„Zdumiewający, fantastyczny, niesamowity Stan Lee: Cudowne wspomnienia” - recenzja
Dodane: 31-10-2016 18:25 ()
Powiedzmy to sobie szczerze i nie oszukujmy się: Stan Lee to niezmiennie od kilku dekad ikona popkultury. Owo banalne w gruncie rzeczy stwierdzenie w ostatnich latach jest tym bardziej aktualne, że filmowe produkcje oparte na komiksowych hitach powstałych przy jego walnym udziale biją rekordy popularności, a kreacje pokroju Spider-Mana, Hulka i Irona Mana stanowią istotny składnik sfery rozrywki nie tylko w świecie anglosaskim. Nic zatem dziwnego, że liczący sobie blisko sto lat weteran komiksowej branży zdaje się nic nie tracić z charakterystycznego dlań wigoru.
Ochoczo pozuje do zdjęć, brata się z celebrytami, bywa na przyjęciach dla tzw. VIP-ów. Krótko pisząc: zdaje się mieć nie gorzej niż w czasach, gdy ze swadą i godną pozazdroszczenia energią prowadził strony klubowe w komiksach Marvela. Wizerunku entuzjastycznie usposobionego staruszka nie zdołała zaburzyć zarówno afera związana z należącą doń firmą internetową, jak i momentami tendencyjna (choć ogólnie wartościowa) książka Seana Howe’a „Niezwykła historia Marvel Comics”. Toteż Stan Lee niezmiennie pozostaje idolem znacznej części wielbicieli superbohaterskiej konwencji. Bez cienia przesady można śmiało rzec, że de facto jest on uosobieniem całej epoki w dziejach przemysłu rozrywkowego i tym bardziej nie zaskakuje, że jego życiorys posłuży niebawem za kanwę pełnometrażowego filmu. Zdziwienie może co najwyżej wzbudzać okoliczność, że dopiero niedawno doczekaliśmy się komiksowej wersji perypetii Stana „The Man” Lee, kreatora współczesnych mitów, osobowości porównywalnej pod tym względem co najwyżej z Charlesem Dickensem i Henrykiem Sienkiewiczem.
Współautorem tej inicjatywy (która dopiero co doczekała się swojej polskojęzycznej wersji) jest nie kto inny jak on sam. Zapewne jedynie nominalnie, tak jak zresztą wyglądało to na etapie debiutów Fantastycznej Czwórki, Daredevila i Doktora Strange’a (tj. według założeń tzw. metody Marvela). Niemniej dobór jego, nazwijmy to umownie, asystenta w osobie zasłużenie cenionego Petera Davida („Atlantis Chronicles”, komiksowa adaptacja „Mrocznej Wieży” Stephena Kinga), pozwalał mieć nadzieję na więcej niż tylko quasi-hagiograficzną opowiastkę. Po lekturze „Zdumiewającego, fantastycznego niesamowitego Stana Lee” można śmiało uznać, że ów scenarzysta, wsławiony przede wszystkim swoją pracą nad seriami „The Incredible Hulk” i „Aquaman vol.4”, także i tym razem przyłożył się do powierzonego mu zadania.
Jako że Stan Lee cieszy się opinią niepoprawnego wręcz gaduły, toteż nie było innej możliwości, by rola narratora nie przypadła właśnie jemu. Stąd podążając wraz z nurtem jego opowieści, pełnej nasyconych humorem dykteryjek (ale też i melancholijnych refleksji), czytelnik poznaje losy młodego Stanleya Martina Liebera (bo tak pierwotnie nazywał się przyszły pomysłodawca przygód Avengers), potomka rumuńskich Żydów, zafascynowanego przejawami twórczości takich autorów jak Edgar Rice Burroughs, Herbert George Wells, Mark Twain, a z czasem również William Szekspir. To właśnie efektami ich twórczych wysiłków urozmaicał on sobie lata dzieciństwa i wczesnej młodości, w czasach gdy krach na Wall Street w feralny czwartek 24 października 1929 r. doprowadził na skraj nędzy znaczną część amerykańskiego społeczeństwa. Paradoksalnie to właśnie w tym trudnym okresie dojrzewał talent Stanleya, który z czasem miał przyczynić się do zaistnienia uniwersum Marvela. Przedtem jednak dorastający Stan imał się różnych zajęć. Był m.in. pomocnikiem krawca (niezbyt przy tym docenianym), pracownikiem obsługi kina oraz twórcą pisanych na zapas… nekrologów. Na prawdziwy przełom aspirujący do rangi literata młodzieniec musiał jednak poczekać do momentu zatrudnienia w wydawnictwie Timely, w którym odnalazł się dzięki rodzinnym koneksjom (właścicielem przedsiębiorstwa był skoligacony z nim Martin Goodman). Wielki kryzys zdawał się wówczas (tj. w 1939 r.) już tylko traumatycznym wspomnieniem, a przemysł rozrywki – w tym także jego gałąź komiksowa – z miesiąca na miesiąc zyskiwał na znaczeniu. Spektakularnego sukcesu magazynu „Action Comics vol.1” nie dało się wówczas ignorować i nic w tym dziwnego, że również lubujący się w rosnących wynikach sprzedaży Goodman zdecydował o poszerzeniu oferty swojego wydawnictwa o tytuły z udziałem superbohaterów. Początkowo Stan funkcjonował w firmie na zasadzie „przynieś, wynieś, pozamiataj”, doglądając wyposażenia biurek Joe Simona i Jacka Kirby’ego (naonczas zaangażowanych przy realizacji magazynu „Captain America Comics”). Niemniej jak wszystkim wielbicielom produkcji spod szyldu Domu Pomysłów doskonale wiadomo, był to ledwie zaczątek pierwszego aktu błyskotliwej kariery, która trwale przeobraziła superbohaterską konwencję.
Komiks do scenariusza Petera Davida (piszący te słowa konsekwentnie upierał się będzie, że to właśnie rzeczony jest faktycznym twórcą tej opowieści) przybliża kolejne etapy życiorysu bohatera tego komiksu. Nie zabrakło zatem najbardziej owocnego momentu aktywności Stana Lee, tj. pierwszej połowy lat 60. minionego wieku (wówczas na łamach m.in. takich magazynów jak „Amazing Fantasy”, „Journey into Mystery” i „Strange Tales”, debiutowali ikoniczni herosi Marvela), ale też raczej z rzadka wieńczonych powodzeniem prób przebicia się do innych sfer przemysłu rozrywkowego (w tym zwłaszcza kinematografii i telewizji) w kolejnych dwóch dekadach. „Cudowne wspomnienia” to siłą rzeczy także opowieść o – nazwijmy to umownie – pozakomiksowym życiu bohatera tej publikacji: służbie w armii Stanów Zjednoczonych podczas II wojny światowej, spełnionego życia małżeńskiego, przysłowiowego parcia na szkło oraz okazjonalnych spotkań ze znaczącymi osobistościami[1]. Nie da się bowiem ukryć, że w wyszukanym towarzystwie Stan Lee czuł się niczym przysłowiowy pączek w maśle.
Jak już wyżej zasygnalizowano, Peter David zdołał uniknąć popadnięcia w nadmierną hagiografizację, choć nie da się ukryć, że przybliżone tu fakty zostały ukazane z perspektywy Stana Lee. Tym samym niniejszy tytuł można do pewnego stopnia uznać za próbę polemiki z wersją wydarzeń zawartą we wspomnianej „Niezwykłej historii Marvel Comics”. Nie znajdziemy tu jednak w pełni satysfakcjonujących odpowiedzi na kontrowersje m.in. w kontekście zakończenia współpracy Lee z Jackiem Kirby i Stevem Ditko, lecz raczej powtórzenie wcześniejszych jego deklaracji oraz garść niejednoznacznych eufemizmów (jak np. w kontekście skandalu wokół należącej doń firmy internetowej). Mimo wszystko dobrze jest poznać choćby zdawkowe tłumaczenia współtwórcy Spider-Mana wobec zarzutów formułowanych wobec niego zarówno przez Seana Howe’a, jak i m.in. potomków Jacka Kirby’ego.
Model narracji przyjęty w tej opowieści obfituje w liczne urozmaicenia i podsycanie dynamiki akcji, stylizowane według standardów klasycznych komiksów Marvela. Stąd środki stylistyczne, którym posłużyła się autorka warstwy plastycznej tego tytułu – Colleen Doran - znajdują swój pierwowzór na stronicach m.in. takich serii jak „Fantastic Four vol.1” i „Strange Tales” (z udziałem Doktora Strange’a) czy powstających na zlecenie DC Comics „New Gods vol.1” i „OMAC One Man Army Corps”. W albumie odnajdziemy ponadto cyfrowo odświeżone (choć na szczęście bez nadmiernych modyfikacji kolorystycznych) reprodukcje okładek wybranych tytułów Domu Pomysłów z czasów, gdy Stan Lee uczestniczył w ich współtworzeniu. Niektóre sceny (np. pierwsze spotkanie rzeczonego z jego przyszłą żoną) być może dla części czytelników wydadzą się zaskakująco znajome. Owych „smaczków” jest tu zresztą więcej, a wspomniana autorka, pomimo pozornie nieco staroświeckiej maniery rysunku, wykazuje się znacznymi umiejętnościami warsztatowymi, płynnie przechodząc od stylu bliskiego realizmowi (choć zwykle ignorując użycie światłocienia) po animacyjną groteskę i humorystyczne przerysowania. Podobieństwo występujących tu autentycznych postaci (w tym m.in. Pameli Anderson, George’a Busha Młodszego i skądinąd znanego Boba Kane’a) zazwyczaj zostało trafnie uchwycone.
„Cudowne wspomnienia” to pozycja nie wolna od typowego dla amerykańskich celebrytów samouwielbienia, ale też i odrobiny szczerej autorefleksji. Nade wszystko jednak jej potencjalny odbiorca zyskuje okazję do zapoznania się z zapisem przeszło 70 lat rozwoju komiksowej branży w mateczniku tego medium z perspektywy jednego z jej najbardziej wpływowych przedstawicieli. Co prawda z przyczyn nie zawsze obiektywnych dokonano mniej lub bardziej finezyjnej selekcji faktów. Niemniej w ogólnym rozrachunku wypada zaliczyć ten tytuł do wartościowych i bezapelacyjnie godnych uwagi osób zainteresowanych historią wydawnictwa Marvel i ogólnie superbohaterskiej konwencji.
Tytuł: „Zdumiewający, fantastyczny, niesamowity Stan Lee: Cudowne wspomnienia”
- Tytuł oryginału: „Amazing, fantastic, incredible Stan Lee: A Marvelous Memoir”
- Scenariusz: Stan Lee i Peter David
- Szkic i tusz: Colleen Doran
- Kolor: Bill Farmer
- Renowacja materiałów archiwalnych: Allan Harvey
- Pomoc w przygotowaniu przestrzeni plansz: Rantz Hoseley
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Kamil Śmiałkowski
- Wydawca wersji oryginalnej: Pow! Entertainment
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wersji oryginalnej: 3 listopada 2015
- Data publikacji wersji polskiej: 5 października 2016
- Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
- Format: 16,5 x 25,5 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 180
- Cena: 59,99 zł
[1]Niestety nie uwzględniono spotkania z redakcją wydawnictwa TM-Semic wczesną jesienią 1992 r., co wypada uznać za karygodne niedopatrzenie ze strony autora scenariusza.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus