"Z archiwum Jerzego Wróblewskiego" tom 7: "Kapitan Jasny" - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 21-09-2015 19:53 ()


Zdawać się mogło, że zgodnie z dotychczasowym trybem publikacji cyklu przybliżającego dorobek Jerzego Wróblewskiego z czasów jego współpracy m.in. z „Dziennikiem Wieczornym” – tj. dwa albumy rocznie – limit tej inicjatywy został w bieżącym roku osiągnięty. Jak się jednak okazuje nic z tych rzeczy!

Dowodem tego jest kolejny już – po „Tarzanie” i „Brunatnym Pająku” – zbiór komiksowych pasków autorstwa wspomnianego klasyka datowany na 2015 r. Tym razem opiekunowie tego projektu zdecydowali się przybliżyć perypetie przedstawiciela Milicji Obywatelskiej w osobie kapitana Jasnego. Na co dzień zaangażowany w bieżące prace Komendy Miejskiej w Bydgoszczy być może ustępuje elegancją i ogólnym obyciem swojemu znacznie bardziej znanemu koledze z warszawskiej centrali (wszak Jan Żbik nieprzypadkowo zyskał miano „Supermana z MO”). Niemniej także kapitan Jasny robi co może, aby należycie wywiązywać się z zaszczytnych obowiązków wobec Polski Ludowej. Ta zaś, oprócz m.in. tzw. przejściowych trudności gospodarczych, boryka się z permanentnym zagrożeniem ze strony zachodnio-niemieckich rewizjonistów. Zwłaszcza że owi szubrawcy ani myślą sankcjonować traktatu z 7 grudnia 1970 r. pomiędzy PRL a RFN w sprawie uznania przez tą drugą granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Stąd próba infiltracji obszarów niegdyś wchodzących w skład III Rzeszy (a zatem całkiem niedaleko Bydgoszczy) przez jurgieltników na usługach imperialistycznego reżimu z Bonn. Jak przystało na lojalnego, a przy tym patriotycznie usposobionego funkcjonariusza MO, kapitan Jasny z godną pozazdroszczenia energią przystępuje do rozpracowywania wrażej siatki szpiegowskiej. W swoich działaniach wykaże się on nie lada sprytem, przenikliwością i nadzwyczajnym heroizmem nie dając pardonu kontestatorom post-jałtańskiego porządku.

Brzmi jak standardowy przejaw propagandy z czasów kierowania „rodzimą” partią komunistyczną przez Władysława Gomułkę, a następnie Edwarda Gierka? Nieprzypadkowo. Tak się bowiem złożyło, że to właśnie w owym czasie obawy przed terytorialnymi pretensjami ze strony Niemiec Zachodnich sięgnęły zenitu w Polsce. Z dzisiejszej perspektywy cała sytuacja może wzbudzić u większości czytelników co najwyżej rozbawienie; zwłaszcza w kontekście współczesnego uzależnienia Polski – tak gospodarczo jak i politycznie - od de facto sterującej Unią Europejską Bundesrepubliki. Tymczasem do śmiechu na pewno nie było Gomułce (emocjonalnie związanego z tzw. Ziemiami Odzyskanymi jako niegdysiejszy szef resortu zajmującego się scaleniem tych obszarów z resztą kraju), do którego nieformalnymi kanałami dotarły wieści o rozmowach przeprowadzonych przez Aleksieja Adżubeja (zięcia Nikity Chruszczowa) ze stroną niemiecką w sprawie ewentualnego włączenia do NRD Szczecina. Nie ma zresztą potrzeby daleko szukać, jako że kanclerz Helmut Kohl, ponoć nad wyraz nam przyjazny, niebawem po upadku Muru Berlińskiego stwierdził, że prędzej zrzeknie się swojej funkcji niż uzna trwałość granicy z Polską. Zdanie zmienił dopiero pod silną presją Amerykanów, którzy w wypadku obstawania rzeczonego przy swoim zdaniu zagrozili zablokowaniem procesu jednoczenia Niemiec. Zresztą i dziś wśród berlińskich prominentów nie brakuje osobników, według których ów proces nie został jeszcze w pełni zrealizowany. Świadomość, że mogą oni liczyć na swoich stronników w Warszawie (wiosną 2013 r. ujawniono kulisy finansowania przez wywiad RFN Kongresu Liberalno-Demokratycznego, partii, której aktywiści nadal stanowią kadrowy trzon Platformy Obywatelskiej) sprawia, że wciąż nie tracą oni z oczu perspektywy powrotu do „niemieckiej macierzy” m.in. Wrocławia, Opola, Gdańska i Olsztyna.

 

Co prawda na obecnym etapie owo zagadnienie nie należy do zestawu tematów zaprzątających uwagę brodatych rurkowców aspirujących do rangi inteligentów. Paradoksalnie tego typu zahamowań nie przejawiała machina propagandowa PRL, dla której niemiecki rewizjonizm stanowił jeden z zasadniczych i często eksploatowanych wątków. Nic zatem dziwnego, że jej refleksy odnajdujemy również w przejawach kultury popularnej doby lat siedemdziesiątych minionego wieku. Do nich zaś zalicza się również komiks o zmaganiach kapitana Jasnego z imperialistycznymi szpiegami. Spoglądając jednak na zebrane w niniejszym tomie opowieści („Złota Doxa” i „Kryptonim Pająk”), z pominięciem ideologicznych uwarunkowań, okaże się, że mamy do czynienia ze sprawnie i wartko zaprezentowanymi historiami. Nie są to może utwory o nadmiernym stopniu fabularnej komplikacji. W swojej kategorii (tj. typowej sensacji umilającej czas czytelnikom poczytnej popołudniówki) w pełni się ponoć sprawdzały, a i współcześnie wciąż zachowują one sporo ze swej dawnej jakości. Równocześnie przybliżenie tych opowieści stanowi kolejną okazję do przypomnienia mało znanej części dorobku nie tylko Jerzego Wróblewskiego, ale też znacznie mniej znanego wśród wielbicieli komiksu Andrzeja Białoszyckiego. Przyznać trzeba, że warto, bo ewidentnie dobrze czuł on naturę obrazkowych opowieści. A na pewno nie gorzej niż Stefan Weinfeld, który stworzył większość skryptów do najbardziej znanych tytułów rozrysowanych przez Wróblewskiego (m.in. „Legendy Wyspy Labiryntu”, „Hernan Cortes i podbój Meksyku”).

  

Sam zaś mistrz Jerzy po raz kolejny udowodnił, że na ówczesnym etapie swojej twórczości (tj. latem 1974 r.) przejawiał już w pełni ukształtowany i łatwo rozpoznawalny styl, a tym samym był gotów do realizacji pełnowymiarowych projektów na potrzeby ogólnopolskich wydawnictw. Tytułowy kapitan Jasny momentami jawi się jako nieco uboższa replika wciąż lubianego przez istotną część polskich czytelników Jana Żbika. Stąd niniejszy album z powodzeniem może odnaleźć się również w ich kolekcjach na zasadzie swoistego uzupełnienia przypadków niezmordowanego milicjanta. W szybko, acz precyzyjnie prowadzonej kresce znać już wprawę zaprawionego w boju plastyka. Równocześnie daje się zauważyć charakterystyczne dla stylistyki rzeczonego twórcy schematy plastyczne. Widać to zwłaszcza w kanciastych, złowrogich fizjonomiach dywersantów, jako żywo wzbudzających skojarzenia z rekrutami Werwolfu. Tych zaś Wróblewski miał okazję portretować ledwie dwa lata wcześniej na kartach finalnego epizodu propagandowej serii „Podziemny Front” („W pułapce”). Równie wprawnie poczynał on sobie w konwencji humorystycznej, odnosząc się do standardowych problemów codzienności PRL (braki w zaopatrzeniu etc.). Stąd tak jak w poprzednich odsłonach „Z Archiwum…”, także i w niniejszym tomie odnajdziemy zestaw zwykle przewrotnych humoresek. Natomiast istotnym novum jest zdobiąca okładkę ilustracja, którą specjalnie na potrzeby tej publikacji przygotował Jacek Michalski („Tajemnice D.A.G. Fabrik Bromberg”, „Wolna Polska – 650 metrów pod ziemią”).

Tak jak w przypadku opublikowanego w maju 2015 r. „Tarzana”, także i tutaj odpowiedzialny za rekonstrukcję prac Wróblewskiego Maciej Jasiński zdecydował się dokonać modernizacji oryginalnego materiału poprzez przeniesienie tekstów spod kadrów (tak jak miało to miejsce m.in. w zaprezentowanych wcześniej „Rycerzach prerii” i „Skarbie Irokezów”) w przestrzeń tzw. dymków. Uczciwie trzeba przyznać, że ów zabieg przyczynia się do zwiększenia dramaturgii tych utworów, jak również ogólnej ich przyswajalności. Czy identyczna formuła zostanie zastosowana także w kolejnych tomach „Z Archiwum…” przekonamy się już w przyszłym roku. Przygotowywane obecnie komiksy zapowiadają się interesująco i różnorodnie („Zemsta faraona”, „Pod korsarską banderą” oraz kolejne westerny: „Ringo” i „Montana”). Stąd już teraz warto wyczekiwać ich premiery.

Tytuł: "Z archiwum Jerzego Wróblewskiego" tom 7: "Kapitan Jasny"

  • Scenariusz: Andrzej Białoszycki
  • Rysunki: Jerzy Wróblewski
  • Okładka: Jacek Michalski
  • Przygotowanie okładki: Andrzej Janicki
  • Rekonstrukcja pasków i dymki: Maciej Jasiński
  • Wydawnictwo: Ongrys
  • Data premiery: 12 września 2015 r.
  • ISBN: 978-83-61596-67-7
  • Format: 295x210 mm
  • Liczba stron: 40
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: czarno-biały
  • Cena: 24,90 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w „Dzienniku Wieczornym” od 4 czerwca do 16 lipca 1974 r.(„Złota Doxa”) oraz od 24 lipca do 29 sierpnia 1974 r. („Kryptonom Pająk”).

Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus