"Poradnik pozytywnego myślenia" - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 15-01-2013 21:28 ()


David O. Russell tym razem oddala się od boksu, choć nadal przypatruje się naszym codziennym przywarom. Czy Amerykańska Akademia Filmowa słusznie uczyniła, nominując „Poradnik pozytywnego myślenia” do ośmiu najważniejszych kategorii oscarowych?

Najnowszy film reżysera „Fightera” jest komediodramatem, adaptacją literackiego debiutu Matthew Quicka, pod tytułem „Silver Linings Playbook”. Obraz skupia się na losach Pata Solitano. Pat jest niczym niewyróżniającym się facetem, który przeżył osobisty kryzys. Nakrył bowiem swoją żonę na romansie, po czym pobił dotkliwie jej kochanka i wywołał taką burzę, że musiał zostać wysłany do szpitala psychiatrycznego. Obserwujemy perypetie postaci granej przez Bradleya Coopera po wyjściu z tego ośrodka.

Straciwszy ukochaną, pracę i dom, chorując na zaburzenia afektywne dwubiegunowe i mieszkając u rodziców, Pat stara się odbudować swoje życie. Czyta książki, uprawia sport – robi wszystko, by zachować pozytywne samopoczucie i odzyskać swoją żonę. Sprawy jednak ulegają komplikacji, kiedy spotyka Tiffany, która również przeżyła dramat w postaci śmierci swojego męża. Dziewczyna postanawia mu pomóc pod warunkiem, że spełni jej taneczne ambicje. W ten sposób rodzi się nietypowa więź, a rozwój wydarzeń przybiera nieoczekiwany obrót.

Najnowsza produkcja Russella jest nieskomplikowaną historią o potrzebie obecności, miłości i funkcjonowaniu w najbliższym otoczeniu, ukazana na tle amerykańskiej prowincji. Nie byłaby ona na tyle absorbująca, gdyby nie kreacje poszczególnych aktorów oraz relacje pomiędzy nimi. To drugi raz, po „Jestem Bogiem”, kiedy widzimy Bradleya Coopera i Roberta De Niro razem na ekranie. I w porównaniu z tamtym efektownym thrillerem, chemia zachodząca między tymi aktorami w „Poradniku…” wydaje się być bardziej wyrazista i złożona.

De Niro gra ojca-tetryka zmanipulowanego przez telewizję, oglądanie meczów i zakłady bukmacherskie. Podobnie jak w ostatnich rolach i tutaj nie błyszczy tak jak w najlepszym okresie swojej kariery, gdy grał gangsterów i policjantów. Udaje mu się jednak stworzyć wiarygodną kreację głowy rodziny - męża kryjącego się za fasadą nadopiekuńczej żony, mającego problemy z wyrażaniem swoich uczuć. Widok płaczącego De Niro potrafi poruszyć. A tak dzieje się w tym filmie.

Nic jednak nie równa się z rolą Jennifer Lawrence, nominowaną za nią do Oscara (podobnie jak wcześniej wymienieni Cooper i De Niro). Lawrence swoją charyzmą, szczerością i lekkością dodaje wigoru wdowie po policjancie, mającej lekko „nierówno pod sufitem”. Choć rywalizacja w tegorocznych Oscarach w kategorii „najlepsza aktorka pierwszoplanowa” jest spora – Lawrence stanie w szranki z Naomi Watts i Emmanuelle Riva – to rola Tiffany była jedną z ciekawszych i najbardziej wyrazistych kreacji kobiecych, jaką widziałem ostatnio w kinie i jako taka nie powinna zostać zignorowana przez Akademię.

A co można powiedzieć o samej adaptacji filmowej? Historia, która snuje się przez bite dwie godziny przepełniona jest okruchami życia. Widzowie, którzy zostali zachęceni do seansu poprzez zwiastun, mogą okazać się nieco zaskoczeni – film nie jest tak sielankowy i humorystyczny, jak wskazuje na to zapowiedź. Dużo jest w nim poważnych rozmów, poruszających scen skruchy, a nawet bójek. Russel jednak kontroluje sytuację – utrzymuje harmonię między momentami dramatu i traumy, a scenami humorystycznymi, nie pozwalając żadnemu z nich przeważyć. Dodatkowo, wraz z Tiffany, pojawiają się również elementy romantyczne. Nie mamy tutaj jednak do czynienia z klasyczną historią o miłości – ma ona w tym filmie wiele oblicz i nie skupia się wyłącznie na sferze namiętności i pożądania. Russel o wiele większą uwagę skupia na miłości rodzicielskiej, przyjacielskiej oraz zwyczajnej, do bliźniego. Pojawia się co prawda brat Pata i widać również pewne aspekty braterstwa, elementy te jednak nie zostały do końca ciekawie ukazane. W tej sprawie niejako zmarnowano potencjał.

Podobnie jak w „Locie nad kukułczym gniazdem”, reżyser między wierszami kąśliwie krytykuje metody leczenia przez psychiatrów oraz brak realnych rozwiązań na pomoc pacjentowi, gdy ten próbuje uporać się ze swoją psychiką. „Poradnik pozytywnego myślenia” nie jest  jednak filmem o wariatach, choć przepełniony jest osobami niemyślącymi racjonalnie, motywowanymi dziwnymi, groteskowymi przesłankami. Nawet, gdy przychodzi nam zmierzyć się ze szczęśliwym zakończeniem, niczym z komedii romantycznej, nie mamy poczucia, że główni bohaterowie będą „żyli długo i szczęśliwie”. Jedynie świat wokół nich nabrał harmonii, uporządkował się. Wyzwania pozostają nadal – trzeba znaleźć pracę, założyć nowy dom, spłacać rachunki, zacząć nowe życie.

I chyba w tym tkwi największa siła najnowszego obrazu Russella – nie mami surrealistycznymi marzeniami rodem z „Pretty Woman”. Szkoda tylko, że pomimo ciekawej gry aktorskiej i doskonałego montażu, nie udało się stworzyć chociaż jednej sceny, która mogłaby pozostać w pamięci na dłużej niż miesiąc. Z drugiej strony, gdyby popatrzeć tak z dystansu, „Poradnik pozytywnego myślenia” to ciekawy obraz, jeżeli chodzi o motywację. Potrafi przekonać, jak bardzo ważne jest przebaczanie sobie małych grzeszków i świadomość, że posiada się gorszą stronę, mogącą się ujawnić w najmniej oczekiwanym momencie. Ale czy to wystarczy, by zdobyć laur „najlepszego filmu” w Oscarach 2013? Szczerze w to wątpię.

 

Tytuł: "Poradnik pozytywnego myślenia"

Scenariusz i reżyseria: David O. Russell

Obsada:

  • Bradley Cooper
  • Robert De Niro
  • Jennifer Lawrence
  • Jacki Weaver
  • Julia Stiles
  • Chris Tucker
  • Anupam Kher
  • Brea Bee

Muzyka: Danny Elfman

Zdjęcia: Masanobu Takayanagi

Montaż: Jay Cassidy, Crispin Struthers  

Czas trwania: 122 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


comments powered by Disqus