„Aladyn” - recenzja
Dodane: 04-06-2019 21:51 ()
Disney nie ustaje w staraniach w reinterpretacji swoich kultowych animacji i przerabianiu ich na aktorskie wersje. Robi to z różnym skutkiem, raz dobrze (Księga dżungli), a raz źle (Dumbo). W tym roku otrzymamy ich rekordową ilość, a to znaczy, że ten interes jakoś się kręci i jeszcze nie zniechęcił włodarzy wytwórni do dalszej odtwórczej nieco działalności. Kolejną pozycją, którą wypluło studio Myszki Miki, jest Aladyn w reżyserii nie byle kogo, bo Guya Ritchiego. Jak poszło tym razem specem od animowanej magii kina?
Trzeba przyznać, że całkiem udanie. Przeniesienie na ekran animacji z 1992 r. nie powinno nikogo zaskoczyć niczym nowym. Ritchie nie posunął się tak daleko, jak w przypadku Króla Artura – legendy miecza i pozostał dość wierny oryginałowi. Zatem mamy młodzieńca, trochę kanciarza, trochę złodzieja, który buja się w pięknej księżniczce. Ona zaś chciałaby bardziej przyłożyć się do poprawienia losu swoich poddanych, a przede wszystkim lepiej ich poznać, nie tkwiąc zamknięta całymi dniami w pałacowej salce. Jest również zły wezyr, który pragnie władzy, a zapewni mu ją mityczny artefakt. Lampa z uwięzionym w środku dżinem, który spełni jego trzy życzenia. Szkopuł w tym, że Jaskinia Cudów kryje w sobie moc skarbów, ale jest też niedostępna dla śmiertelników, którzy nie są w stanie się im oprzeć. Toteż lampa jest na razie poza zasięgiem podłego i zdradzieckiego wezyra, chyba że znajdzie on osobę z czystym sercem, która zapewni mu dostęp do upragnionego artefaktu. Tym kimś może być nie kto inny, tylko Aladyn.
Należy przyznać, że jest w tej interpretacji arabskiej bajki sporo energetycznej mocy, bogatej scenerii, trafnego humoru i co najważniejsze dynamicznej akcji. Ritchie wpasował się w nastrój opowieści Księgi tysiąca i jednej nocy, a wygibasy aktorów, czy to skaczących i biegających po murach miasta, czy pląsających w takt orientalnej muzyki wypadają naturalnie, a przede wszystkim zapewniają godziwą rozrywkę dla widza. Czuć chemię między dżinem a Aladynem, czyli Willem Smithem a Menem Massoudem, których godzi urokliwa Naomi Scott w roli Dżasminy. Perłą tej ekranizacji jest bez wątpienia Smith grający ze swadą, charyzmą, a nadto przypominający tego aktora, który przebojem wdzierał się na duży ekran, a nie wyrobnika kopiującego każdą swoją ostatnią rolę. To dla niego warto obejrzeć produkcję Disneya. Chyba jedynym mankamentem mogą być musicalowe wstawki, bo o ile Naomi Scott udowadnia, że czuję tę konwencję dość mocno i ma niezgorszy głos, tak już Mena Massoud niekoniecznie zostanie wybitnym solistą i bez przekonania wykonuje swoje wokalne partie. Również naczelny złoczyńca wydaje się zbyt stereotypowym zakapiorem, szczęśliwie humor i lekkość tej opowieści udanie tuszują jego zbyt nadęte kwestie.
W ostateczny rozrachunku trzeba przyznać, że Disneyowi się udało. Aladyn skrzy się humorem, lekką akcją i charyzmatycznymi kreacjami. To kino familijne pełną gębą, przemyślane i sprawnie nakręcone ze wszystkimi atutami i wadami tego gatunku. Jednak Ritchie nie odwalił tu fuszerki, więc można bez wahania zabrać swoje pociechy na film.
Ocena: 7/10
Tytuł: Aladyn
Reżyseria: Guy Ritchie
Scenariusz: Guy Ritchie
Obsada:
- Will Smith
- Mena Massoud
- Naomi Scott
- Marwan Kenzari
- Navid Negahban
- Nasim Pedrad
- Billy Magnussen
- Jordan A. Nash
Muzyka: Alan Menken
Zdjęcia: Alan Stewart
Montaż: James Herbert
Scenografia: Tina Jones
Kostiumy: Michael Wilkinson
Czas trwania: 128 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus