„Flash” tom 9: „Rachunek mocy” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 01-05-2020 22:32 ()


Swego czasu dobrze już znany polskim czytelnikom Geoff Johns, (m.in. „Batman: Ziemia Jeden”) uzupełnił mitologię Zielonych Latarni o kolejne korpusy posługujące się wybranym spektrum energii świetlnej (o czym nieco więcej na kartach „Green Lantern: Najczarniejsza noc”). Wygląda na to, że w swojej pracy nad tą serią Joshua Williamson zdecydował się posłużyć zbliżoną formułą i tym samym wzbogacić zasób realiów przedstawionych Szkarłatnych Sprinterów o istotną innowację.

W dużej mierze rzeczony dał już temu wyraz w poprzednim zbiorze przygód Flasha i spółki. Niemniej to właśnie na kartach niniejszej ich odsłony autor skryptu przybliżył w stopniu najpełniejszym (przynajmniej jak do tej pory) niuanse związane z dotąd częściowo tylko rozpoznanymi stanami koncentracji energii. Chodzi mianowicie o paralelne wobec Mocy Prędkości sfery Siły, Mędrca i Bezruchu, które dają o sobie znać nie tylko za sprawą dobrych „znajomych” Barry’ego Allena (m.in. młodocianego Trickstera), ale też jego samego. Oczywiście wiąże się to z licznymi zwrotami akcji, co z jednej strony napędza fabułę, a z drugiej umożliwia prezentację osobowości innych niż tytułowy bohater. Stąd odczuwalne są reminiscencje zmagań w ramach tzw. wojny Flashów, jak również osobiste zawirowania na linii Barry-Iris. Przenikliwa dziennikarka (a przy tym bynajmniej „uboższa krewna” Lois Lane) nie ma bowiem w planach pozostawać bierną obserwatorką poczynań swojego wybranka. Toteż także ona pozostaje integralną uczestniczką biegu wypadków przybliżonych w „Rachunku mocy”.

Ogólnie można śmiało rzec, że - jak to zresztą standardowo u Williamsona – od postaci jest tu rojno, choć szczególne miejsce w tej opowieści przypadło jeszcze jednemu przybyszowi z XXV stulecia (tak mało ich tu mamy…). Mowa tu oczywiście o Pułkowniku Chłodzie, liderze stróżów prawa aktywnych pod na swój sposób przewrotną nazwą Renegatów. I co najważniejsze okazuje się on kimś znacznie więcej niż tylko domniemaną podróbką Leonarda „Kapitana Chłoda” Snarta. Mało tego, okazuje się on przysłowiowym „złodziejem scen” tej opowieści, co dobrze rokuje na jego dalszą obecność w ramach uniwersum Szkarłatnych Sprinterów. Można wręcz zaryzykować ostrożne przypuszczenie, że jeśli Williamson zdecyduje się rozwijać tę postać, to szanowny pan Pułkownik ma spore szanse, by – dosłownie i w przenośni – wyślizgać z zajmowanej przez niego roli swój teoretycznie niższy rangą pierwowzór. Swoją drogą zbliżone oczekiwania można przejawiać także wobec innego przedstawiciela hanzy Łotrów, który także daje tu o sobie znać.

Z kolei nazwisk plastyków (w tym m.in. cenionego przez fanów Flasha Scotta Kolinsa), którym zapłacono, by zilustrowali powstałą z myślą o nas rozrywkę być może w XXV w., epoce monumentalnej placówki muzealnej poświęconej Szkarłatnym Sprinterom, trudno będzie dopatrzyć się w księgach pamiątkowych tudzież tablicach memoratywnych ku czci tych, którzy kreską i plamą przyczynili się do uzupełnienia mitologii Flasha o szczególnie istotne dla jej rozwoju motywy. Na ten jednak moment wykonana przez nich praca prezentuje się stosownie przekonująco, kadry tętnią od żywiołowości, a sportretowane przez nich postaci sprawiają wrażenie ewidentnie zainteresowanych rozgrywającymi się wokół nich zjawiskami. Perypetie Flasha (bez względu na to, kto akurat w danym momencie odgrywał rolę głównego dysponenta tej funkcji) co najmniej od zarania Srebrnej Ery charakteryzowały się zdecydowanie bardziej barwną „poetyką” warstwy plastycznej, niż dajmy na to przypadki skądinąd znanych Bostona Brandta tudzież Jima Corrigana i tak też jest na kartach tej opowieści. Stąd wypada mieć nadzieję, że ci spośród czytelników, którzy rekrutują się z grona wielbicieli serii takich jak „Gotham Central” (gdzie swoją drogą Barry „zaliczył” bardzo udany występ gościnny) czy Vertigo z dojrzałego okresu tej linii wydawniczej (tj. z lat 1993-1996) wykażą stosowną wyrozumiałość i tak ponoć cenioną otwartość na okazję ubogacenia o doznania estetyczne odmienne od tych, których na ogół zwykli oni zażywać.

W zestawieniu z „Wojną Flashów” dziewiąta odsłona cyklu może sprawiać wrażenie nieco mniej emocjonującej. Tę okoliczność z pełnym przekonaniem można złożyć jednak na karb ważkich wydarzeń, do których doszło w poprzednim tomie. Na pewno nie brak tu typowej dla fabuł Williamsona gonitwy scen (notabene na ogół udanych) i mnogości postaci oraz poczucia, że czeka nas jeszcze więcej niż do tej pory. Nie pozostaje zatem nic innego niż wypatrywać kolejnego albumu serii, którego premierę wstępnie przewidziano na czerwiec (choć z przyczyn obiektywnych niewykluczone, że dojdzie do niej w lipcu). Znając dotychczasową pochodną pracy wspomnianego scenarzysty, z pełnym przekonaniem mniemać można, że na stronicach „Wyprawy po Moc” fanów tej serii czeka nie mniej rozpędzonej rozrywki niż do tej pory.

 

Tytuł: Flash tom 9: Rachunek mocy

  • Tytuł oryginału: „Reckoning of the Forces”
  • Scenariusz: Joshua Williamson
  • Szkic i tusz: Christian Duce, Scott Kolins
  • Kolory: Luis Guerrero
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Kłoszewski
  • Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 27 marca 2019
  • Data publikacji wersji polskiej: 15 kwietnia 2020
  • Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
  • Format: 16,7 x 25,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 132
  • Cena: 39,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w dwutygodniku „Flash vol.5” nr 52-57 (październik-grudzień 2018).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus