mitów Cthulhu”), ponieważ Breccia swoją warsztatową biegłością wskazał kres zastosowania tej techniki. Dalej jest już tylko nieczytelny komunikat graficzny.
Nie dziwi więc, że w o dziesięć lat starszych „Mitach Cthulhu” klasyczny rysunek w arsenale technik formalnych Brecci praktycznie już nie występuje. Jedynie „Zgroza w Dunwich” wyłamuje się z tej reguły, będąc pięknie narysowaną opowieścią, która w finale przeradza się w ciąg zabiegów formalnych skupionych na zabawie ze skalą natężenia szarości. Jak wspomniałem, „Zgroza w Dunwich” to wyjątek. Wszystkie pozostałe adaptacje opowiadań to dużo bardziej radykalne eksperymenty formalne. I tak nie popadając w rozwlekłe opisy, zasygnalizuję jedynie, że w „Zewie Cthulhu” Breccia buduje opowieść przy użyciu abstrakcyjnych plam, bawiąc się ich fakturą. W „Święcie" - jedynym opowiadaniu Lovecrafta zaadaptowanym na potrzeby zbioru przez samego artystę, Breccia miesza klasyczny rysunek z abstrakcyjnymi plamami. Pojawiają się tutaj także wmontowane w kadry fotografie. W „Nawiedzicielu mroku” artysta eksperymentuje z filmową estetyką niemieckiego ekspresjonizmu (echo faszystowskich fascynacji Lovecrafta?), wydzierankami i kolażem zdjęć oraz grafik. W „Szepczącym w ciemności” głównym środkiem wyrazu staje się akwarela, która pod pędzlem Brecci próbuje układać się w jakiekolwiek czytelne kształty. Natomiast w moim ulubionym opowiadaniu Lovecrafta, „Kolorze z innego wszechświata”, argentyński artysta operuje plamą, ale równie ważnym zabiegiem formalnym jest zabawa konturami poszczególnych elementów w kadrze. I tak dalej, i tak dalej.
Alberto Breccia, permanentnie trapiony biedą, brakiem dostępu do materiałów papierniczych i narzędzi, był skazany na eksperymentowanie z tym, co akurat miał pod ręką. Nieoczywiste faktury różnej jakości papieru czy nietypowe narzędzia wyposażyły artystę w wiedzę nieszablonową, przełomową. Echa tych formalnych poszukiwań znajdujemy na kartach „Mitów Cthulhu". Trzeba to sobie powiedzieć jasno - obcowanie z wieloma planszami tej adaptacji to spore wyzwanie, ale wyzwanie z rodzaju tych, które przynoszą ogromną satysfakcję. Czytelnik dzięki otwartym na dowolność interpretacji wizualnym eksperymentom Brecci, sam awansuje do roli twórcy, ponieważ siłą wyobraźni musi zrekonstruować w kadrze to, co w zamierzeniu artysty miało być plastycznym ekwiwalentem danego ustępu, dialogu lub monologu z opowiadania Lovecrafta. Czarna plama atramentu w języku Alberto Brecci może oznaczać człowieka, pozornie niedbałe pociągnięcie pędzla w pustym kadrze jest niebem, a przyklejony do planszy kawałek papieru może oznaczać górę.
I tutaj dochodzimy do refleksji bodaj najważniejszej, będącej konsekwencją powyższych uwag. Alberto Brecci w „Mitach Cthulhu” udało się zredukować artystyczne środki wyrazu do niezbędnego minimum komunikatywności. Duża część kadrów, całych stronic podaje treści opowiadań Lovecrafta praktycznie na poziomie symbolicznym, wyrażanym poprzez graficzne znaki, a nie ilustracyjność. A to, nazywając rzeczy po imieniu, jest już domeną prawdziwej sztuki, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że sięgając po „Mity Cthulhu”, sięgamy po dzieło sztuki.
„Mity Cthulhu” to wielki, formalny eksperyment, który skalą talentu Alberto Brecci wydał oszałamiające owoce. Przysłużył się również rozwojowi komiksu, bo dzięki odważnym zabiegom formalnym albumy uważane za wybitne artystyczne realizacje, np. „Azyl Arkham” Dave'a McKeana czy prace Franka Millera otrzymują rodowód i historyczne zakorzenienie. Pozwalając sobie na koniec na delikatną grę wyobraźni, jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której Lovecraft pochyla się nad wybranymi planszami „Mitów Cthulhu” Alberto Brecci i, jak to on, czuje nagły przypływ niewypowiedzianej grozy. Albo satysfakcji.
PS. Wielka szkoda, że Non Stop Comics nie pokusiło się przy okazji wydania „Mitów Cthulhu” o jakieś krytyczne dodatki, np. teksty omawiające twórczość czy warsztat argentyńskiego mistrza. Szkoda, że tak wielkie święto, za jakie uważam wydanie „Mitów Cthulhu”, pozbawione zostało toastów.
Tytuł: Mity Cthulhu
- Scenariusz: Norberto Buscaglia, Alberto Breccia
- Rysunki: Alberto Breccia
- Tłumaczenie: Iwona Michałowska-Gabrych
- Wydawca: Non Stop Comics
- Data publikacji: 25.09.2019 r.
- ISBN: 978-83-8110-923-9
- Oprawa: twarda
- Ilość stron: 124
- Format: 194x280
- Cena: 55,00 zł
Komiks możecie kupić w sklepie wydawnictwa Non Stop Comics.
Galeria
comments powered by Disqus