„Smerfy” tom 13: „Smerfiki” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 10-09-2018 06:41 ()


O tym, skąd się biorą Smerfy, czytelnicy tej serii dowiedzieli się z poprzedniego albumu. Jak się jednak okazuje, są również inne sposoby na zasilenie skrytej pośród kniei wesołej wioseczki w rezolutną młodzież. Ten ruch ze strony twórcy serii o tyle nie zdziwił, że debiut Smerfusia okazał się nadspodziewanym hitem. Tym samym zwiększenie grona milusińskich w zapracowanej wspólnocie wydawało się w pełni uzasadnione. Temu też służyć miał trzynasty album o przygodach wychowanków Papy Smerfa.

Notabene to właśnie za jego sprawą doszło do splotu przypadków, których konsekwencją było pojawienie się wśród niebieskich skrzatów grupki ich młodszych wiekiem pobratymców. Wskutek zmęczenia spowodowanego całonocnymi pracami laboratoryjnymi nieopatrzenie doprowadził on do stłuczenia klepsydry. Tymczasem trudno wyobrazić sobie dalsze eksperymenty bez użycia tego jakże precyzyjnego czasomierza. W zaistniałej sytuacji nie pozostało mu nic innego jak wyekspediowanie trójki nieszczególnie zapracowanych Smerfów do siedziby zaprzyjaźnionego z Papą Ojca Czasu. Jak się na miejscu okazuje, zamek nobliwego mędrca skrywa nie tylko tradycyjnie funkcjonujące zegary i inne urządzenia służące do odmierzania czasu. Tym sposobem Złośnik, Nat i Gapik – bo właśnie im powierzył tę jakże ważką misję lider miniaturowej wspólnoty – realizują pragnienie m.in. skądinąd znanego doktora Fausta. Odmłodzeni i pełni młodzieńczego entuzjazmu powracają do smerfnej wioski, wzbudzając powszechne zaskoczenie przemieszane z niedowierzaniem. Także z tego względu, że ta sytuacja generuje międzypokoleniowe napięcie. Natomiast w drugiej z zaprezentowanych tu opowieści Pracuś (jeszcze bez znanego z serialu animowanego charakterystycznego kaszkietu i roboczych „ogrodniczek”), znużony codziennymi, do bólu powtarzalnymi obowiązkami, za podszeptem jednego ze Smerfów decyduje się na znalezienie rozwiązania tego problemu. Jak nietrudno się domyślić, robi to po swojemu, czego efektem jest smerfny (i zarazem wielofunkcyjny) android. Prędko okazuje się, że to dopiero początek znacznie bardziej emocjonującej intrygi z naprędce skonstruowanym przejawem sztucznej inteligencji.

Obie zebrane tu opowieści to przysłowiowy crème de la crème konceptu powstałego za sprawą wyobraźni i talentu Peyo. Niewymuszony humor, brak dłużyzn, wyraziste osobowości oraz przejrzyste, acz nieprzesadnie proste fabuły – wszystko to sprawia, że pomimo upływu trzech dekad od pierwodruku tej opowieści nadal zachowuje ona wysoką jakość w kategorii produkcji skierowanej przede wszystkim do dziecięcego czytelnika. Także z tego względu, że swoiste uniwersum Smerfów ulega wzbogaceniu o dodatkowe, trafnie pomyślane elementy. Wszak debiutujące na stronicach serii „Johan & Pirlouit” początkowo stanowiły grupkę identycznych stworków (niektórzy czytelnicy dopatrywali się w tym pomyśle satyry na ideologię marksistowską) i dopiero z czasem zyskiwały na indywidualności. W niniejszym tomie ta tendencja zostaje utrzymana. Owo urozmaicenie z oczywistych względów zapewniło serii (a przy okazji również wzmiankowanej animacji) dodatkowej grupy odbiorców. Tym bardziej że także pod względem plastycznym Peyo przejawiał wówczas pełnię twórczej formy. Stąd kadry wypełniły nakreślane z lekkością i precyzją sylwetki uczestników obu fabuł z pełną rozpiętością ich często żywiołowej mimiki i gestykulacji. Co więcej, wykonane stylem, który pomimo ewoluowania komiksowej sztuki nic a nic nie stracił na swej urokliwości.

Według zamieszczonej w niniejszym tomie zapowiedzi czytelników przygód rezolutnych i wiecznie zapracowanych skrzatów czeka chwilowy „odskok” od głównej serii. Oto bowiem szykuje się druga wizyta w Wiosce Dziewczyn. Biorąc pod uwagę udany precedens (vide „Zakazany Las”), już teraz można pokusić się o przypuszczenie, że będzie to wyprawa bardzo emocjonująca, a przy tym zilustrowana cieszącą oko „lawowaną” manierą.

 

Tytuł: „Smerfy: Smerfiki”

  • Tytuł oryginału: „Les P’tits Schtroumpfs”
  • Scenariusz i rysunki: Peyo
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Maria Mosiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dupuis
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: kwiecień 1988
  • Data publikacji wersji polskiej: 1 sierpnia 2018
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21,5 x 28,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 19,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji

Galeria


comments powered by Disqus