„Ultimate Spider-Man” tom 6 - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 26-03-2020 20:43 ()


Być może będzie to nadinterpretacja z mojej strony, mam jednak wrażenie, że przekraczając na swój sposób magiczną granicę pięćdziesiątego zeszytu, Brian Michael Bendis nieco spuścił z tonu, jeśli chodzi o przygody sympatycznego Pajączka z sąsiedztwa w serii „Ultimate Spider-Man”. Zeszyty wchodzące w skład oryginalnego wydania zbiorczego pod tytułem „Hollywood” (#54-59), nie były niczym specjalnym, podobnie jest w przypadku wydania zbiorczego zatytułowanego „Superstars” (#66-71), który, kolokwialnie mówiąc, „nie dostarcza”. Całe szczęście, że w polskim wydaniu weszły one w skład większych tomów zbiorczych, dzięki temu w przypadku piątego i szóstego, który właśnie miał swoją premierę, dostajemy mieszankę trochę lepszego i trochę słabszego materiału.

Sam początek tomu jest naprawdę mocny, a przynajmniej solidny. Punktem wyjścia jest problematyczna sytuacja miotającego się trochę w niemocy profesora Connorsa, który trochę przypadkiem wchodzi w posiadanie próbki krwi Spider-Mana i za jego zgodą rozpoczyna badania nad niezwykłymi właściwościami DNA młodego herosa. Efektem tych badań i eksperymentów jest powstanie istoty zwanej Carnage... O dziwo nazwa ta pada jedynie w tytule tej historii, w dialogach jej nie uświadczymy. Ewidentnie widać, że Bendis miał tutaj zakusy do napisania horroru i przyznam, że wiele klisz udało mu się z powodzeniem wpleść w fabułę... Mamy rosnące napięcie i realne zagrożenie, na szali są kolejne ludzkie istnienia, a w dodatku Peter nie wychodzi z tej historii bez szwanku.

Co ciekawe, w tych pięciu rozdziałach pobrzmiewają echa działalności Richarda Parkera. Wydaje mi się oczywistym, że bendisowskie podejście do tematu eksperymentów ojca Petera stanowiło podwaliny pod restart filmowego „Niesamowitego Spider-Mana” z Andrew Garfieldem w roli tytułowej. Tam również Parker senior stanowił klucz do powstania Człowieka-Pająka, a w pierwszym filmie Jaszczur grał pierwsze skrzypce.

Choć czyta się ją naprawdę dobrze, historia zatytułowana „Carnage” ma jeden mankament, który nieco rzutuje na odbiór całości. Otóż po dość dobrze budowanej ekspozycji, w pewnym momencie akcja przyspiesza i kończy się w dość ekspresowym tempie. Trudno zatem określić finałowe starcie Spider-Mana z czerwoną istotą mianem widowiskowego czy też nawet emocjonującego. Rozumiem, że Bendis chciał, aby wybrzmiał pewien szczególny aspekt, o którym z racji unikania spoilerów napisać nie mogę, ale wydaje mi się, że przez to nieco zaniedbał finał. Dodam tylko, że ów game changer, czy jak kto woli punkt zwrotny, jest naprawdę mocny i nie podejrzewałem, że scenarzystę stać na taki krok.

Niestety dalsze rozdziały w liczbie siedmiu to mniej lub bardziej udane miniatury, w których czuć, że Bendis złapał mocniejszą zadyszkę. Świadczy o tym na przykład pierwszy zeszyt po „Carnage'u”, w którym Peter liże rany po minionych wydarzeniach czy rozpisana na dwa zeszyty „nieoczekiwana zamiana ciał z Wolverine'em” – pomysł z założenia może i chwytliwy, ale rozegrany bez polotu. Podobnie jest z pomysłem na to, żeby Johnny Storm nagle poszedł ukończyć liceum, akurat to, w którym uczy się Peter Parker, gdzie wpadnie w oko pewnej blondynce. Niestety na usta ciśnie się jedno słowo: nuda.

Wobec powyższego szósty tom przygód Spider-Mana z uniwersum Ultimate wypada trochę blado. W zasadzie warto przeczytać pierwszą historię, a resztę można sobie nawet darować. Oby starcie z Hobgoblinem, które czeka nas w kolejnym tomie, przywróciło blask tej serii.

 

Tytuł: Ultimate Spider-Man tom 6

  • Scenariusz: Brian Michael Bendis
  • Rysunki: Mark Bagley
  • Przekład: Marek Starosta
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 11.03.2020 r.
  • ISBN: 9788328197817
  • Oprawa: twarda
  • Stron: 300
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Format: 170x260
  • Cena: 99,99 zł


Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus