„30 dni nocy” tom 2 - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 17-06-2020 19:52 ()


„30 dni nocy” Steve'a Nilesa i Bena Templesmitha było komiksem pięknie przeszarżowanym. Prosta fabuła mocno nasycona estetyką gore szła pod rękę z zajechanym przez popkulturę schematem, w którym grupka bohaterów rzucona w niesprzyjające środowisko (czytaj: zadupie Alaski, prawie Rosja), musiała stawić czoła hordom krwiożerczych wampirów i przetrwać. Ten prosty schemat fabularny Ben Templesmith pokrywał feerią ekspresyjnych obrazów, które zyskały wierne grono entuzjastów, rozpalały wyobraźnię i budziły apetyt na więcej. „Więcej” było więc tylko kwestią czasu i „30 dni nocy” doczekało się kontynuacji w postaci opowieści dopełniających trylogię. „Mroczne dni” i „Powrót do Barrow”, dwa tytuły autorskiego duetu Niles/Templesmith rozwijały wątki napoczęte w pierwotnej opowieści.

Pisząc recenzję pierwszego zbiorczego tomu tego cyklu, oddając sprawiedliwość zamysłowi artystycznemu twórców, trochę jednak narzekałem, że koncept, którego najmocniejszą stroną była w „30 dniach nocy” (swoją drogą - świetny tytuł) przede wszystkim warstwa wizualna komiksu, na dłuższą metę męczył, a fabularne przebiegi kontynuacji ujawniały dość wątłe zaplecze pierwotnej historii, która miała w sobie raczej potencjał „jednostrzałowca” – fakt, że o ogromnej sile rażenia. Zresztą, jest to dość typowe dla wszelkiej maści ponadprzeciętnych gestów artystycznej kreatywności, które mają zwyczaj płonąć intensywnie, ale krótko.

Niles i Templesmith chyba zdawali sobie z tego sprawę, bo drugi tom „30 dni nocy” to wyłącznie kolaboracje obu twórców z innymi artystami. W tym potężnym woluminie (ponad 500 stron!) wydanym właśnie przez Egmont, znajdziemy sześć historii. Składa się na nie cykl „Opowieści krwiopijcy” zawierający historię pióra Steve’a Nilesa „Umarł Billy, umarł” oraz „Juárez”, opowieść autorstwa Matta Fractiona. Niles jest również autorem historii zatytułowanej „Poza Barrow” oraz remake’u „30 dni nocy”. Natomiast Ben Templesmith podjął się oprawy wizualnej „Juárez” i „Czerwonego śniegu” – historii, do której napisał scenariusz.

Próbując opisać lekko żartobliwie fenomen tego wydawnictwa, można pokusić się o analogię ze światem sportu i sprokurować hipotetyczny, korespondencyjny pojedynek duetu Niles/Templesmith jako formę zdrowej, twórczej rywalizacji. Chociaż sytuacja wyjściowa sugeruje, że Steve Niles z rangi tego, że podpisał się po dwukrotnie większą ilością historii, ma w niej większe szanse - nie jest to przesądzające. Ale po kolei.

Pierwszą opowieść drugiego tomu „30 dni nocy” wchodzącą w skład cyklu „Opowieści krwiopijcy” - „Umarł Billy, umarł”, Steve Niles napisał przy współudziale rysownika Kody’ego Chamberlaina. Opowiada ona o pechowcu, który zamienia się w wampira tylko po to, by przekonać się, że największymi potworami są i tak ludzie. Zgrany banał wyzierający zza tej konkluzji sprawia, że fabularnie „Umarł Billy, umarł” jest historią co najwyżej poprawną. Scenariusz, mimo że luźno nawiązuje do zdarzeń z „Mrocznych dni”, nie podąża w ciekawym kierunku, ponieważ nawiązania te są czysto pretekstowe. Komiks kończy się wraz z ostatnim kadrem i nie budzi apetytu na ewentualną kontynuację. Jeśli zaś chodzi o pracę Kody’ego Chamberlaina, wystarczy napisać, że artysta nie bawi się w niuanse, operuje śmiało i hojnie czernią, ale średnio radzi sobie z dynamiką scen, które sprawiają wrażenie wyjątkowo statycznych.

Lekki, początkowy zawód w pełni wynagradza „Juárez”, druga historia z cyklu „Opowieści krwiopijcy”, za której scenariusz odpowiada Matt Fraction. Jest to jeden z dwóch najlepszych momentów tego tomu – w pełni wynagradzający pomysł zaproszenia innych twórców do współtworzenia opowieści z uniwersum „30 dni nocy”. Fraction, wybitny scenarzysta, wielokrotny laureat Nagrody Eisnera, mający na swoim koncie współpracę z Edem Brubakerem, w „Juárez” za punkt wyjścia bierze głośny proceder masowych morderstw na kobietach, jakie są (były?) faktem w tym meksykańskim, przygranicznym mieście. Na kanwie makabrycznych zdarzeń z Juárez powstała m.in. słynna książka „Miasto – morderca kobiet”.

Matt Fraction w „Juárez” buduje duszny, paranoiczny klimat ocierający się o groteskę. Z jednej strony jest to makabryczna opowieść, z drugiej przesyca ją dziwaczny humor, którego generatorem jest detektyw Lex Nova – skrzyżowanie ekscentrycznego Dale’a Coopera z Twin Peaks (Nova nieustannie myśli „na głos”, co jest źródłem komicznych sytuacji oraz kłopotów detektywa) z psychopatycznym bohaterem „Zabij albo giń” Eda Brubakera. Pięknie skonstruowany jest ten scenariusz. Z początkowego chaosu wyłaniają się wątki, bohaterowie, pojawia się poziom metaopowieści, mięsiste, zabawne dialogi, a konkludująca historię retrospekcja stawia kropkę nad i, tłumacząc genezę narodzin Lexa Novy. Historia pióra Matta Fractiona to niesamowicie satysfakcjonująca przeprawa, a jak dorzucić do tego charakterystyczny styl rysunków Bena Templesmitha, można pokusić się o stwierdzenie, że mamy do czynienia z rewelacją.

Po tym stratosferycznym locie wracamy na ziemię, gdzie od duetu Steve Niles i Justin Randall otrzymujemy historię „Eben i Stella”, w której wracamy do protagonistów „30 dni nocy”, by zmierzyć się z sytuacją nieomal… rodzinną. Stella (przemieniona w wampirzycę) wchodzi w posiadanie dziecka, którego szukają także inne wampiry. Okazuje się, że niemowlę jest źródłem supermocy, a wampirzyca, która otoczy je opieką, zostanie przywódczynią Nieśmiertelnych. U Stelli pod wpływem niespodziewanej sytuacji pojawia się instynkt macierzyński i tęsknota za życiem rodzinnym u boku Ebena. Czy to realne, gdy de facto jest się w sensie dosłownym martwym? Niestety, „Eben i Stella” nie jest komiksem zbyt udanym. Wydaje się, że Niles nie znalazł sensownego balansu godzącego sprzeczne konwencje. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia z typową, brutalną opowieścią o żądzy władzy. Z drugiej – otrzymujemy próbę opisu relacji, która stara się zachować pozory normalności. Oprawa wizualna Justina Randalla do złudzenia przypomina styl wypracowany przez Bena Templesmitha.

Niestety, „Czerwony śnieg”, kolejna historia, którą Templesmith podpisał zarówno jako scenarzysta, jak i ilustrator nie czyni z niego zwycięzcy korespondencyjnej rywalizacji z Nilesem. W tej zimowej opowieści, dla której tłem są wojenne zmagania gdzieś daleko na froncie wschodnim II wojny światowej, Templesmith ucieka się do chytrego zabiegu i przepisuje scenariusz oryginalnych „30 dni nocy” na nowo, adaptując go jedynie do nowych dekoracji. Trudno chwalić tego typu strategie artystyczne, tym bardziej że w „Poza Barrow” Niles przy potężnym wsparciu słynnego Billa Sienkiewicza po raz drugi wznosi ten tom na wyżyny sztuki obrazkowej. Daleki kuzyn polskiego Noblisty daje w „Poza Barrow” taki popis, że jego ilustracje na długo zapadają w pamięć. Nie przypadkiem fragment rysunku Sienkiewicza zdobi tył okładki tego tomu.

Grupa bogatych poszukiwaczy przygód przybywa do Barrow, by skonfrontować się z legendą miejsca i wampirami. Okazuje się, że zło panoszące się w okolicy jest dużo starsze niż to, które spadło na mieszkańców Barrow. W rysunkach Sienkiewicza dominuje żywioł ekspresji. Mamy tu wielość stylów, zabawy kolorem, fakturą, rodzajem narzędzia, które determinuje styl rysunku, gry świateł. Dzięki kunsztowi artysty obcujemy z sekwencjami czysto malarskimi, graficznymi, kadry pokrywane są pastelami, farba poddawana różnym naciskom narzędzi twardych. Co tu dużo mówić – pod względem wizualnym „Poza Barrow” jest świętem, a scenariusz Nilesa nie psuje tego wydarzenia.

Ostatecznego wyniku rywalizacji nie przesądza remake „30 dni nocy”, który narysował nasz krajan, Piotr Kowalski. W wydaniu polskiego artysty pierwotny scenariusz Steve’a Nilesa zostaje ujęty w ramy bardzo konwencjonalnego rysunku, co wcale nie musi stanowić zarzutu. Taka klarowność obrazów daje spokojnie wybrzmieć historii. „30 dni nocy” w wydaniu Templesmitha było komiksem niedopowiedzeń wizualnych - w myśl zasady, że im mniej widać, tym bardziej to, co ukryte działa na wyobraźnię. Kowalski w swoich rysunkach pokazuje wszystko. Jego kadry, chociaż rozgrywają się w nocy, są jasne i czytelne. Remake „30 dni nocy” może być atrakcyjną propozycją dla osób, które lubią widzieć dokładnie, co jest narysowane, a nad ekspresję przekładają komunikatywność przekazu.

Kończąc omówienie tego imponujących rozmiarów tomiszcza, w skrócie napiszę, że bezkrytycznych fanów uniwersum wykreowanego przez duet Niles/Templesmith drugi tom „30 dni nocy” zadowoli w pełni, przyprawiając nawet o uczucie przesytu. Dbając jednak o zrównoważoną dietę, potencjalni czytelnicy powinni przede wszystkim zwrócić uwagę na „Juárez” i „Poza Barrow”, gdyż to właśnie te dwie historie są wystawnymi daniami ze szczytu karty. Pisząc to, nie mogę odpędzić od siebie wizji potencjalnej kolaboracji Matta Fractiona z Billem Sienkiewiczem. A skoro tak, może i dobrze, że to już koniec „30 dni nocy”, bo na finiszu serii zwycięzcami okazują się nie ci, którzy zostali zgłoszeni do rywalizacji.

 

Tytuł: 30 dni nocy tom 2

  • Scenariusz: Steve Niles, Matt Fraction, Kelly Sue DeConnick, Ben Templesmith
  • Rysunki: Ben Templesmith, Bill Sienkiewicz, Piotr Kowalski, Justin Randall, Kody Chamberlain  
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data wydania: 03.06.2020 r.
  • Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
  • Druk: kolor
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kreda
  • Format: 17,0x26,0 cm
  • Stron: 568
  • ISBN: 978-83-281-9758-9
  • Cena: 149,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus