„Top 10” - recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 06-06-2017 17:31 ()


Alan Moore otwarcie wyraża dziś niechęć wobec przemysłu komiksowego oraz opowieści superbohaterskich. Skonfliktowany z największymi wydawnictwami autor ma jednak w dorobku stworzone dla nich komiksy, które zmieniły oblicze tego medium. „Zabójczy żart” czy „Strażnicy” to bez wątpienia dzieła wyjątkowe, które nie tylko na stałe weszły do kanonu komiksowego, ale zapoczątkowały wiele nowych trendów w opowieściach o bohaterach w rajtuzach. Natomiast stworzony kilkanaście lat później dla autorskiego wydawnictwa Moore’a „Top 10” sprawia już wrażenie gorzkiego rozrachunku z przemysłem komiksowym i satyrycznego komentarza na temat absurdów superbohaterskiej konwencji.

Mimo tego „Top 10” oraz „Strażnicy” mają jednak wiele wspólnego. Oba komiksy można uznać mianowicie za odmienne próby poważnego zmierzenia się z konsekwencjami wynikającymi z założeń, na których opierają się opowieści superbohaterskie. Rozpoczynając pracę nad „Strażnikami”, Moore zadał sobie pytanie, jak wyglądałby świat, gdyby rzeczywiście pod koniec lat trzydziestych pojawili się na nim zamaskowani mściciele próbujący wyręczyć policję w walce o sprawiedliwość. U podstaw „Top 10” stoi nieco inne pytanie – Moore zastanawia się mianowicie, jak wyglądałby świat, gdyby superbohaterowie faktycznie zaczęli się roić tak, jak ma to miejsce w komiksach. Jego odpowiedź jest jednoznaczna, świat wyglądałby absurdalnie, groteskowo, przerażająco i… mimo wszystko dość zabawnie. Tak w każdym razie prezentuje się rzeczywistość wykreowana przez maga z Northampton. W obu przypadkach, czyli w „Strażnikach” oraz w „Top 10”, Moore konsekwentnie doprowadza odpowiedzi na te pytania do ostatecznych konkluzji.

Oba komiksy różni jednak co najmniej jeden istotny element. Otóż opowieść o Komediancie i spółce została stworzona w okresie intensywnej współpracy Moore’a z przemysłem komiksowym, natomiast „Top 10” powstawał w czasie, gdy brytyjski scenarzysta szukał już alternatywnych form publikacji. Te poszukiwania stanowią osobny temat, odnotujmy tylko, że dwunastozeszytowa seria została opublikowana w latach 1999-2001 przez nowe wydawnictwo Moore’a, America’s Best Comics, które powstało dzięki współpracy z założoną przez Jima Lee w 1992 roku oficyną WildStorm. Pod szyldem ABC ukazały się także takie komiksy, jak „Liga Niezwykłych Dżentelmenów”, „Tom Strong” oraz „Promethea”. Niestety po tym, jak Lee odsprzedał WildStorm DC Comics, sytuacja ABC bardzo się skomplikowała i wiele tytułów Moore’a zostało przejętych przez znienawidzone wydawnictwo (na przykład „Top 10” ukazuje się dziś w Polsce z logo Vertigo na okładce, a symbol ABC możemy zobaczyć tylko wewnątrz tomu, na okładkach poszczególnych zeszytów). Zawiłe losy własności dzieł Moore’a to zresztą temat na osobną monografię, powiedzmy zatem tylko, że autor zapewne cierpi dziś, obserwując losy swoich komiksów i próbuje jakoś sobie z tym radzić (nie przez przypadek niedawne polskie wydanie „Miraclemana” ukazało się jako dzieło tajemniczego „pierwotnego scenarzysty”). Z drugiej jednak strony, niewykluczone, że czuje jednak drobną satysfakcję, widząc, jak jego zjadliwa satyra na amerykańskie komiksy superbohaterskie jest obecnie publikowana przez jedno z mainstreamowych wydawnictw.

Wróćmy jednak do samego komiksu. Rzecz dzieje się w Neopolis, mieście zamieszkiwanym wyłącznie przez superbohaterów. Metropolia będąca spełnieniem wizji szalonych nazistowskich architektów powstała krótko po drugiej wojnie światowej po to, żeby jakoś rozwiązać problem lawinowo rosnącej populacji superbohaterów. Tu każdy, naprawdę każdy, ma moce, kostium oraz pseudonim. W takim świecie nie ma oczywiście łotrów – są tylko superłotrzy i każdy z nich ma moce, kostium oraz pseudonim. W takim mieście porządku może strzec tylko policja składająca się z nadludzi posiadających moce... i tak dalej. Policjanci, którzy czuwają nad przestrzeganiem prawa w tym szalonym mieście, pracują w Dziesiątym Komisariacie – zwanym Top 10. Warto dodać, że swój numer komisariat zawdzięcza temu, że jest jednym z wielu komisariatów istniejących na równoległych Ziemiach. Wszystkie Zimie i wszystkie komisariaty podlegają naczelnej jednostce mającej swoją siedzibę w Wielkim Środku (ten świat, w którym Imperium Rzymskie nigdy nie upadło, poznajemy przy okazji misji jednego z policjantów Top 10). Już ten skrótowy opis nie pozostawia żadnych wątpliwości. Alan Moore, tworząc z całą powagą tę niezwykle przecież zabawną opowieść o superbohaterach, otwarcie drwi sobie z absurdalnych superbohaterskich uniwersów, multiwersów, crossoverów, spin-offów oraz zdarzeń w nieodwracalny sposób zmieniających komiksową rzeczywistość.

Akcja komiksu rozgrywa się w ciągu kilku dni pierwszej połowy października 1999 roku. Widzimy jak Robyn Slinger, niepozorna dziewczyna nieustannie taszcząca pod pachą pudełko z zabawkami – ksywka Toybox do czegoś zobowiązuje – rozpoczyna pracę na tytułowym komisariacie. Zarówno ona, jak i czytelnik, od razu zostają wrzuceni w sam środek zdarzeń. A trzeba odnotować, że na komisariacie oraz w mieście dzieje się naprawdę sporo. Dziesiątki przewijających się osób, nowe obowiązki zawodowe, kolejne przestępstwa, trudne śledztwa oraz skomplikowane stosunki pomiędzy współpracownikami i ich problemy osobiste tworzą totalny chaos, w którym trudno się połapać. Razem z nieco zagubioną początkowo dziewczyną powoli poznajemy galerię niezwykłych postaci – między innymi niebieskiego i dość mrukliwego olbrzyma Jeffa Smaxa, umiejącą przenikać materię Jackie Kowalski, sierżanta Kemlo Cezara, który jest… psem, czciciela szatana Johna Corbeau o wdzięcznym pseudonimie Król Paw (tak, ma pawi ogon), Duane’a Bodine’a znanego jako Pustynny Diabeł, Pete’a Cheneya zwanego elektrycznym Pete’em czy Irmę Geddon, chodzący arsenał wszelakiej broni. To oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej – na komisariacie pracują dziesiątki takich postaci, a nad wszystkim czuwa, a raczej stara się czuwać, kapitan Steve Traynor, który w latach czterdziestych był znany jako Jetlad.

Choć początkowo mogło się wydawać, że to właśnie Toybox będzie główną postacią, szybko staje się jasne, że Moore nie chce nikogo faworyzować i wszystkich swoich bohaterów raz po raz wysuwa na pierwszy plan, ukazując nam ich rozterki i dylematy. Pracownicy komisariatu prowadzą w ciągu tych kilku dni szereg spraw, spośród których najważniejsze staje się morderstwo handlarza narkotyków – niejakiego Stefana „Siodło” Graczika. W tym samym czasie w okolicy uaktywnia się seryjny morderca zwany Wagą, który zabija prostytutki, odcinając im głowy. Pojawiają się także kolejne skargi na nieuchwytnego Mglistego Macacza, który… no cóż, jego pseudonim mówi sama za siebie. Mimo tego natłoku osób i zdarzeń Alan Moore prowadzi swoją narrację w niezwykle przemyślany sposób. Z tego chaosu osób i spraw stopniowo wyłania się porządek, a kolejne wątki okazują się ze sobą ściśle powiązane i prowadzą do kilku mniej lub bardziej  zaskakujących rozstrzygnięć. Trzeba jednak przyznać, że oswojenie się z tym natłokiem informacji wymaga nieco czasu i koncentracji, a finał może sprawiać w tym kontekście wrażenie nieco rozczarowującego. Czytelnik, który zada sobie trud rozpracowania wszystkich zawiłości, może poczuć się trochę zawiedziony, kiedy pozna rozwiązania poszczególnych wątków. Niemniej jednak wydaje się, że w przypadku „Top 10” nie tyle wielki finał miał być najważniejszy, ile raczej wszystko to, co do niego prowadzi i właśnie na tym warto się skoncentrować.

Alan Moore wymaga bowiem od swojego czytelnika skupienia, ale wynagradza to dobrą, dynamiczną akcją, licznymi popkulturowymi odniesieniami oraz serią gagów stanowiących mniej lub bardziej uszczypliwe uwagi na temat konwencji superbohaterskiej. Jedną z takich perełek jest finał epickiego starcia ultramyszy z atomowymi kotami rozgrywającego się w mieszkaniu matki Duane’a Bodine’a. W przemyśle komiksowym o takich eventach mówi się, że po nich już nic nie będzie takie samo, tymczasem w wersji Moore’a jest dokładnie odwrotnie. Zresztą nietuzinkowe poczucie humoru Moore’a daje o sobie znać wielokrotnie – starcie ze Świętym Mikołajem, śledztwo w sprawie morderstwa jednego z nordyckich bogów, pojawienie się Godzilli (a raczej Gograha) czy krótka scena, w której nowy pracownik komisariatu, wielki robot o imieniu Joe Pi odwzajemnia się Elektrycznemu Pete’owi za jego złośliwości, sugerując, że dopuścił się molestowania automatu z przekąskami, to tylko niektóre z przykładów. Moore nie byłby sobą, gdyby nie umieścił w jednym z kadrów siebie, jako niewolnika, co stanowi chyba dość oczywistą aluzję do jego poglądów na temat sposobu, w jaki wydawnictwa komiksowe traktują twórców.

Komiks doskonale prezentuje się także pod względem graficznym. Gene Ha wspólnie z Zanderem Cannonem nadają realne kształty wizji zrodzonej w wyobraźni Moore’a. Świat zamieszkiwany przez superbohaterów stanowi mieszankę ultranowoczesnych wieżowców i rozpadających się kamienic będących siedzibą wyrzutków społeczeństwa. Realistyczne rysunki Gene Ha kontrastują z absurdalnymi mocami kolejnych postaci pojawiających się w opowieści. Rysownik często łączy ze sobą technikę suchego pędzla i gęste precyzyjne kreskowanie, dzięki czemu plansze nabierają specyficznego, brudnego charakteru. Obrazu całości dopełnia interesująca kolorystyka, w której krzykliwe stroje superbohaterów wyróżniają się na utrzymanych zazwyczaj w ograniczonej palecie barw tłach. W tomie znalazło się również miejsce na kilka dodatków w postaci szkiców poszczególnych postaci wraz z komentarzami rysownika.

 „Top 10” to bez wątpienia komiks, który znajdzie się na półkach wszystkich fanów twórczości Alana Moore’a. Docenią oni na pewno to, co stanowi od lat znak rozpoznawczy jego twórczości. Obmyślana w najdrobniejszych szczegółach struktura opowieści, która w pełni wyłania się po przeczytaniu całości, dopracowane charakterystyki wielowymiarowych postaci, komentarze odnoszące się do palących kwestii społeczno-politycznych oraz bezkompromisowe poczucie humoru to na pewno mocne strony tej opowieści. Niemniej jednak osoby, które od tego komiksu zechcą rozpocząć dopiero swoją przygodę z komiksami brytyjskiego czarownika, być może początkowo poczują się nieco zdezorientowane. Jeśli jednak uda im się przebrnąć przez pierwsze rozdziały, to później na pewno docenią scenopisarski kunszt Moore’a i trudno będzie rozstać się z oryginałami pracującymi w Top 10.

 

Tytuł: „Top 10”

  • Tytuł oryginału: „Top 10”
  • Scenariusz: Alan Moore
  • Rysunki: Gene Ha, Zander Cannon
  • Tłumaczenie: Paulina Braiter
  • Wydawca: Egmont
  • Data polskiego wydania: 05.2017 r.
  • Wydawca oryginału: DC Comics
  • Objętość: 348 stron
  • Format170x260 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena: 99,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus