„Durango” tom 5: „Strzały nad Sierrą” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 06-03-2015 18:00 ()


Akcja niniejszego albumu rozpoczyna się w chwili dla jej głównego bohatera nieszczególnie komfortowej. Lokalni stróżowie prawa właśnie szykują dlań stryczek i tym samym wydaje się, że los bohatera jednego z najbardziej udanych komiksowych westernów jest już przesądzony. Oczywiście nic z tych rzeczy, bo przed skazańcem jeszcze co najmniej kilkanaście występów w poświęconej mu serii.

Nie ma jednak nic za darmo, bo twarde realia Dzikiego Zachodu to nie miejsce dla płaczliwych maminsynków. Układ jest prosty: Durango rozprawi się z bandą meksykańskich rzezimieszków grasujących na pograniczu z Teksasem w zamian za co uzyska od władz stanowych amnestię oraz wynagrodzenie w wysokości 5 tys. dolarów. Owi problematycznie „guerilleros” tęgo bowiem dali się we znaki m.in. rabując pociąg transportujący broń i amunicje, a także przygraniczne farmy i miasteczka. Trup ściele się gęsto, a dowódcy lokalnych garnizonów nie są w stanie poradzić sobie z nieuchwytnym wrogiem. Aprobata ze strony Durango zapewne nikogo nie zaskoczy (zwłaszcza w kontekście jego – delikatnie rzecz ujmując – nieszczególnie komfortowej sytuacji). Szkopuł w tym, że szajce wyjątkowo problematycznych łotrów przewodzi dobry znajomy bohatera tej serii. Amos Rodriguez (bo o nim właśnie mowa) nie porzuca bowiem swojej antyreżimowej działalności, skupiając wokół siebie zarówno szczerych oponentów dyktatury Porfirio Diaza jak i amatorów łatwego zarobku, plądrujących północno-zachodnie kresy Meksyku. Jak już wcześniej wspomniano - Durango korzysta z okazji ocalenia od szafotu i tym samym podejmuje się zaproponowanej mu misji. Ma on jednak nieco inne plany, w których realizacji nie przeszkodzą mu zarówno zleceniodawcy jak i przydzielona doń obstawa.

O ile w pierwszych tomach tej serii autor zaproponował dość schematyczne (choć zarazem sprawnie prowadzone) opowieści, wzorowane na tzw. spaghetti-westernach, o tyle wraz z epizodem czwartym („Amos”) linia fabularna ulega wyraźnemu zagęszczeniu. Przewodnią intrygę wzbogacono o podtekst polityczny i społeczny przy równoczesnym zachowaniu jej czysto awanturniczego posmaku. Podobnie rzecz się ma na kartach „Strzałów nad Sierrą”, kontynuującą wątki zawarte w poprzednim albumie. Sam Durango, choć aktywnie uczestniczy w rozgrywających się tu wydarzeniach, zdaje się jakby zepchnięty na nieco dalszy plan niniejszej opowieści. Ciekawym urozmaiceniem wśród udzielających się tu osobowości jest Maximilian von Ruhenberg, potomek niemieckich arystokratów (a zarazem posiadaczy licznych fabryk w Bawarii) owładnięty koncepcjami marksistowskimi, któremu zamarzyło się ich wdrażanie na meksykańskim gruncie. Jak przystało na utwór powstały w obszarze oddziaływania kultury frankofońskiej, zwykle ideologii marksistowskiej przychylnej, także i w tym przypadku nie szczędzono wysiłku by nadać reprezentującej ją postaci maksymalnie korzystny rys. Cholerycznie usposobiony idealista rzeczywiście może wzbudzać sympatię czytelników. Natomiast nieco sztampowo jawi się eksploatowanie motywu tzw. głupiego Meksa, aż nadto ogranego w westernowych produkcjach po schyłek lat osiemdziesiątych minionego wieku. Toteż owa przebrzmiała formuła prezentacji razi swoim uproszczeniem. Z drugiej strony interesująco rozwinięto postać Amosa Rodrigueza.

 

W „Strzałach nad Sierrą” siłą rzeczy nie mogło zabraknąć licznych strzelnian, pościgów i zasadzek. Równocześnie autor zadbał, aby ów utwór był czymś więcej niż tylko ciągiem konfrontacji, dzięki czemu na rozwoju rysu charakterologicznego zyskuje nie tylko wspomniany przywódca watahy rebeliantów, ale także osobowości z dalszego planu (m.in. Luis Ortega i tropiący Amosa Logan). Być może nie jest to fabuła tej klasy co „trylogia meksykańska” zawarta w trzecim wydaniu zbiorczym „Blueberry’ego”; niemniej dla wielbicieli westernu i ogólnie energetyzujących fabuł, niniejszy tom przypadków Durango nie powinien sprawić zawodu.

Skala pieczołowitości nie jest tu może aż tak znaczna jak w „Księciu Nocy”, którym to tytułem szanowny autor swego czasu zauroczył czytelników magazynu „Świat Komiksu”. Brak tu bowiem tej skali „siankowania” z jaką mieliśmy do czynienia w serii o zmaganiach rodu Rougemont czy prezentowanej na łamach „Fantasy Komiks” „Legendzie”. Yves Swolfs dołożył jednak wszelkich starań, aby wpisać się w poetykę ukształtowaną dla frankofońskiego westernu przez Jeana Girauda we wzmiankowanym „Blueberrym”. Stąd także i tutaj autor zadbał o szczegółowe rozrysowanie kostiumów z epoki, ekwipunku. którym zwykli się posługiwać ówcześni bywalcy meksykańskich bezdroży oraz górzystych przestrzeni tego kraju. Biorąc pod uwagę, że w uprawianym przezeń zawodzie jest on wysokiej klasy fachowcem, toteż i efekt jego twórczych wysiłków najzwyczajniej cieszy oko. Nie tylko ze względu na wspomnianą skrupulatność według standardów m.in. Eddy’ego Paape („Luc Orient”, „Marc Dacier”) i Christiana Denayera („Les Casseurs”, „Wayne Shelton”), ale też intensywną kolorystykę trafnie ujmującą upalny klimat regionu, w którym rozgrywa się owa historia.

Finał „Strzałów nad Sierrą” pozostawia czytelnika z otwartym zakończeniem. Szykuje się zatem obowiązkowo eksplozywne zwieńczenie tej opowieści, które zapewne będzie nam dane poznać nie później niż przy okazji tegorocznej edycji Festiwalu Komiksowa Warszawa.

 

Tytuł: „Durango” tom 5: „Strzały nad Sierrą”

  • Scenariusz i rysunki: Yves Swolfs
  • Tłumaczenie z języku francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca: Elemental
  • Data wydania: 23 lutego 2015 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21 x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 38 zł

Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.

 


comments powered by Disqus