„Doman” - recenzja
Dodane: 16-09-2018 20:49 ()
Polska filia Egmontu konsekwentnie kontynuuje prezentacje klasyki rodzimego komiksu. Szczególnie obfity pod tym względem okazał się rok bieżący, w którego toku ów wydawca zaproponował odbiorcom swojej oferty wyjątkowy album zbierający prace Waldemara Andrzejewskiego oraz pierwsze epizody barwnej wersji „Kajtka i Koka w Kosmosie”. Ponadto wiele wskazuje, że w grudniu doczekamy się trzeciej już antologii zawierającej komiksy publikowane niegdyś w magazynie „Relax”. Mało? Zatem wypada zwrócić uwagę na jeszcze jedną wyjątkową reedycję komiksów publikowanych w dobie PRL.
Mowa tu o serii „Doman”, która zarówno jakością wykonania jej warstwy plastycznej, jak i emocjonującymi fabułami wywierała znaczne wrażenie nie tylko na wielbicielach „starożytności słowiańskich”. Przede wszystkim Andrzej O. Nowakowski (wcześniej aktywny m.in. na łamach bydgoskiej popołudniówki „Dziennik Wieczorny”) nie szczędził swojej kreski, na ogół starannie cyzelując zawartość poszczególnych kadrów. Do tego w formule jednoznacznie wzbudzającej skojarzenia ze sztafażem przypisanym fantasy. W dobie lat 80. XX w., gdy przejawy tego gatunku znajdywały wśród polskich odbiorców kultury popularnej coraz liczniejsze grono zagorzałych wielbicieli, ta okoliczność nie mogła pozostać bez znaczenia. Przypomnimy bowiem, że to właśnie w tamtym czasie na łamach miesięcznika „Fantastyka” debiutowali tacy twórcy jak Feliks W. Kres (opowiadanie „Mag”) i Andrzej Sapkowski („Wiedźmin”), a wśród tzw. wydawnictw klubowych (tłumaczonej i dystrybuowanej w obiegu fanowskim literatury fantastycznej głównie z kręgu kultury anglosaskiej) coraz częściej trafiały się teksty autorstwa m.in. Henry’ego Kuttnera, Ursuli K. Le Guin, a nade wszystko Roberta E. Howarda, spopularyzowanego ekranizacją przygód jego najsłynniejszego „tworu”, tj. Conana z Cymmerii.
Toteż nie zaskakuje okoliczność, że okładkę pierwszego opublikowanego epizodu „Conana” (1986) ozdobiła ilustracja wprost nawiązująca do promującego wspomniany film plakatu. Tyle że miast mocarnego barbarzyńcy można było nań ujrzeć płowowłosego, dziarskiego woja z widocznym w tle odniesieniem do pogańskiej przeszłości Słowiańszczyzny. Również zamieszczona na okładce informacja - „Pastisz heroic fantasy wg Starej Baśni Kraszewskiego” - nie pozostawiała wątpliwości, z czym potencjalny czytelnik ma do czynienia. I rzeczywiście, bo zgodnie z opisem „Władca myszy” (bo tak brzmiał tytuł mini albumu) wprost nawiązywał do bodajże najbardziej długowiecznej powieści swego czasu bardzo popularnego Józefa Ignacego Kraszewskiego, czyli właśnie „Starej Baśni”. Stąd ów chwacki dzierżyciel solidnie wykutego miecza okazał się znanym z kart tego utworu Domanem, młodzieńcem przygarniętym przez przedstawiciela starszyzny plemiennej (i zarazem przywódcę liczącego się klanu) Wisza. Wedle podtytułu literackiego pierwowzoru fabułę osadzono w realiach IX w., w przełomowym dla przyszłej państwowości polskiej momencie, gdy podatnego na wpływy Sasów (tutaj określanych po prostu Niemcami) Popiela udało się -z niemałym trudem! - zastąpić nowym władcą, ubogim, acz rozumnym kmieciem Piastem.
Czas pokazał, że zdobycie Kruszwicy (głównego ośrodka książęcej władzy) okazało się ledwie początkiem zmagań o zachowanie niezależności wobec zaborczych sąsiadów („Krzyk orła”). Do tego przeplatanych sercowymi rozterkami Doman („Chram na Lednicy”). Nie dość na tym w dwóch epizodach bazujących na krakowskich tradycjach zawartych w nieocenionej „Kronice Polski” mistrza Wincentego Kadłubka („Pogromca smoka”, „Księżniczka Wanda”) czytelnik poznaje burzliwe losy młodego Domana w czasach przed usynowieniem przez Wisza. Z kolei nieformalna dylogia „Rogi Odyna” i w „Cieniu Światowida” przybliżają szczegóły wyprawy Domana podążającego tropem porywaczy piastowego syna w osobie Ziemowita. Ta miejscami nadspodziewanie mroczna opowieść, nawiązująca do podań o zatopionym w odmętach Bałtyku grodzie Wineta (zwanym niekiedy „Słowiańską Atlantydą”), charakteryzowała się „klimatem” najbardziej zbliżonym do nurtu heroic fantasy. Niewykluczone, że na fali utrzymującej się w początkach lat 90. popularności tej odmiany fantastyki ewentualne, dalsze odsłony serii „Doman” (skądinąd wiemy, że planowano realizacje co najmniej dwóch – „Szlaku demonów” oraz „Wojny gryfów”) być może kontynuowałyby tę tendencję.
Pomimo upływu kilkudziesięciu lat od pierwodruku zawartości tegoż albumu wciąż charakteryzuje się umiejętnie ujętą dynamiką narracji. Fabuła prowadzona jest bez zbędnych dłużyzn, acz bez przesadnego jej „oskrobywania” z partii dialogowych, w czym zdaje się celować część współczesnych twórców. Względnie często daje o sobie znać wszechwiedzący narrator, zabieg obecnie także raczej unikany. Jego „wtręty” (swoją drogą wykonane staranną, archaizowaną czcionką) zostały ograniczone do niezbędnego minimum i jakby na przekór współczesnym tendencjom przyczyniają się raczej do pogłębienia quasi-baśniowej nastrojowości poszczególnych opowieści. Uczestnicy tych fabuł na ogół łatwo zapadają w pamięć i nierzadko wzbudzają sympatię, przyczyniając się do jeszcze lepszej recepcji cyklu. Stąd o przesadnym trąceniu tzw. myszką w tym przypadku nie może być mowy. Pewne niespójności fabularne są natomiast dostrzegalne pomiędzy powiązanymi z sobą albumami „Rogi Odyna” i „W cieniu Światowida” (wątek Winety), wynikające zapewne ze zmiany na stanowisku scenarzysty (pierwszy Nowakowski rozrysował do własnego scenariusza, drugi to efekt pracy Mariusza Piotrowskiego). Ta okoliczność nie wpływa jednak na ogólnie dobry odbiór tych historii. Równocześnie autorzy chętnie „wprzęgali” w ich ramy motywy rodem z przekazów źródłowych na temat wierzeń i obyczajowości dawnych Słowian. Znać tu bowiem znajomość informacji zachowanych m.in. tekstach przywoływanego Wincentego Kadłubka, Adama z Bremy i Galla Anonima. Toteż wartość poznawcza, pomimo przewagi waloru czysto rozrywkowego, również jest w tym zbiorze dostrzegalna.
Jednak najbardziej nęcącą stroną tego przedsięwzięcia były (i są nadal) szczegółowe rysunki w wykonaniu Andrzeja O. Nowakowskiego. Stopień ujęcia detali świata przedstawionego jest co prawda różny w poszczególnych epizodach (np. nieco mniej dopracowana „Królewna Wanda”); niemniej częste tzw. siankowanie stało się znakiem rozpoznawczym twórczości tego autora. A przyznać trzeba, że nie szczędził on swego talentu i umiejętności, by sugestywnie ująć rzeczywistość przedstawioną trawestowaną na podstawie zachodniosłowiańskich „dziejów bajecznych”. Osiągnął on tym sposobem atrakcyjną wizualnie, przekonującą wizję żywotnej, dynamicznie rozwijającej się społeczności u progu wytworzenie zdecydowanie bardziej zwartej struktury protopaństwowej. Do tego z całym bogactwem jej kultury materialnej. Zgodnie z założeniem przedsięwzięcia nie mogło zabraknąć odniesień do świata nadprzyrodzonego, zasiedlanego przez istoty rodem z mitologicznych bestiariuszy. W rozrysowywaniu leśnych lich, skrzatów i personifikacji spiętrzonych fal rzecznych Nowakowski także radził sobie znakomicie. Z perspektywy czytelnika rozpoznającego tę propozycję wydawniczą w czasach jej pierwszej prezentacji piszący te słowa może ponadto dodać, że jego młodzieńcze naonczas oko w sposób szczególny cieszyło przykładanie dużej wagi autora warstwy plastycznej do scen konfrontacyjnych (vide oblężenie Kruszwicy oraz starcie Wiślan z niemieckim podjazdem). Z oczywistych względów ta okoliczność dotyczy także uzbrojenia użytkowanego zarówno przez Polan i Wiślan, jak również interweniujących w interesie koligantów Popiela Niemców.
Równocześnie warto nadmienić, że przy okazji aranżowania niektórych scen nie omieszkał on „zacytować” przejawów twórczości swoich uznanych kolegów po fachu w osobach Grzegorza Rosińskiego i Jerzego Wróblewskiego (np. na stronie 111 i 135 - nie wspominając o nieco odmienionym wizerunku Domana w trakcie poszukiwań Ziemowita, jako żywo wzbudzającym skojarzenia z jedną z najbardziej lubianych osobowości serii „Thorgal”). Nowakowski ochoczy cytował zresztą także sam siebie (m.in. str. 75, 96 i 115), paradoksalnie przyczyniając się do wytworzenia poczucia kompleksowości cyklu, swoistego uniwersum Słowian Zachodnich u progu dostrzegalnej w nieco dalszej perspektywie chrystianizacji.
Cennym uzupełnieniem zbioru jest posłowie w wykonaniu Macieja Jasieńskiego, scenarzysty komiksowego (vide m.in. „Uczeń Heweliusza” i „Krasnolud Nap”), de facto koordynatora publikacji serii z „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” oraz autora monografii poświęconej temu twórcy. Rzeczony szczegółowo (i przystępnie zarazem) przybliża dzieje realizacji i publikacji tej inicjatywy wydawniczej. Tekst wzbogacono ponadto m.in. o szkice autorstwa Andrzeja O. Nowakowskiego oraz reprodukcje rękopisu scenariusza jednego z epizodów serii. Przy poszczególnych odcinkach nie zapomniano także o zamieszczeniu okładek ich pierwszego wydania (swoją drogą w formule edycji zdecydowanie bardziej udanego od wersji wydawnictwa Orbita), co czyni ów zbiór kompletnym.
Z naturalnych względów nurtować może pytanie, czy decydenci polskiego oddziału Egmontu sięgną po inne prace powstałe przy walnym udziale Andrzeja O. Nowakowskiego… Wszak do „wzięcia” pozostaje m.in. złożona z czterech epizodów seria „Dwa miecze” (według scenariusza Marcina Rykowskiego) przybliżająca przebieg tzw. wielkiej wojny z Zakonem Krzyżackim (1409-1411). Z wywiadów przeprowadzonych ze wspomnianym plastykiem (m.in. przez redakcję magazynu „KZ”) wynika ponadto, że prezentowany niegdyś w „Fantastyce” (tj. w roku 1989) imponujący precyzją wykonania komiks „Trzy Miecze - Larkis: Pierwsza śmierć” doczekał się pełnej realizacji. Widać zatem materiału do analogicznej formy prezentacji jak ów starannie przegotowany album wciąż nie brakuje.
Tytuł: „Doman”
- Scenariusz: Janusz Florkiewicz, Krystyna Nowakowska, Andrzej O. Nowakowski,
- Rysunki: Andrzej O. Nowakowski, Mariusz Piotrowski
- Posłowie: Maciej Jasiński
- Opracowanie graficzne pierwodruków oraz materiałów dodatkowych: Jarosław Składanek, Maciej Jasiński
- Wydawca (w tej edycji): Egmont Polska
- Data publikacji: 19 września 2018 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 18,5 x 18,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 180
- Cena: 59,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie przez Wydawnictwo Interpress w latach 1986-1990.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus