„Płaszcz i szpony” integral I - recenzja
Dodane: 07-08-2020 21:00 ()
Klasyk rzucił kiedyś, że „świat jest teatrem, aktorami ludzie". I chociaż wielu próbowało zadać kłam temu stwierdzeniu, rozpoznanie natury świata Szekspira przetrwało w kulturze i co jakiś czas rozpala wyobraźnię twórców.
Wydany przez Timofa pierwszy integral „Płaszcza i szponów”, w którego skład wchodzi pięć pierwszych albumów serii, jest tego najlepszym przykładem - pod warunkiem, że dopowiemy, iż świat może i rzeczywiście jest teatrem, ale raczej w konwencji komedii dell'arte. Tak bowiem szczęśliwie się składa, że omawiany komiks otwiera scena ulicznego wystawienia „Szelmostw Skapena” Moliera, mistrza owej konwencji. To właśnie w tej scenie wyłapujemy z tłumu gapiów dwójkę zamaskowanych bohaterów „Płaszcza i szponów”, szlachciców - lisa Armanda Raynal de Maupertuisa i wilka Don Lope de Villalobos y Salingrin, Hidalgo, którzy z niesmakiem przyglądają się jarmarcznej inscenizacji sztuki francuskiego klasyka.
Ta scena ustawia percepcję czytelnika i ujawnia zasadniczy pomysł fabularny, bo szybko okazuje się, że to my, a nie dwaj wspomniani szlachcice jesteśmy zaproszeni na spektakl, a inscenizacja „Szelmostw Skapena” to początek komedii przygotowanej przez twórców komiksu, w której dwójka wspomnianych bohaterów odegra główne role aktorskie.
Scenarzysta serii, francuski twórca Alain Ayroles, jest znany polskiemu czytelnikowi. To on podpisał się pod fabułą „Indyjskiej włóczęgi”. Jak się okazuje przy okazji recepcji „Płaszcza i szponów”, twórca ten hołduje strategii pisarskiej, której znak firmowy stanowi pomysłowo poprowadzony dialog z konwencjami literackimi. W przypadku „Indyjskiej włóczęgi” była to w głównej mierze zabawa konwencją powieści łotrzykowskiej, w „Płaszczu i szponach” jest to świadomy flirt ze wspomnianą tradycją komedii dell'arte i historycznej powieści Aleksandra Dumasa. Ba, na tym nie koniec. Alain Ayroles idzie dalej i fabułę „Płaszcza i szponów” wzbogaca dodatkowo elementami powieści fantastycznej spod znaku Juliusza Verne'a oraz pirackiej pulpy. Jak się bawić, to na całego! A jeśli o zabawie mowa, ta w przypadku „Płaszcza i szponów” jest przednia. Oczywiście dużo więcej frajdy z lektury wyniosą osoby lubiące tropić wszelkie intertekstualne nawiązania, ale „Płaszcz i szpony” to komiks pomyślany na tyle atrakcyjnie, że na podstawowym poziomie recepcji sprawia dużą satysfakcję, bo dzieje się w nim tyle, że czytelnik nie ma czasu, by złapać oddech.
Akcja komiksu zawiązuje się chwilę po tym, jak szlachcice Armando i Hidalgo zdegustowani poziomem inscenizacji sztuki Moliera natykają się na weneckiego armatora Cenile'a, który dzieli się z nimi rozpaczą, a konkretnie informacją, że jego syn Andreo został porwany przez Turków i jest przetrzymywany na jednym ze statków zacumowanych w porcie. Młodzian odzyska wolność, gdy Cenile zapłaci porywaczom okup. Dwaj chwaci, nie myśląc długo, podejmują się akcji odbicia syna armatora. Ku ich zaskoczeniu na tureckim statku nie ma Andreo, ale ich wysiłek popłaca, bo znajdują w kabinie kapitana butelkę, a w niej mapę prowadzącą do skarbu, który ma być ukryty na jednej z wysp archipelagu Mandarynkowego. Jak to zazwyczaj bywa, bardzo szybko okazuje się, że wizją spektakularnego wzbogacenia się są zainteresowani również piraci (a jakże!), przebiegły kawaler zakonu maltańskiego Mendoza, wspomniani Turcy pod wodzą dumnego Raisie Kadera i Cenile, który bardzo szybko porzuca kostium zatroskanego ojca i zmienia się w chciwego intryganta. Fabuła rusza z kopyta, a inwencją wikłania bohaterów w przygody Alain Ayroles zawstydza scenarzystów wszystkich części „Piratów z Karaibów” razem wziętych.
Cudna w świecie „Płaszcza i szponów” jest teatralna emfaza, z jaką wysławiają się postaci. Ich uczucia i gesty są komicznie przerysowane, obliczone na efekciarstwo dokładnie tak, jak ma to miejsce w poślednich teatrzykach. Od scenicznych nawiązań i metajęzykowego puszczania do czytelnika oka nie uciekniemy, bo Ayroles przypomina nam o tym nieustannie, na przykład kończąc drugi album serii słowem „antrakt”, a nie zwyczajowym „ciąg dalszy nastąpi". Przypominają nam o tym literalnie bohaterowie - w jednej ze scen Hidalgo zauważa, że „ten okręt naszpikowany jest niespodziankami rodem z teatru”, a Armando co rusz raczy kompanów układanymi naprędce strofami, mającymi w sposób poetycki puentować to, co akurat się dzieje. Żeby było śmieszniej, odbywa się to nieraz w najmniej odpowiednim momencie, na przykład w trakcie pojedynku z tabunem adwersarzy, co nie przeszkadza lisowi w proszeniu przeciwników o pomoc w szukaniu rymów, które mogłyby podbić dramaturgię sceny. Bardzo to smaczne. Co więcej, w poetyckim rozmarzeniu Armando jest zabawnym echem Aramisa z powieści Dumasa, natomiast zafiksowany na punkcie honoru Hidalgo to, wypisz wymaluj, muszkieter Atos.
Słowne potyczki wybrzmiewają w komiksie w niezwykle satysfakcjonujący sposób, jeszcze zabawniej robi się, gdy Ayroles miesza ze sobą język pospolity ze wzniosłym językiem literackim albo wtedy, gdy maksymalnie nagina konwencje, co rodzi takie perły, jak przekomiczny w swoim spiętrzeniu tandetnej grozy ciąg nazw geograficznych: „niedaleko wodospadu Rozpaczy jest zatoczka... stamtąd moglibyśmy łatwo dotrzeć do brudu Umarlaka...później do skały Czaszki... drzewa Wisielca... i mostu Diabła...".
W wymiarze czysto fabularnego „dziania się” jest równie zabawnie, a rozwiązania na zasadzie „deus ex machina”, równie typowe dla specyfiki teatru dell’arte, obecne choćby w zacytowanej w komiksie sztuce Moliera, są tutaj na porządku dziennym. Kuglarska strategia ciągłego zadziwiania odbiorcy działa doskonale, więc fabuła skrzy się od fantastycznych rozwiązań i zaskoczeń, jak chociażby wtedy, gdy bohaterowie stoją na środku Atlantyku na łasze piachu i rozprawiają o micie Atlantydy, nie zdając sobie sprawy, że owa łacha to pokryty piaskiem dach jednej z atlantyckich świątyń. Fajne? Fajne!
W sukurs scenarzyście idzie Jean-Luc Masbou, odpowiadający za oprawę plastyczną „Płaszcza i szponów”, który swoimi rysunkami podbija i tak wysoką temperaturę opowieści. Masbou, artysta bardzo sprawny warsztatowo, nie oszczędza bohaterów: każe im nieustannie wpadać do wody, toczyć pojedynki, przeciwstawiać się kapryśnej pogodzie, wykonywać teatralne gesty, gestykulować ponad miarę i stroić miny. To są w założeniu bardzo marni aktorzy, ale są to aktorzy charakterni, a lisa, wilka, Turka Kadera i królika Euzebiusza (skąd tu królik?) nie da się nie lubić. Sceny pojedynków rozrysowane są wzorcowo, momenty napięć poprzedzające sytuacyjne kataklizmy Masbou dawkuje miarowo, pozwalając im wybrzmiewać spektakularnie w ostatnim kadrze. Kolory w „Płaszczu i szponach” są żywe, detal satysfakcjonujący, pejzaże i architektura oddane z należytą skrupulatnością. Wszystko to sprawia, że wizualną stronę komiksu kupuje się od razu, bo świat „Płaszcza i szponów” tętni życiem, jest przekonujący i jednocześnie fantastycznie zmyślony.
Zawsze imponowało mi, z jaką łatwością i wdziękiem francuscy twórcy komiksów żonglują kulturową tradycją, cytatem, twórczo interpretują literacki kanon, fundując na bazie tych eksperymentów własny, oryginalny język artystyczny. „Płaszcz i szpony” to kolejny dowód, że w tej dziedzinie wszelką konkurencję zostawili dawno temu daleko w tyle. Komiks duetu Ayrolas - Masbou to pierwszorzędna rozrywka, która pobudza do śmiechu i mile łechce inteligencję odbiorcy. Komiks udanie realizuje konwencję lekkiej, zabawnej komedii z żartobliwie, karykaturalnie zarysowanym tłem społecznym. Polskie tłumaczenie wyszło spod ręki Wojciecha Birka i trzeba podkreślić, że jego przekład wspaniale oddaje temperaturę i stylistyczne zawijasy tego fabularnego rollercoastera. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg tego spektaklu, to znaczy komiksu.
Tytuł: Płaszcz i szpony integral I
- Scenariusz: Alain Ayroles
- Rysunki: Jean-Luc Masbou
- Tłumaczenie: Wojciech Birek
- Wydawca: Timof i cisi wspólnicy
- Data publikacji: 5 sierpnia 2020 roku
- Format: 220x300 mm
- Oprawa: twarda
- Liczba stron: 256
- Druk/barwność: kolor
- Komiks nr 308
- Wydanie: I
- ISBN: 978-83-66347-18-2
- Cena: 140 zł
Dziękujemy wydawnictwu Timof i cisi wspólnicy za udostępnienie egzemplarza.
Galeria
comments powered by Disqus