„Sláine: Świt wojownika” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 27-01-2017 21:10 ()


Zgodnie z tytułem drugiego już tomu perypetii Sláine’a Mac Rotha tym razem przenosimy się do wczesnych lat jego burzliwego żywota, zanim został on obwołany królem Tir-Nan-Og, mitycznej Krainy Młodości, zmierzył się z wyznawcami Crom Cruacha, rzymskimi legionistami oraz wspierającym ich demonem Elfrikiem. Czas gromadzenia przezeń artefaktów znanych jako Skarby Brytanii to również kwestia przyszłości, podobnie zresztą jak rola małżonka bogini urodzaju w osobie ponętnej Danu. Niemniej już na tak wczesnym etapie swoich przygód Sláine wykazywał się biegłością w rozłupywaniu czaszek swoich adwersarzy, nie zgorszą niż skądinąd znany Conan z Cymerii.

Najsłynniejszy twór wyobraźni Roberta Ervina Howarda wspomniano nieprzypadkowo, jako że celtycki rębajło to de facto parafraza tej wciąż docenianej przez wielbicieli fantasy osobowości. Wszak podobnie jak kruczowłosy Cymeryjczyk również Sláine rozpoczynał wojowniczy staż już jako nastolatek, biorąc udział w zdobyciu twierdzy na obrzeżach terytoriów jego plemienia. Obu zabijaków łączy również zamiłowanie do wędrówki, choć w przypadku drugiego z wymienionych owa włóczęga jest raczej wymuszona niż wynikła z pasji poznawania odległych krain. Tym, co jednak zdecydowanie odróżnia Sláine’a od Conana, jest jego nieoceniony towarzysz w osobie karła Ukko, zwanego w tłumaczeniu Studia Lain „krasnalem”. Nie wnikając w zasadność i przyczynę tej właśnie formy przekładu (notabene zastosowanej również przez polską filię Egmontu w zbiorczym wydaniu serii „Hugo”), nie sposób nie docenić akcentów humorystycznych gwarantowanych za sprawą tej wyjątkowo udanej postaci. Jako uzupełnienie na ogół niezbyt skłonnego do dworowania Sláine’a Ukko znakomicie sprawdza się już na tak wczesnym etapie dziejów celtyckiego wojownika.

Realia umownej epoki, w której osadzono ów cykl, zdają się bowiem nie rozpieszczać obu wspomnianych panów. Kraina Młodości sprzed pochłonięcia znacznej jej części przez fale oceanu trawią ciągłe wojny, a czczone przez tamtejsze plemiona bóstwa częstokroć domagają się całopalnych ofiar. Tymczasem zarówno tytułowy bohater, jak i jego kamrat ani myślą posłużyć za żerowisko dla wron, czego efektem są liczne konfrontacje z kultystami m.in. Wyleniałego Fega (znanego także jako Rogaty bóg). Powodów do zmartwień (a przy okazji także do pomnożenia osobistej sławy i chwały) dostarcza ponadto arcygroźna megafauna oraz wodzowie zazdrośni o skrywane przed oczami współplemieńców branki. Jak nie trudno się domyślić Sláine wychodzi z coraz to nowych opałów obronną ręką, do czego przyczynia się nie tylko jego biegłość w posługiwaniu się orężem, ale też wywołany szałem bitewnym i oddziaływaniem energii ziemi tzw. zakrzywiający spazm. Składające się na niniejszy album opowieści (m.in. „Bestia w brochu”, „Narzeczona Croma” oraz tytułowy „Świt wojownika”) zawierają wszystkie najbardziej charakterystyczne elementy tej sagi. Stąd czytelnicy opublikowanych przez Egmont „Skarbów Brytanii”, „Rogatego boga” i „Zabójcy demonów” odnajdą na jego kartach nastrój i treści analogiczne do wspomnianych chwilę temu odsłon tej serii. Okoliczność, iż powstały one pierwotnie na potrzeby komiksowego tygodnika, w niczym nie zaburza ich spójności i epickości. Ponury świat prehistorycznego matecznika Sláine’a jest w każdym calu kompletny, a pomysłodawca serii, Pat Mills, udowodnił, że z motywów zaczerpniętych z tradycji mitycznych dawnych Celtów i poprzedzających ich ludów staroeuropejskich potrafi robić właściwy użytek. Jak już wyżej zasygnalizowano, nie zabrakło również szczypty humoru; na ogół w jego wisielczej odmianie.

Ciekawostką samą w sobie są rysunki w wykonaniu trójki plastyków: Angie Kincaida, Massimo Belardinelli i Mike’a McMahona. Każdy z nich prezentuje odmienne podejście do materii komiksu: od detalicznej pieczołowitości Belardinelliego, poprzez dosycone czernią przerysowania Kincaida aż po manierę pokrewną takim weteranom „2000 AD” jak Cam Cennedy („Star Wars: Mroczne Imperium”) i Colin Wilson („Teczka”) użytkowaną przez McMahona. Wszystkie znacząco różniące się od siebie, a zarazem przesadzone w bogactwie rozbuchanych form. W kontekście warstwy plastycznej lektura tegoż albumu to również okazja do przyjrzenia się ewolucji wizerunku Sláine’a wciąż jeszcze nie w pełni przypominającego swój „odpowiednik” zaistniały za sprawą talentów m.in. Dermonta Powera i Simona Bisleya. Surowość świata przedstawionego została trafnie oddana, a popadający w szał bitewny bohater sportretowany ze stosowną ekspresją. Mankamentem strony formalnej może być natomiast jakość wydania polskiej edycji tego tytułu, która podobnie jak miało to miejsce przy okazji „ABC Warriors”, pozostawia nieco do życzenia, co do sposobu szycia albumu.

Wygląda na to, że Studio Lain ani myśli zaprzestawać prezentacji przypadków celtyckiego rębajły polskim czytelnikom. Tak przynajmniej wynika z zapowiedzi tegoż wydawcy, w których odnajdujemy dwie kolejne odsłony jednej z najpopularniejszych serii zaistniałych na kartach magazynu „2000 AD”: „Zabójca czasu” oraz wznowienie „Rogatego boga”. Można zatem śmiało rzecz, że koneserzy zarówno brytyjskiego komiksu, jak i heroicznej odmiany fantasy mogą już chłodzić szampana.

 

Tytuł: „Sláine: Świt wojownika”

  • Tytuł oryginału: „Sláine: Warriors Dawn”
  • Scenariusz: Pat Mills
  • Rysunki: Angie Kincaid, Massimo Belardinelli i Mike McMahon
  • Teksty w albumie (m.in. wprowadzenie): Pat Mills
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Damian Pietrzak
  • Wydawca wersji oryginalnej (w tej edycji): Rebellion
  • Wydawca wersji polskiej: Studio Lain
  • Data premiery wersji oryginalnej (w tej edycji): 9 listopada 2010 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 17 października 2016 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 21,5 x 30,5 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: czarno-biały
  • Liczba stron: 208
  • Cena: 69,99 zł

 Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie na łamach magazynu „2000 AD”

Galeria


comments powered by Disqus