„Sędzia Dredd: Kompletne Akta 13” - recenzja
Dodane: 20-02-2017 13:33 ()
Mimo że okrzyk „Prawo to ja!!!” rozbrzmiewa już od niemal 40 lat (a konkretnie od 5 marca 1977 r.) Joe Dredd, bezkompromisowy i niezłomny stróż prawa w postapokaliptycznej metropolii Mega-City One do zeszłego roku raczej nie miał u nas szczęścia. Nieśmiałe próby prezentacji jego przygód ograniczyły się bowiem do kilku występów w towarzystwie znacznie bardziej popularnych w Polsce komiksowych osobowości (m.in. pamiętny „Batman/Judge Dredd: Sąd nad Gotham”), garści krótkich form publikowanych na łamach „Świata Komiksu” i zaledwie jednego solowego albumu („Fetysz”). Wszystkie znaki na niebie oraz w zapowiedziach miłych wydawców wskazują, że ta sytuacja stopniowo ulegać będzie diametralnej zmianie.
Przejawem tej fortunnej odmiany losu są albumy opublikowane zarówno przez Studio Lain („Heavy Metal Dredd”, „Mroczna sprawiedliwość”), jak i wydawnictwo Ongrys. Owa dubeltowa ofensywa stanowi zatem idealną okazję do przejrzenia się nie tylko bezpardonowym, acz skutecznym metodom działania Sędziego Dredda, ale też dokonaniom i twórczym możliwościom autorów udzielających się pod szyldem magazynu „2000 AD”. „Kompletne Akta 13”, którymi drugie ze wspomnianych wydawnictw zainicjowało prezentacje dziejów tej – nie bójmy się tego słowa – legendarnej postaci powstały za sprawą talentów całego batalionu plastyków, wśród których wypada wymienić dobrze znanych polskim czytelnikom Liama Sharpa („Testament: Akeda”), Cama Kennedy’ego („Star Wars: Mroczne Imperium”), Johna Higginsa (pierwotny „Batman: Zabójczy żart”) i oczywiście Carlosa Ezquerrę („Pielgrzym”). To właśnie im przyszło zilustrować pochodną wyobraźni pomysłodawcy obrońcy Mega-City One w osobie Johna Wagnera, a także Alana Granta, znanego polskim czytelnikom z autorskiej interpretacji Batmana oraz Lobo.
Wszyscy ze wspomnianych panów w okresie realizacji zebranych tu opowieści (tj. w roku 1989) byli już w przeważającej mierze wprawieni w podjętym przez nich fachu, co daje się zauważyć zarówno w umiejętnie (a nierzadko też dowcipnie) prowadzonych partiach dialogowych, jak i stylistycznej różnorodności wykonania plansz zebranych w niniejszym tomie nowelek. Nie licząc przeważającego sztafażu postapokaliptycznego, na kartach blisko 300 stron albumu odnajdujemy m.in. dramat oraz groteskę z przerysowaną wizją aury politycznej Wielkiej Brytanii u schyłku lat 80. minionego wieku. Nie jest wszak tajemnicą, że grono redakcyjne magazynu „2000 AD”, składające się w dużej mierze z podstarzałych post-punków, ochoczo komentowało poczynania włodarzy tego kraju, wobec których Pat Mills oraz m.in. wspomniani autorzy na ogół zwykli wykazywać niekiedy aż nazbyt przesadny sceptycyzm graniczący z obsesją. Z drugiej strony sam Joe Dredd, swoista hiperbolizacja bezdusznego wymiaru sprawiedliwości, to równocześnie przejaw tęsknoty za tzw. silnym człowiekiem, który skutecznie i nie oglądając się na konwenanse oraz biurokratyczne uwarunkowania rozwiąże problem narastającej przestępczości. Można zatem zaryzykować twierdzenie, że skryty pod kaskiem sędzia z Mega-City One stanowił syntezę zarówno fobii, jak i być może nie w pełni uświadomionych pragnień jego pomysłodawców.
W niniejszym albumie ów osobnik o wiecznie skwaszonej minie robi to, w czym jest najlepszy i czego oczekują odeń czytelnicy jego perypetii. Toteż przemierzając rodzinną metropolię oraz bywając okazjonalnie na tzw. gościnnych występach, chętnie feruje on pełnym zakresem dopuszczalnych przez Wydział Sprawiedliwości wyroków. Tak się sprawy mają m.in. w trakcie jego pobytu w Ciudad Barranquilla, mieście terroryzowanym przez miejscowych, skorumpowanych sędziów („Bananowe miasto”). W opowieści „Młody gigant” poznajemy nastoletniego rekruta sędziowskiego fachu, który zmuszony jest okiełznać imperatyw pomszczenia brutalnie zamordowanej matki. Z kolei „Przekleństwo człowieka pająka” można interpretować w kategorii satyry na niefrasobliwość pracowników służby zdrowia oraz ogólną dehumanizację społeczeństwa. O tyle to nie dziwi, że przecież cała saga o dziejach Sędziego Dredda to zapis wyobrażeń o degrengoladzie i zezwierzęceniu rodzaju ludzkiego, przetworzona za sprawą prawideł gatunkowych fantastyki przypowieść o przepoczwarzeniach społecznych doby schyłkowych dekad XX w. „Kompletne Akta 13” w pełni wpisują się w ów zamysł przewodni cyklu i tym samym trudno spodziewać się po zgromadzonych w albumie opowieściach choćby odrobiny pozytywnych refleksji. Nie brak natomiast umiejętnie dawkowanego humoru, na ogół w jego wisielczej odmianie.
Ze względu na wspomniany wyżej udział w tym przedsięwzięciu grona sprawdzonych fachowców od kreski i plamy lektura zawartości niniejszego albumu to także okazja do przejrzenia się zarówno dojrzewającym talentom, jak i nieco mniej wprawionym, choć już dobrze zapowiadającym się artystom. Znany z nieco bardziej rozbuchanej, chropowatej kreski Liam Sharp w tym akurat przypadku („Wyznanie P.J. Możebnego”) daje się poznać jako pilny uczeń Briana Bollanda celujący w skrupulatnym ujmowaniu rzeczywistości przedstawionej. W nowelce zilustrowanej przez Cama Kennedy’ego („Kartonowe miasto”) znać już wszystkie cechy jego unikalnej, trudnej do podrobienia stylistyki: skłonność do geometryzacji, kreowania osobliwych strojów oraz scenerii wypełnionych odpadkami degenerującej się cywilizacji. Paul Marshall stawia na nieco mniej przygnębiającą nastrojowość, wyraźnie skłaniając się ku karykaturze („Opłaca się być świrem”). Mięsista, acz nieco przygaszona kolorystyka w wykonaniu Willa Simpsona („Bananowe miasto”) zaowocowała - przynajmniej w przekonaniu piszącego te słowa - najbardziej efektowną aranżacją plastyczną tegoż albumu. W „Opowieści chłopczyka” Cliff Robinson przekonująco wystylizował swoje ilustracje na rysunki wykonane przez tytułowego dzieciaka, a Chris Weston („Wielka malutka katastrofa w majtach”) w sposobie nakładania barw posłużył się strategią zbliżoną do tej, którą zwykł swego czasu stosować m.in. Pepe Moreno („Generation Zero”).
Ogólnie w wymiarze plastycznym „Kompletne Akta 13” to uczta sama w sobie oraz możliwość rozpoznania warsztatowej różnorodności autorów, którzy mniej więcej w zbliżonym okresie tchnęli nową siłę w amerykańską branżę komiksową. Biorąc pod uwagę, że nie zawiedli również nie zgorzej poczynający sobie scenarzyści, album wart jest odnalezienia się w kolekcji każdego przedstawiciela komiksowej braci. Tym bardziej że wydawca polskiej edycji przyłożył się do zachowania jej wysokich standardów edytorskich.
Wygląda na to, że „Prawo to ja!!!” nad Wisłą i Narwią rozbrzmiewać będzie zdecydowanie częściej niż do tej pory. Studio Lain już zapowiedziało publikację albumu „Ameryka”, wedle reklamowego sloganu „najbardziej kultowego dzieła z uniwersum Sędziego Dredda”. Przysłowiowej broni nie składa ponadto wydawnictwo Ongrys, które także ma w planach prezentacje dalszych losów bezkompromisowego sługi sprawiedliwości. Nie pozostaje zatem nic innego jak rezerwować miejsce na półce obok przedruków takich serii jak „Sláine" i „Ramiro”.
Tytuł: „Sędzia Dredd: Kompletne Akta 13”
- Tytuł oryginału: “Judge Dredd Complete Case Files Volume 13”
- Scenariusz: John Wagner, Alan Grant
- Rysunki: Carlos Ezquerra, Liam Sharp, Will Simpson, Cam Kennedy, Tim Perkins, John Higgins, Douglas Braithwaite, Barry Kitson, Colin MacNeil, Jim Baikie, Paul Marshall, Mick Austin, Jeff Anderson, Vanyo, Steve Yeowell, Mike Collins, Peter Ventner, Cliff Robinson, Chris Weston
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Piotr Krasnowolski
- Wydawca wersji oryginalnej: Rebbelion
- Wydawca wersji polskiej: Wydawnictwo Ongrys
- Data publikacji wersji oryginalnej (w tej edycji): 8 lipca 2009 r.
- Data premiery wersji polskiej: 25 stycznia 2017 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 22 x 29,5 cm
- Druk: kolor/czarno-biały
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 288
- Cena: 135 zł
Zawartość niniejszego albumu opublikowano pierwotnie na łamach tygodnika „2000 AD” nr 619-661 (25 marca 1989-13 stycznia 1990).
Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus