„Hitman” tom 1 - recenzja
Dodane: 05-05-2020 15:52 ()
Nareszcie Egmont zabrał się za kolejną po „100 naboi” i „Transmetropolitan” niedokończoną serię rozpoczętą niegdyś przez Mandragorę, a mianowicie za „Hitmana” Gartha Ennisa i Johna McCrea. Całość cyklu zostanie wydana w pięciu tomach i można mieć tylko nadzieję, że obecna korona-sytuacja nie wpłynie negatywnie na częstotliwość wydawania tego rewelacyjnego komiksu. Tak się złożyło, że prawie całość omawianego albumu polscy czytelnicy znają z wydań wrocławskiego edytora („Hitman”, „Hitman: 10000 pestek”), ale znalazł się tu także premierowy materiał, czyli przedruk „Hitman Annual” # 1 z historią o wszystko mówiącym tytule „Za trumnę dolarów”, który powinien skłonić niejedną osobę do ponownego kupna niemal tego samego produktu (zresztą chęć posiadania na półce jednolitych grzbietów i tak zrobi swoje).
Tytułowy bohater, irlandzki zabójca do wynajęcia, Tommy Monaghan uległ „wypadkowi przy pracy” i nabawił się dwóch wyjątkowo przydatnych w jego fachu schorzeń – umiejętności czytania w myślach i rentgenowskiego wzroku. Zestaw nader eklektyczny, godny jednego ze współczesnych mutantów Marvela, ale owe talenty nie są wynikiem bezradności scenarzysty na twórczym polu powoływania do życia postaci z krwi i kości (i ołowiu), których brak charakteru zostaje zrekompensowany extra mocami. Wręcz przeciwnie, Ennis nie pozostawia niczego przypadkowi, a nabyte zdolności Tommy’ego tylko urozmaicają jego osobowość. Owszem, może nie jest to typ wewnętrznie skomplikowany, jednak tak jak w przypadku innych protagonistów pisanych przez Ennisa, to bohater z jasno określonym światopoglądem, niedający zaszufladkować się w wiecznym konflikcie dobra ze złem. Kroczący na jego granicy jest niczym szara eminencja tego świata, przeglądająca się w krzywym zwierciadle superbohaterskiej papki. (Nie)typowy antybohater, za którym poszlibyśmy do piekła albo chociaż do najobskurniejszego baru.
Dlatego nie może dziwić, że seria kipi brutalnością i czarnym humorem. Strony pełne strzelanin wypełnione są po brzegi trupami i ich flakami. Hitman się nie patyczkuje. Jeżeli ktoś ma zginąć, to ginie, chyba że coś pójdzie nie tak, a w tym fachu porażka, jak śmierć, spotyka nawet najlepszych. I to właśnie konsekwentne budowanie świata jest największym atutem serii. Jazda po bandzie odbywa się tu według wytyczonych prawideł. Mimo iż Ennis wyśmiewa superbohaterski gatunek, to równie chętnie sięga po niektóre formalne rozwiązania charakterystyczne dla mainstreamowego komiksu, aby wykaraskać swojego bohatera z największych opresji. Jednak patrząc na twarz Tommy’ego, ten jego szelmowski uśmiech i czarne okulary skrywające jeszcze czarniejszy wzrok, ani przez chwile nie mamy wątpliwości, że oto czytamy dzieło kpiące z kultu szczerzącego zęby nieskazitelnego herosa ubranego w pelerynę zawsze odpowiednio ułożoną przez wiatr wiejący z właściwego kierunku.
Mrok i szaleństwo Gotham City, w którym rozgrywa się lwia część akcji, widziane oczyma głównego bohatera znakomicie uchwycił w swoich rysunkach John McCrea. Ennis ma to szczęście, że zawsze współpracuje z artystami bezbłędnie rozumiejącymi jego wizje i tak jest i w tym przypadku. Prace McCrea nie są ładne, schludne czy efektowne, ale są znakomitym przekaźnikiem treści. Ekspresyjne, brutalne, a zarazem proste idealnie wpisują się w narracje Ennisa. Chropowata kreska nadaje odpowiedniego niejednoznacznego tonu historii, a częste przerysowania kooperują z niewybrednym żartem. Nie można też niczego zarzucić irlandzkiemu rysownikowi, jeżeli chodzi o projektowanie planszy, choć stawia on na tradycyjne kadrowanie, to od czasu do czasu burzy kompozycje jakąś wymykającą się schematowi ramką, aby podkręcić tempo wydarzeń, mimo iż dynamiki tu absolutnie nie brakuje.
Dla niektórych „Hitman” pewnie okaże się niestrawną i prostacką rozrywką, ale pod tym wulgarnym żartem kryje się szczere dzieło twórców sprawdzających granice tego, na co mogli sobie pozwolić w ramach tworzenia historii dla skostniałego DC w latach 90. ubiegłego wieku. A pozwolić mogli sobie na wiele. W końcu wykiwali Batmana, nie zadając mu ani jednego ciosu i jeżeli to nie jest wystarczająca rekomendacja, to może będzie nią pewna trumna wypchana po brzegi dolarami rysowana przez świetnych Carlosa Ezquerrę i Steve’a Pugha, czyli „Trylogia dolara” w pigułce. Dla wielbicieli Sergio Leone rzecz nie do przegapienia. A jeżeli i to nie pomoże, to niech was Harry Callahan podda rutynowemu aresztowaniu. Z Magnum 44 w dłoni. Może wtedy zdejmiecie ciemne okulary.
Tytuł: Hitman tom 1
- Scenariusz: Garth Ennis
- Rysunek: John McCrea
- Tłumaczenie: Marek Starosta
- Wydawca: Egmont
- Data wydania: 29.04.2020 r.
- Liczba stron: 328
- Format: 170x260 mm
- ISBN: 978-83-281-9617-9
- Oprawa: twarda
- Druk: kolor
- Cena: 99,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji
Galeria
comments powered by Disqus